Co widzisz, kiedy patrzysz na morze? Bezkres? Absolut? A może chaos? Są jednak tacy, którzy widzą w nim żywą mapę pokazującą im drogę do domu. Lub ku nieznanej przygodzie…
Tak przynajmniej twierdzi autor przyrodniczych bestsellerów Tristan Gooley, który pływał szlakami wikingów bez żadnych przyrządów nawigacyjnych i pokonał ocean na małej łodzi. „Jeżeli na naszej planecie istnieje jakakolwiek magia, to zawiera się ona w wodzie” – pisze Gooley w najnowszej książce pt. „Jak czytać wodę. Wskazówki i znaki ukryte w morzach, jeziorach, rzekach i kałużach”. I podkreśla, że z punktu widzenia fizyki woda jest jedną z najdziwniejszych substancji w przyrodzie.
Mieszkańcy Wysp Marshalla na Pacyfiku do dziś zadziwiają umiejętnościami nawigacji. Nie dysponując mapami, kompasami i sekstansami, potrafią odnajdować drogę w bezkresie oceanu, kierując się wyłącznie naturalnymi wskazówkami, jak chmury, wiatr i fale. Przy czym najważniejsza jest tu umiejętność „czytania wody”, z której przez wieki uczynili prawdziwą sztukę. Co ciekawe, wiedzy tej uczyli się głównie na lądzie. Służyły do tego niezwykłe mapy nawigacyjne, zwane rebbelib. Można je łatwo pomylić z nierówną nieco kratownicą do podtrzymywania bluszczu. Jednak ta chaotyczna na pozór plątanina powiązanych patyczków z włókien palmy kokosowej bardzo wiernie odwzorowuje układ różnych rodzajów fal dominujących w archipelagu i przebieg prądów morskich. Na takim stelażu umieszczano muszelki i kamyki symbolizujące konkretne wyspy. Kiedy żeglarz wypływał w morze, całą mapę miał już w głowie.
Wiedział, na jakie fale natrafi i umiał bezbłędnie orientować się w bezkresie wody tylko na podstawie ruchów chyboczącej się na falach łodzi. Kluczowa była zwłaszcza umiejętność rozpoznawania tzw. martwej fali, tworzącej się po zawietrznej stronie wysp. Bo to głównie ona pomagała zlokalizować niewidoczny jeszcze ląd. Tubylcy z Wysp Marshalla określają tę sztukę mianem „meaify” – wyrafinowanej umiejętności wytyczania kursu na podstawie zachowania wody. To, co dla postronnego obserwatora jest tylko błękitnym chaosem morza, w umyśle nawigatora układa się w czytelną mapę. W ten sposób Marszalezi przez całe stulecia odnajdowali drogę pomiędzy swymi wyspami, omijając podwodne rafy i unikając rozbicia się o brzeg, nawet nocą.
Nie trzeba być tubylcem z Wysp Marshalla, aby rozwinąć swoje umiejętności w rozumieniu zachowań wody. Nie trzeba też wypływać na ocean. Nawet podczas zwykłych wakacji nad morzem przyda się umiejętność przewidywania pogody przez obserwację fal. Jeżeli czas między nadejściem kolejnych ich grzbietów jest długi, czeka nas dłuższy okres ładnej pogody. Kiedy zaczyna się skracać, zbliża się sztorm i pogoda wkrótce gwałtownie się załamie – nawet jeśli niebo wciąż jest pogodne. Natomiast gdy niebo groźnie ciemnieje na horyzoncie, ale odległość między kolejnymi falami wciąż jest duża, nie warto się martwić. To zapowiedź jedynie lokalnego szkwału, który szybko przejdzie. Warto też wiedzieć, że widok wyjątkowo wysokich fal, przy nawet bardzo ładnej pogodzie nie zwiastuje niczego dobrego.
Kiedy zderzające się z wybrzeżem fale odbijają się od niego – sposób, w jaki to robią, pozwala ocenić głębokość niedaleko od brzegu. Jeżeli dno wypłyca się łagodnie, fale załamią się, zanim jeszcze dotrą do brzegu, tracąc niemal całą energię i na plażę wpłynie spokojna woda pokryta pianą. To cenna wskazówka dla osób, które wchodzą do morza w nieznanym miejscu, bo nie muszą się obawiać gwałtownego uskoku dna i nagłej głębiny. Jeśli jednak fale wpadają na brzeg z impetem i wciąż są dość wysokie, oznacza to, że napotkały na stromą przeszkodę, czyli gwałtownie opadający szelf. Wtedy należy spodziewać się głębokiej wody już całkiem niedaleko od brzegu. Widoki na takich stromych plażach są bardziej malownicze niż tam, gdzie plaża opada do morza łagodnie. Fale odbite nakładają się bowiem na nadpływające, tworząc na powierzchni niezwykłe wzory. A im bardziej stroma przeszkoda i głębsza woda, tym są one bardziej ekscytujące. Szczególnie, gdy odbijają się od pionowego klifu lub betonowego falochronu. Pod nimi woda pozostaje zwykle głęboka, więc fale odbiją się, nie tracąc swej energii i ruszają w przeciwnym kierunku jako identyczne z tymi, które uderzyły w przeszkodę. Spotykają się z kolejnymi nadpływającymi falami, nakładają się na nie, tworząc tzw. supergrzbiety i superdoliny. W pewnych warunkach może powstać nawet szczególne zjawisko, zwane stojącą falą. Wydaje się, jakby woda unosiła się i opadała w miejscu. Wygląda to hipnotyzująco!
Dlaczego woda w rzece nie płynie z jednakową prędkością? W niektórych miejscach przyspiesza, a w innych zwalnia i zdaje się stać w miejscu? Otóż zwalnia nad płyciznami, które hamują nurt, a przyspiesza nad zagłębieniami w dnie rzeki. Szybciej płynie pośrodku koryta, a przy brzegach zwalnia, nawet czterokrotnie. A i to zależy, przy którym z nich. Jeśli rzeka tworzy zakole, woda porusza się szybciej po zewnętrznej stronie brzegu niż po wewnętrznej. Warto korzystać z tej wiedzy np. podczas kąpieli w rzece, spływu kajakiem albo jeśli chcemy wygrać w misie-patysie.
Patyki mogą posłużyć także do obserwowania jednego z najdziwniejszych zjawisk na rzekach – fragmentów wody, które płyną pod prąd, czyli w stronę przeciwną niż główny nurt. Powodują to wiry. Powstają tam, gdzie woda przepływa wokół czegoś, co ją spowalnia i wprawia w ruch obrotowy – np. filar mostu, gałąź zwisająca z przybrzeżnego drzewa czy wystający z dna duży kamień. W wirze porusza się po okręgu, a więc częściowo płynie w przeciwną stronę niż sama rzeka. Jeżeli blisko siebie powstanie ciąg wirów, tworzą one strumień idący pod prąd. Patyk rzucony na taki strumień będzie więc podróżował w kierunku przeciwnym niż rzeka. Co ciekawe, każdy wir jest unikalny i nigdy nie zobaczy się dwóch o identycznym wzorze.
tekst: Ewa Dereń
Fot.: shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.