Żywność modyfikowana genetycznie (GMO) ma sporo zalet. Ale czy poprawianie natury, ingerencje genetyków w rośliny i zwierzęta, które zjadamy, nie obróci się przeciwko nam?
Może troszeczkę ryżu z genami żonkila? Ma ładny, złoty kolor i zawiera dużo witaminy A! Do tego bitki z wieprza utuczonego w trzy miesiące paszą z ulepszonej soi, pożywniejszej niż zwyczajna. I jeszcze ze dwie łyżki sałatki z pomidorów z genami flądry, dzięki którym te warzywa przetrwały jesienne chłody. To już brzmi jakoś dziwnie...
Z badań wynika, że siedmiu na dziesięciu Polaków nie kupiłoby podrasowanego w ten sposób produktu, nawet gdyby był znacznie tańszy od normalnego. Podobnie myśli wielu innych Europejczyków. Ale już Amerykanie i Kanadyjczycy się tym nie przejmują.
W Stanach Zjednoczonych uprawia się rośliny modyfikowane na milionach hektarów, a konsumenci nie zawsze wiedzą, co jedzą. Koncerny, do których należą te plantacje, blokują bowiem próby oznakowania żywności z GMO. Twierdzą, że byłaby to nieuczciwa konkurencja.
Skrót GMO pochodzi od angielskiego określenia „genetically modified organisms” – organizm modyfikowany genetycznie. A więc taki, który nie jest dziełem natury, lecz specjalistów, którzy zmienili jego przyrodzone cechy albo wyposażyli w nowe. Takie działania są już znane od dawna. Inżynieria genetyczna przyniosła nam wiele pożytku. Dość wspomnieć sztandarowy przykład – produkcję insuliny, która ratuje życie chorym na cukrzycę.
Jednak żywność to co innego. Zaczęto ją modyfikować nie tak dawno temu i nie po to, aby wykorzystać w medycynie. W dodatku korzyści z tego procederu są dyskusyjne. Pierwsze genetycznie zmodyfikowane pomidory wprowadzono na amerykański rynek w 1994 roku. Osłabiono w nich geny odpowiadające za dojrzewanie i mięknięcie. W wyniku tego mogły dłużej poleżeć w sklepach i lepiej się sprzedawały, gdyż wyglądały na świeże.
Po tym sukcesie ruszyły pełną parą prace nad ulepszaniem innych roślin, m.in. kukurydzy i soi. I znowu sukces! Zboża GMO są odporniejsze na rozmaite czynniki zewnętrzne (np. na środki chwastobójcze), a nawet same potrafią się bronić przed insektami, wytwarzając białka szkodliwe dla owadów. Dają więc lepsze plony. Zmodyfikowane ziemniaki łatwiej przerobić na frytki, zaś transgeniczną papaję można dłużej przechowywać bez szkody dla jej właściwości.
Obecnie na świecie (głównie w USA, Brazylii i Chinach) uprawianych jest już kilkanaście gatunków roślin transgenicznych, m.in. soja, kukurydza, pomidory, ziemniaki, bawełna, buraki cukrowe, rzepak, kabaczek, papaja. Producenci się cieszą, ponieważ mają większe zyski, a koszty mogą obniżyć od 10 do 50 procent. Pytanie tylko, czy taka ulepszona żywność za jakiś czas nie okaże się szkodliwa dla tych, którzy ją zjedli. I tutaj nie ma zgody.
Ogromna większość naukowców, na przykład ze Światowej Organizacji Zdrowia, uważa, że wszystko jest pod kontrolą. Prof. Tomasz Twardowski, przewodniczący Polskiej Federacji Biotechnologii, nieraz podkreślał, że żaden inny rodzaj żywności nie jest tak szczegółowo kontrolowany, i to przez różne ośrodki naukowe, a wyniki tych badań powinny nas uspokoić. Ale są również tacy, którzy zalecają ostrożność, m.in. dlatego, że żywność GMO jest na rynku od niedawna.
– Okres obserwacji jest jeszcze za krótki – stwierdziła w rozmowie z jednym z pism kobiecych prof. Katarzyna Lisowska, biolog molekularny z Instytutu Onkologii w Gliwicach i członek komisji ds. GMO przy Ministerstwie Środowiska. – Choć nie ma mowy o ostrej toksyczności, to jest niejasne, czy nie mamy do czynienia z tzw. toksycznością chroniczną, taką jak w przypadku palenia papierosów. Po puszczeniu z dymkiem jednego nic się nie dzieje, ale po 30 latach palenia zobaczymy efekty.
