Znamy się. Siedzimy w pracy niedaleko siebie, każde za fortecą z własnego biurka. Ja znam cię na pewno i wiem o tobie więcej, niż myślisz.
Ty, mój kolego z roboty, wielu rzeczy o mnie nie wiesz, a już na pewno, jak dużo ja wiem o tobie. Rozmawiasz przez telefon z żoną. Codziennie, czasem po kilka razy w ciągu 8 godzin. I zawsze to ona dzwoni do ciebie. Ty odpowiadasz monosylabami, słuchawkę telefoniczną trzymasz blisko przy uchu. Żeby nikt nie usłyszał. Mówisz przez telefon niemal zawsze opryskliwie, jakbyś konwersował z natrętnym owadem. Ona powinna przecież zrozumieć i poczuć, że ci przeszkadza, dzwoni w złym momencie.
Jakbym przy okazji i ja miała uwierzyć, że jesteś cholernie zawalony robotą. Domyślam się, że po powrocie do domu padasz z nóg na kanapę, bo przecież tyrałeś w robocie, to ci się należy. Ha, ale tylko ja wiem, że jesteś mało wydajnym leniem, który udaje, że pracuje, zwala zadania na innych, ściemnia przed kierownikami, bo masz trochę władzy, więc zawsze jest ktoś, kto musi coś zrobić za ciebie. Szefostwo jest ślepe, bo zmienia się szybciej niż my.
I zajęte walką o utrzymanie stołków, zresztą – kto by tam miał czas, żeby nas tak dokładnie kontrolować?! Więc dzwoni do ciebie żona i chce wiedzieć. Co zjesz po pracy na obiad? Kiedy wrócisz? Czy możesz coś załatwić w drodze powrotnej? A ty zawsze zirytowany: przecież powinna wiedzieć, co lubisz. Nie, nie wiesz, o której wrócisz. Nie, nie możesz załatwić, bo nie będzie ci po drodze. Ależ ta żona jest męcząca.
Też gdzieś pracuje, ale przecież to jasne, że musi potem gotować w domu. Dlaczego? Bo ty już wielokrotnie podkreślałeś, że nie umiesz! Ile razy już słyszałam, w czasie naszych biurowych krótkich dialogów, że ty domowej roboty nie cierpisz. No to chyba jasne, że żona jest zajęta w kuchni. Ktoś musi, prawda?
dla zalogowanych użytkowników serwisu.