Jeśli za miarę potęgi militarnej państwa przyjęlibyśmy liczbę żołnierzy przypadających na hektar bronionego terenu, to najbardziej zmilitaryzowanym państwem świata okazałby się Watykan.
Każdego hektara watykańskiej ziemi broni mniej więcej czterech gwardzistów. Gdyby Polska chciała osiągnąć taki stan „nasycenia wojskiem”, nasza armia musiałaby liczyć blisko 120 milionów żołnierzy... Takie porównania to oczywiście tylko igraszki ze statystyką. W rzeczywistości papieska gwardia jest najmniejszą armią świata. Obecnie w służbie Watykanu pozostaje 110 gwardzistów.
Jest wśród nich komendant w randze pułkownika, podpułkownik jako zastępca, kapelan wojskowy, 10 starszych kaprali, 10 kaprali, 78 halabardników, dziewięciu werblistów i doboszy. Członkowie Gwardii Szwajcarskiej pełnią wartę przed czterema wejściami do Pałacu Apostolskiego, przed bramą dziedzińca św. Damazego, bramą Konstantyna, łączącą bazylikę z Pałacem Apostolskim, przed gabinetem sekretarza stanu (jeśli akurat jest w Watykanie) i prywatnymi apartamentami papieża.
Nie mniej niż 174
Gwardia została wymyślona przez Giuliano della Rovere, późniejszego papieża Juliusza II, w czasie kiedy był on jeszcze doradcą swego poprzednika Sykstusa VI. Giuliano był pod takim wrażeniem sprawności, waleczności i oddania szwajcarskich żołnierzy, że w 1478 roku podsunął swemu zwierzchnikowi pomysł zawarcia z kantonami szwajcarskimi wojskowego przymierza i ściągnięcia do Watykanu szwajcarskich najemników.
reklama
W zamyśle Szwajcarzy mieli stanowić główny trzon papieskiej armii w walce o utrzymanie suwerenności Państwa Kościelnego. Niestety, okazało się, że szwajcarskie kantony nie mogą dostarczyć odpowiedniej liczby żołnierzy. Giuliano della Rovere został papieżem w 1503 roku i natychmiast powrócił do swego planu. Już jako Juliusz II po prostu wynajął 150 Szwajcarów do obrony własnej osoby. Opłacony przez niego regiment stawił się w Watykanie w 1506 roku.
Jednak, choć rok ten uważa się oficjalnie za datę utworzenia papieskiej gwardii, to w kształcie, w jakim istnieje dziś, powstała ona dopiero w 1527 roku, kiedy papież Klemens VII postanowił, że Szwajcarzy stworzą stałą gwardię opłacaną z kasy Watykanu. Co prawda kilka miesięcy później, na mocy układu między papieżem a Karolem V, gwardia została rozwiązana, ale już w 1548 roku reaktywował ją papież Paweł III.
Przysięga na trzy palce Wtedy też ustalono jej liczebność na 150-200 żołnierzy i określono warunki, na jakich ochotnicy mogą wstępować w jej szeregi. Otóż członkiem Gwardii Szwajcarskiej może zostać tylko mężczyzna urodzony w Szwajcarii, mający minimum 25 lat i wzrost nie mniejszy niż 174 centymetry. W 1970 roku ustalono, że watykański gwardzista musi legitymować się minimum średnim wykształceniem. Ma też być kawalerem i praktykującym katolikiem. O ile jednak wyznania gwardzista zmienić nie może, to zmiana stanu cywilnego jest dopuszczalna. Tyle że dopiero po upływie trzech lat służby, uzyskaniu stopnia podoficerskiego i akceptacji związku przez papieża.
Potem kandydat na małżonka musi już tylko cierpliwie poczekać na to, aż zwolni się jeden z apartamentów małżeńskich w wojskowych koszarach. Przyszły gwardzista musi odbyć półroczne przeszkolenie wojskowe. Jeśli przejdzie je bez zarzutu i nadal będzie miał ochotę być w gwardii, może stanąć do złożenia przysięgi. Gwardia Szwajcarska jest jedyną europejską armią, w której składając przysięgę, zamiast dwóch unosi się w górę trzy palce lewej ręki. Trzy palce symbolizują Trójcę Świętą.
