Toksyczny związek to nie tylko walka. Człowiek się w nim zmienia, przeżywa różne stany, jakich nie doświadczyłby z kimś innym, bezproblemowym. Jeden męczy drugiego, stale sącząc tę truciznę.
Katarzyna Szczerbowska: Niechęć nie pojawia się nagle. Jak rozpoznać, że związek, w którym tkwimy, jest toksyczny?
Martin Walczak, psycholog prowadzący terapię par: Boli brzuch, boli głowa na samą myśl o powrocie do domu. Opadamy z sił. Mamy kłopoty z przemianą materii. Zazwyczaj takie związki nazywamy toksycznymi, bo czujemy się w nich zatruci. Dusimy się. Zamiast zyskiwać energię, tracimy ją. Sygnałem, że coś jest nie tak, może być to, że nie chce się nam wracać z pracy, że odwlekamy moment powrotu do domu. Szukamy pretekstów, by oderwać się od tego, co nas czeka po powrocie.
Obwiniamy samych siebie, że niedostatecznie mocno kochamy, że nie spełniamy oczekiwań partnera. Silnemu poczuciu winy towarzyszy bezradność i bezsilność, poczucie, że nic nie jesteśmy w stanie zmienić i że tkwimy w sytuacji bez wyjścia.
Warto pomyśleć też o łóżku. W toksycznych relacjach pożycie albo zwyczajnie zanika albo, jeśli jest kontynuowane, kobieta ma wrażenie, że w jakiś sposób jest wykorzystywana, a jej granice przekraczane. Po wyjściu z łóżka czuje niechęć albo do partnera, albo do siebie. W takiej sytuacji trudno o poczucie bezpieczeństwa, bliskości i satysfakcji.
Martin Walczak: Toksyczna relacja to nie zawsze taka, w której ludzie się kłócą, wrzeszczą na siebie, tłuką talerze i rzucają się sobie do gardeł. Czasem to wszystko dzieje się bardzo subtelnie. Jeden męczy drugiego, stale niemal niezauważalnie sącząc truciznę.
Tak bywa, kiedy np. jesteśmy z człowiekiem, który nas nieustannie kontroluje. Wysyła SMS-y, dzwoni i bada, co w danym momencie robimy. Nawet jeżeli są to miłe rozmowy i listy, to taka stała obecność drugiej osoby może być nie do zniesienia. Znam parę, w której kobieta dokładnie rozliczała z czasu swojego męża. Ile powinno mu zająć wracanie z pracy do domu… I kiedy jego powrót się przedłużał, np. z powodu korków na mieście, bombardowała go SMS-ami i telefonami. Były kanapki do pracy, pyszne obiady, wyznania miłosne, ale związek zniszczyła tym, że nie dawała facetowi odetchnąć, zajmowała się nim, nie sobą.
Relację zatruwa też partner, który zamiast wspierać i doceniać, wciąż krytykuje. Przy kimś takim zaczynamy czuć wstyd i tracimy sympatię do siebie, wiarę w siebie. Taki partner niesie w sobie pretensje do całego świata, a druga połowa dostaje po głowie, ponieważ jest pod ręką.
Trudne i puste może być też życie z narcyzem, kimś, kto zwraca uwagę tylko na siebie, mówi wyłącznie o sobie, który uważa, że tylko jego sprawy są istotne. Ale warto pamiętać, że za toksyczne relacje odpowiedzialne są obie strony, bo do związku trzeba dwojga. Za jakość relacji jesteśmy odpowiedzialni pół na pół.
Katarzyna Szczerbowska: Często mówi się, że kobiety mają słabość do sukinsynów. Dlaczego tak nas przyciągają dranie?
Martin Walczak: Dlatego, że są obietnicą przygody. Trudny związek to relacja, w której człowiek się rozwija, zmienia, przeżywa różne stany, których nie doświadczyłby z kimś uległym, bezproblemowym, typem kapcia. Większości kobiet nie pociągają mężczyźni ustępliwi. Wchodzimy w trudne układy, żeby się sprawdzać. Aby wewnętrznie coś przepracować, zmierzyć się z własnymi brakami.
Katarzyna Szczerbowska: Kobiety jednak dalej tkwią w dziwnych, trudnych relacjach bo dają im one poczucie bezpieczeństwa. Najłatwiej uciec, gdy na horyzoncie pojawia się wizja nowego związku, jakiś rycerz, za którym ma się ochotę podążyć.
Martin Walczak: Rycerz zazwyczaj jest pretekstem, wyzwalaczem, aby coś zmienić. Z mojego doświadczenia wynika, że to kobiety częściej pragną zmiany. To one też częściej podejmują decyzję o pójściu na terapię. Mają odruch zrobienia czegoś ze sobą, kiedy czują się źle.
Katarzyna Szczerbowska: Często męczymy się z jakimś facetem, jest nam z nim źle, uważamy, że poświęcamy się dla dzieci, a potem on nagle wyskakuje z informacją, że ma kochankę. Wtedy to dopiero ma się wrażenie, że on nam zmarnował czas. Jak sobie poradzić w takiej sytuacji?
Martin Walczak: Sytuacja, gdy mężczyzna odchodzi do innej kobiety, zawsze jest bolesna, bez względu na staż i jakość związku. Każdy reaguje inaczej, niekiedy następują próby zatrzymywania mężczyzny za wszelką cenę, kiedy indziej rodzi się wojownicza agresja, myśl o zemście na partnerze i jego kochance. Walizki męża czy narzeczonego lądują za drzwiami.
Katarzyna Szczerbowska: Jak sobie poradzić w pierwszych chwilach po odejściu partnera? Od czego zacząć?
Martin Walczak: Wypłakać się. Zaszyć się w domu, zrobić sobie gorącą herbatę, oglądać filmy i płakać, ile się da. Płacz uwalnia emocje. Ale warto też spotkać się z kimś bliskim, przyjaciółką, matką, jeżeli mamy z nią dobry kontakt. Taką osobą, której szczerze można wszystko opowiedzieć, która poświęci nam, uwagę, wysłucha z empatią. Kontakt z bliskimi wspiera, a rozmowy pomagają stworzyć nową perspektywę. Ponadto można też skupić się na robieniu sobie mniejszych oraz większych przyjemności. Czegoś, na co zawsze miało się ochotę, ale jakoś w związku się tego nie robiło.
Katarzyna Szczerbowska: Przykro słuchać, jak – czy to mężczyźni, czy kobiety – źle mówią o swoich byłych partnerach. Albo kiedy kobiety żyją latami dawną miłością. Jest sposób, żeby dać umrzeć ważnej relacji?
Martin Walczak: W ustawieniach rodzinnych Hellingera, żeby stworzyć przestrzeń na nowe związki, honoruje się byłego partnera, żegnając go z szacunkiem jako kogoś, kto był elementem naszej historii. Kluczem do dobrego rozstania jest szacunek dla siebie i dla tej drugiej osoby.
---
Martin Walczak - psycholog, trener i terapeuta, prowadzi psychoterapię indywidualną, zajmuje się ustawieniami systemowymi. Współprowadzi ustawienia systemowe dla par i singli.
Tekst: Katarzyna Szczerbowska
Ilustracja: Edyta Banach-Rudzik
dla zalogowanych użytkowników serwisu.