Zauważyliście, jakie zwyczaje obowiązują od kilku lat w czasie zaślubin?! Ceremonię planuje się przez co najmniej kilka miesięcy, włączają się w to rodziny, znajomi oraz specjaliści od nowoczesnego ożenku. Kosztuje majątek i musi olśnić wszystkich. Tylko gdzie w tym wszystkim miejsce na miłość i intymność?
Dawniejsze sukienki ślubne (wiele kobiet uszyła je sobie sama, z materiału na zasłony…) przez wiele lat noszono, przy różnych okazjach. Dziś jest wszystko (czyli wszystko można kupić), więc nie ma usprawiedliwień – musi być po nowemu, czyli na bogato i oryginalnie, i w ubiorze, i w menu. Koniec ze spontanicznym ożenkiem.
To, co jeszcze kilka lat temu było naturalnym sposobem wyznawania sobie miłości oraz przysięganiem, że cię nie opuszczę, czyli weselem made in Poland – odeszło w dal. Teraz impreza jest wykrojona żywcem z amerykańskiego melodramatu. I często zatruwa życie narzeczonym. Przestaje być najpiękniejszym dniem ich wspólnej drogi. Młodzi cierpią na długo przed. Prawdę powiedziawszy zazwyczaj narzeczony.
Panna młoda rzuca się w wir przygotowań, na początku z radością. Wybór sukni ślubnej trwa kilka tygodni, kolejnych kilka – obrączki, dodatki plus kwiaty oraz garnitur. Potem, kiedy narzeczona opada z sił, zamęcza przyszłego męża pretensjami, że on się za słabo w to wszystko angażuje. A przed nimi jeszcze wybór sali weselnej/całego hotelu/jachtu z aranżacjami. Albo bardziej nietypowego miejsca. Można bowiem już wlec ze sobą urzędnika, a nowocześni księża też się zgadzają na odstępstwo od kościelnego meldunku. Tak więc można zaplanować przysięgę w samolocie, łodzi podwodnej albo na brzegu morza. Kłócą się oboje i dręczą na długo przed ślubem, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie przejdzie tego rollercoasteru bez zszarganych nerwów.
Kogo zaprosić? Dylemat kiedyś związany prawie wyłącznie z zasobnością portfela. Dzisiaj jest także próbą sił obu rodzin, co skutkuje nieskończoną liczbą weselnych orszaków. Dobrze jest także dodać nowość, czyli peleton druhen i drużbów ubranych identycznie (często idiotycznie), dzieci rozsypujących płatki róż. No i celebrytów, uświetniających uroczystość. Gwiazdy rozmaitych show i programów rozrywkowych całkiem oficjalnie wystawiają się na weselny targ za duże pieniądze. Potem ubierają się w co popadnie i udają znajomych pary młodej, zadając wszystkim szyku oraz malowniczo upijając się w całkowicie nieznanym towarzystwie.
Niegdyś młodzi przyjmowali prezenty. Teraz rozsyłają listy prezentowe lub zbierają kasę na określone konto bankowe. Teraz też goście weselni dostają od młodych prezenty – od słodyczy i cennych maskotek zaczynając – na biżuterii i porcelanie kończąc. To także kosztuje. No i detale, które mają robić wrażenie na zawistnikach. Oto nowość: wychodzących z kościoła witają chmary białych gołębi (czekających godzinami w klatkach), motyli (zwykle jest to ich jedyny lot w życiu) lub wypuszczane ze specjalnych maszyn bańki mydlane, tworzące ozdobną ścianę. Ryż lub monety rzucają tylko tradycjonaliści. Chociaż bywa, że przed kościołem ściera się stare z nowym, czyli walą w młodych motyle z ryżem i mydlinami.
Po zaślubinach gości czeka misternie zaplanowany występ młodej pary. Należy tu np. film z wesołym komentarzem o tzw. panieńskiej i kawalerskiej przeszłości obojga. Czasem młodzi przygotowują sobie nawzajem niespodziankę – on jej taniec z szablami, ona jemu taniec na rurze. Nie ma tu miejsca na to wszystko, co było zawsze. Czyli mecyi związanych z kartą dań weselnych, wyborem nakryć stołowych, ustalaniem, kto siedzi obok kogo...
Ale to są wielkie koszty i pochłaniają ogrom czasu. I nie dziwię się, dlaczego na większości wesel, które widziałam ostatnio, para młoda była tak zmęczona, że znikała po torcie, udając, że już jedzie w daleką podróż poślubną. Nie sądzę jednak, żeby ich było jeszcze na nią stać…
Nie dziwię się też, kiedy słyszę, że młodzi cenią sobie związki na kocią łapę, a ewentualny ślub planują za kilka lat. Tym bardziej że po takim przedsięwzięciu naprawdę trzeba wielkiej miłości, żeby jeszcze chcieć ze sobą być. I mieć za co to wspólne życie sfinansować. I sama powiedz, Danusiu, czy nie mieliśmy prościej?
Zofia
A jak to było u was, drogie dziewczyny? Pamiętacie przygotowania do swoich zaślubin? A jak to wyglądało w przypadku waszych dzieci, jeśli już jesteście szczęśliwymi teściowymi? I co o tym myślicie? Napiszcie koniecznie. Czekam...
Nasz adres: 02-612 Warszawa, ul. Malczewskiego 19 albo danka@tejot.com.pl.
fot. pexels.com
dla zalogowanych użytkowników serwisu.