Współczesna edukacja ponosi właśnie klęskę. Ale gdy zrozumiemy, gdzie popełniliśmy błąd, możemy zbudować coś nowego.
Na jednej z lekcji, pod hasłem „Rozmowy filozoficzne”, które Igor Witkowski, ich pomysłodawca, prowadzi w ramach nieobowiązkowych zajęć pozaszkolnych, rozmowa zeszła na obce cywilizacje. Dzieci uznały, że życie na innych planetach niewątpliwie istnieje, a my możemy je odkryć, choć prawdopodobnie jest różne od naszego. I że świadomość „obcych” jest pewnie wyższa niż nasza. A na to pewien chłopiec, Vincent, powiedział, że jeśli nawet tego dokonamy, możemy sobie nie uświadomić, że istotnie jest wyższa. Igor Witkowski przytacza fragment rozmowy, która zrobiła na nim ogromne wrażenie. Bo nawet dorosłym ludziom trudno sformułować tak nowatorską myśl. To tylko jeden z przykładów kreacji dzieci, jeśli tylko pozwoli im się samodzielnie myśleć i wyrażać własne zdanie, bez lęku przed oceną.
Igor Witkowski w swojej najnowszej książce „Przemiany na ziemi, jako wrota do przyszłości” tłumaczy opłakany stan naszej cywilizacji przede wszystkim szkodliwym, wręcz haniebnie prymitywnym i krótkowzrocznym systemem edukacji.
– Dzieci zmusza się do odpowiedzi na pytania, na które już ustalono odpowiedzi – mówi. – To blokuje rozwój ich świadomości, a tym samym zupełnie nowych i świeżych koncepcji rozwoju. Warto wspomnieć, że architektura ludzkiego mózgu kształtuje się do pewnego wieku. Jeśli w tym czasie nie zostanie rozbudowana, później nie będzie to już możliwe. Bezpowrotnie tracimy tę szansę jako ludzkość. A dzieci mają naturalną potrzebę zdobywania wiedzy o świecie oraz nowych umiejętności, czego dorośli są niemal w stu procentach pozbawieni. To dlaczego wygasa ona z roku na rok, a pojawiają się zniechęcenie, a w końcu wycofanie i otępienie? Gdzie leży błąd? Niemiecki filozof i naukowiec, Gotffreied Leibnitz, powiedział: „Dajcie mi w ręce wychowanie ludzkości, a przemienię świat”. Szkoła powinna uczyć przede wszystkim myślenia – podkreśla Igor Witkowski. – I wyciągania wniosków z obserwacji. Musi budzić inteligencję. A inteligencja to nie to samo, co wiedza. Zbiór informacji, które nie posłużą do wyciągania wniosków, to tylko kupa śmieci, którą nosimy w głowie.
Z badań wynika, że polscy uczniowie potrafią przyswoić bardzo dużą ilość różnych wiadomości, ale są bezradni, kiedy mają zastosować je w praktyce. Nie ma, niestety, także czegoś takiego, jak podlewanie kiełkującego talentu. – Dlaczego, aby zdać do następnej klasy, muszę poprawić na dopuszczający biologię, kiedy w tym czasie mogłabym wyszlifować celująco niemiecki i angielski ? – buntuje się Magda, licealistka, która uwielbia języki obce. Zaś informacja o budowie kwasu nukleinowego zupełnie nie wchodzi jej do głowy i nie będzie potrzebna na studiach. – Czy nie szkoda mojego czasu i energii? – stawia logiczne pytanie. – Kto decyduje o mojej przyszłości: ja sama czy system?
A w nim istnieje pojęcie „średniej”. Trzeba być w czymś średnim, żeby pójść dalej. W najważniejszych, pierwszych latach edukacji dzieci są karane za inicjatywę i nowatorskie pomysły. Kiedy mała Laura męczyła panią w pierwszej klasie podstawówki, ile jest bilion osiemset dwadzieścia cztery dodać dwa tryliony czterysta dwadzieścia osiem, pani w końcu wezwała jej mamę.
– Córka wybija mnie z rytmu lekcji – poskarżyła się. – I inne dzieci też. – W domu Laura mówiła, że się potwornie nudzi, bo w szkole są „dopiero przy szóstce”. Mamie poradzono, by przeniosła córkę do prywatnej szkoły, bo widać, że wykazuje przebłyski geniuszu. Ale rodziny nie było na to stać. W trzeciej klasie Laura była już tak znudzona szkołą, że mentalnie „porzuciła” matematykę i zajęła się literaturą. I tu znalazła więcej zrozumienia, więc dziś, mając 19 lat, pisze rewelacyjne opowiadania nie tylko po polsku, ale po angielsku i hiszpańsku.