Mamy też informacje wskazujące, że to nie „mieszanie w genach” jest najbardziej niebezpieczne. Modyfikacje najczęściej robi się po to, żeby rośliny można było opryskiwać silnymi środkami chwastobójczymi. Wygląda na to, że niestety ludzie zjadają ich pozostałości razem z roślinami. Glifosat, jedna z substancji stosowanych w tych środkach, zaburza działanie układu hormonalnego.
ZALETY:
1. Uprawy GMO się opłacają, bo rośliny modyfikowane są bardziej odporne na czynniki zewnętrzne, np. zmiany temperatur czy infekcje. Pozwoli to rozwiązać problem głodu na świecie.
2. Dzięki GMO można będzie stworzyć jadalne szczepionki dla ludzi.
3. Nie przedstawiono dotąd przekonujących dowodów na szkodliwość żywności z GMO.
WADY:
1. Wprowadzenie do rośliny obcych genów może sprawić, że zacznie ona wytwarzać nowe związki chemiczne, które po jej zjedzeniu wywołają niespodziewane skutki uboczne.
2. Efekty pracy inżynierów od genetyki nieraz się rozmijają z ich zamiarami. Złoty ryż zawierający witaminę A miał rozwiązać problem głodu. Tymczasem, jak podkreśla Greenpeace, producenci „zapomnieli”, że aby ją przyswoić, trzeba tłuszczu, którego głodującym brakuje.
3. Faktyczny wpływ długotrwałego jedzenia GMO na ludzi poznamy dopiero za kilkadziesiąt lat. Istnieją obawy, że taka żywność może powodować alergie (powstanie nowych alergenów), obniżenie odporności, choroby układu pokarmowego, zaburzenia płodności oraz nowotwory.
4. Przez rolnictwo GMO powstają zielone pustynie, czyli olbrzymie połacie ziemi, na których rośnie tylko jedna roślina, np. kukurydza. W Ameryce Południowej wycina się przez to wielkie obszary lasów. Giną inne rośliny i zwierzęta, które się nimi żywią.
5. Rośnie skażenie środowiska chemikaliami w otoczeniu roślin GMO, bo można je teraz obficie spryskiwać środkami chwastobójczymi.
Z rezerwą odnoszą się do GMO organizacje ekologiczne (np. Greenpeace), które boją się, że te działania mogą wymknąć się spod kontroli, doprowadzając do zaburzenia równowagi biologicznej w przyrodzie. „Zieloni” są pewni, że GMO zaszkodzi ludziom, jeśli nie od razu, to po latach.
Zwyczajnym konsumentom trudno się w tym wszystkim połapać. Większość z nas kieruje się intuicją oraz wrodzoną ostrożnością. Szczególnie ci, którzy pamiętają zachwyty nad innymi nowościami, np. antybiotykami czy konserwantami, które też miały być całkowicie nieszkodliwe, a dziś wiadomo, że różnie z tym bywa. Stara Europa broni się przed GMO, choć coraz słabiej. Przejawem tego jest podpisanie umowy handlowej CETA z Kanadą, jednym z największych na świecie producentów zmodyfikowanej żywności. Wiele wskazuje na to, że świat pójdzie w tym kierunku. Trudno. Choć byłoby miło móc wybrać.
Żywność z GMO dotarła do Polski, mimo że roślin modyfikowanych nie wolno u nas uprawiać. Można je sprowadzać, toteż importujemy m.in. modyfikowaną soję, kukurydzę i rzepak. Robi się z nich najczęściej paszę dla zwierząt, ale w sklepie spożywczym można kupić olej albo mąkę kukurydzianą zawierające genetycznie modyfikowane składniki.
Według przepisów jeśli produkt zawiera więcej niż 0,9 proc. GMO, to informacja o tym powinna znaleźć się na opakowaniu. Nie ma jednakże obowiązku znakowania mięsa zwierząt karmionych GMO. Nie powstał także system oznaczania produktów „wolnych od GMO”, choć urzędnicy podjęli już nad nim prace.
Grażyna Skrajna
ilustracja: Ruth Niedzielska
zdjęcia: Shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.