Po złożeniu przysięgi papiescy żołnierze podpisują dwuletnie kontrakty. Można je oczywiście przedłużyć, ale nie wszyscy się na to decydują, bo służba ta jest dość uciążliwa, a przy tym niezbyt intratna. Przez pierwsze dwa lata pensja gwardzisty wynosi 1350 euro brutto i 6 euro za każdą nadgodzinę obowiązkowej służby. Przez następne trzy lata prócz pensji gwardzista otrzymuje roczny dodatek w wysokości 4000 franków szwajcarskich (czyli nieco ponad 2500 euro) „za wierność”.
W ankiecie przeprowadzonej w 2004 roku Szwajcarzy utyskiwali na nieregularność służby, brak wolnych weekendów, nocne patrole, konieczność ciągłego szkolenia, nieustanne zmiany procedur, trudny dostęp do papieża i małe zarobki. Jakby tego wszystkiego było mało, służbę muszą odbywać odziani w niezbyt wygodne mundury, hełmy pamiętające czasy odrodzenia i nieco przyciężkie półpancerze.
Gaz pod mundurem Według legendy barwny mundur – w kolorach złotym, białym, czerwonym, żółtym i błękitnym – został zaprojektowany przez samego Michała Anioła. W rzeczywistości jednak w 1914 roku na prośbę papieża Benedykta XV (1914-1922) wymyśliła go i uszyła jedna z watykańskich zakonnic. Na hełmie gwardzisty widnieje herb Juliusza II i pióropusz w odpowiednim kolorze. Białym (na hełmie komendanta), czerwonym (na hełmie oficera lub halabardnika) lub żółto-czarnym (na hełmie werblisty). Po zakończeniu pięcioletniej służby każdy z gwardzistów może zachować swój uniform, ale chodzić może w nim tylko na terenie Szwajcarii.
Wyjątek stanowi ceremonia ślubu, na którą były gwardzista ma prawo włożyć mundur bez względu na kraj, w którym ta ceremonia się odbywa. Przeciętny turysta zwiedzając Watykan, dostrzega w uzbrojeniu członka Gwardii Szwajcarskiej jedynie halabardę, ale warto wiedzieć, że pod mundurem każdy z papieskich żołnierzy ma pistolet i pojemnik z gazem łzawiącym. W razie potrzeby może też obezwładnić przeciwnika za pomocą wschodnich sztuk walki, takich jak kung-fu czy karate, które ćwiczy przez cały okres obowiązującego go kontraktu.
Jak ekonomia broni tradycji W wolnym czasie każdy gwardzista ma prawo wyjść poza obręb Watykanu, pod warunkiem, że wróci przed północą. Pięć razy w miesiącu ma prawo przedłużyć ową „podróż zagraniczną” do pierwszej w nocy. Na podstawie umów między Watykanem a Włochami gwardzista nie musi w czasie takiej wyprawy mieć przy sobie paszportu. Służba w Gwardii Szwajcarskiej nadal odbierana jest jako ogromny zaszczyt, ale zmieniające się dookoła warunki życia sprawiają, że kandydatów do wstąpienia w szeregi tej formacji jest coraz mniej i papież Benedykt XVI zastanawia się, czy nie nadszedł już czas, by rekrutację do służby przeprowadzać też wśród szwajcarskich kobiet.
Pomysł ten, jak na razie, napotkał ostry sprzeciw licznych duchownych, którzy obawiają się, że złamanie ponadpięciowiekowej tradycji może stać się pretekstem do inwazji kobiet na inne funkcje w Watykanie. Dyskusje trwają, ale i tak najskuteczniejszym obrońcą tradycji stała się… ekonomia. Watykan nie dysponuje wolnymi funduszami i miejscem na budowę oddzielnych koszar dla kobiet. Wszystko więc wskazuje na to, że szybciej Gwardia Szwajcarska zostanie rozwiązana, niż zobaczymy w niej gwardzistę w spódnicy.
Jerzy Gracz
dla zalogowanych użytkowników serwisu.