Z kolei mały Janek, zafascynowany książką „Karolcia” – o dziewczynce, która znalazła koralik spełniający życzenia – chętnie przystąpił do testu sprawdzającego. Dzieci musiały określić, jakie wydarzenia mogłyby być realne, a które fantastyczne. Na pytanie o znalezienie koralika Janek zaznaczył „fantastyczne”, bo dla niego takie było. A dla autora testu już nie, więc Janek dostał „zero” za tę odpowiedź. Nie zmieścił się w kluczu. Mocno to przeżył i od tamtej pory niechętnie sięgał po lektury.
Ile pogrążyliśmy tym sposobem genialnych „Janków Muzykantów”, ile przepadło nam Nobli, ilu ludzi skazaliśmy na przeciętny żywot, bo w szkole musieli wyrobić średnią?
Ich dziś nazywamy geniuszami. W większości byli oni „niegrzeczni”, nieprzystosowani i… odważni. Czy to nie jest ciekawe, że na przykład pisarz Emil Zola dostał na egzami- nie z literatury „zero”? A Thomas Edison, wynalazca żarówki i twórca ponad 1000 patentów, nie mógł zapamiętać swego nazwiska, więc co i raz wyrzucano go z kolejnej szkoły? Wybitnego malarza Paula Cézanne’a nie przyjęto do Akademii Sztuk Pięknych, a wielki wynalazca, elektrotechnik Nikola Tesla, już w późniejszym wieku, by się utrzy- mać, musiał kopać rowy?
Społeczeństwo kocha geniuszy, ale dopiero po stu latach, kiedy ludzie oswoją się z ich nowymi ideami. W „bieżącym” życiu nagradzana jest przeciętność, zwyczajność, „grzeczność”. Tyle że zwyczajność nigdy nie była kołem zamachowym rozwoju i postępu. Za to świetnie sprawdza się tam, gdzie trzeba się podporządkować – w korporacyjnych open space’ach czy za biurkami urzędników. Nauka, sztuka, praca z powołania wymagają czegoś więcej – otwartej głowy, nuty szaleństwa, odrobiny buntu.
– Zbuntowane dziecko stanie się zbuntowanym nastolatkiem, a później takim samym dorosłym. Zbuntowany człowiek pójdzie swoją drogą i nie nada się na posłusznego wykonawcę poleceń – mówi w „Księdze dzieci” mistrz duchowy Osho. – To dla systemu zbyt duże ryzyko, więc niszczy się u dzieci wszelkie przejaw spontaniczności Aby tak się nie stało i dziecko mogło skorzystać z pełni swojego potencjału, potrzebne jest „uznanie” roli podświadomości. Na to właśnie zwraca uwagę Igor Witkowski w swojej ostatniej książce.
To taka część naszego JA, które można nazwać ogromnym bankiem danych. Tu zgromadzone są doświadczenia, przekonania, wspomnienia i emocje, o jakich „nie pamięta” świadomość. Bo ta z kolei pozwala nam myśleć i decydować o tym, czego potrzebujemy w obecnej chwili. Podświadomość to wielka siła, która niezauważalnie wpływa na nasze zachowanie. Ukryte w niej lęki i przekonania mogą nas blokować w niezrozumiały z racjonalnego punktu widzenia sposób. Np. jeśli podświadomie nie wierzymy w siebie (bo taką niewiarą „zaraził” nas system edukacji lub surowi rodzice), to nigdy – pomimo największych starań – nie osiągniemy w życiu tego, czego pragniemy. Jeśli podświadomie boimy się podejmować ryzyko czy inicjatywę (bo system edukacji to tępił, każąc zachowywać się „grzecznie”), ten lęk zablokuje nasze wszelkie twórcze pomysły. I to pomimo że świadomie będziemy odważnymi i samodzielnymi ludźmi. Bo podświadomość jest jak dziecko. Może wierzyć, że jest superbohaterem lub… nikim. I właśnie ta wiara wpływa na każdą świadomie podejmowaną decyzję.
Dlatego tak trudno jest naprawić (o ile w ogóle to możliwe) szkody powstałe w dzieciństwie. Na podstawie przekazów zewnętrznych podświadomość tworzy własny system przekonań, osądów, obraz samego siebie i świata w ogóle. A ponieważ to ona rządzi świadomością, idziemy utartymi ścieżkami, jakie wydeptaliśmy. Najpierw trzeba więc dokonać zmian w tym obszarze, by w świecie zewnętrznym „wyświetlił się” inny, lepszy, ciekawszy film! Aby to zrobić, trzeba najpierw dostrzec powtarzalny schemat, a później go „rozmontować” i zapisać nowy. Kiedy podświadomość współpracuje ze świadomością, jesteśmy nie do pokonania, bo sami siebie nie sabotujemy. Stajemy się pełną istotą. Kiedy natomiast opieramy rozwój tylko na świadomym umyśle, nie idziemy drogą serca. A tylko ona uczy, jak czcić życie i odczuwać bezwarunkową radość. To autentyczna edukacja, która prowadzi w wymiar ascendencji, a tylko szczęśliwy, spełniony człowiek może kreować taki sam świat.
tekst: Natalia Ross
foto: shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.