Rok 1909. Edgar Kinkaid, kartograf z zawodu, a podróżnik z zamiłowania, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Kilkanaście metrów nad jego głową, ze skalnej ściany, w samym sercu Wielkiego Kanionu Kolorado, patrzyła na niego ogromna twarz egipskiego Boga Słońca.
Kinkaid z trudem doprowadził swoją łódź do brzegu rzeki. Ku swojemu zdumieniu zorientował się, że ścieżka, którą wspinał się do malowidła, nie była dziełem natury, lecz wytworem ludzkich rąk. Za skalnym nawisem dostrzegł wejście do pieczary. Kryjąca się za nim sala okazała się imponująco duża i przestronna. W jej końcu Kinkaid dostrzegł korytarz prowadzący w dół. Przeszedł kilka metrów, musiał jednak zawrócić - nie miał odpowiedniego sprzętu, by ryzykować dalszą wędrówkę.
Starannie zaznaczył wejście do pieczary na mapie i ruszył w dalszą drogę rzeką do Yumy. Zaraz po przybyciu do miasta zawiadomił telegraficznie o swoim odkryciu placówkę naukowo-badawczą w Waszyngtonie - Smithsonian Institution.
Kilka tygodni później do pieczary ruszyła ekspedycja pod kierownictwem archeologa Antona Jordana, o czym natychmiast poinformował swoich czytelników dziennik "Phoenix Gazette".
Wkrótce na jego łamach ukazała się relacja profesora Jordana o pierwszych odkryciach w pieczarze. Przejście główne ma 3,5 metra szerokości, potem zwęża się do 2,7 metra. W głębi (17 metrów dalej) korytarz rozwidla się na kilkanaście innych - każdy prowadzi do kolejnych pieczar, mających po 30 metrów długości. Odchodzą od nich drogi do następnych pomieszczeń i tak dalej, tworząc ogromny labirynt, którego spenetrowanie może zająć wiele miesięcy. W kilku salach znaleziono zadziwiające siedzące posągi, wiele urn z prochami oraz mumie. Wszystkie przedmioty pokrywały liczne rysunki i... hieroglify, które na razie pozostawały nierozszyfrowane.
Wszystko wskazywało na to, że jaskiń nie wydrążyli w górze Indianie, rdzenna ludność tych ziem, ale przybyli z Afryki Egipcjanie! Teorię miały potwierdzać narzędzia i ozdoby wykonane z charakterystycznej dla kultury egipskiej hartowanej miedzi oraz szarego metalu przypominającego platynę. Podobne rzeczy odnajdywano dotychczas tylko w Egipcie i centralnej Afryce... Zastanawiający był też wizerunek słońca na ścianie przed pieczarą, związany z czczonym przez Egipcjan Bogiem Słońca. Profesor Jordan wyrażał nadzieję, że może kiedy uda się zbadać cały obiekt i odczytać hieroglify, będzie można rozwiązać tę zagadkę. Niestety, badania w Wielkim Kanionie przerwano. Teren wykupiły władze stanowe i zamknęły dla postronnych osób. Oficjalnym powodem odcięcia dostępu do jaskiń miało być bezpieczeństwo potencjalnych badaczy-amatorów.
reklama
I być może cała sprawa ucichłaby, gdyby nie szalony norweski podróżnik Thor Heyerdahl. Miał on już za sobą słynną wyprawę w 1947 roku tratwą Kon-Tiki na Wyspy Wielkanocne, teraz postanowił przepłynąć w starożytnej łodzi trzcinowej z Afryki do Ameryki. Inspiracją wyprawy stały się dwie ryciny: jedna znaleziona w Ameryce Południowej, druga w Egipcie - obie przedstawiające to samo: trzcinową tratwę w kształcie wydłużonego rogala. Obecność tych samych rysunków na dwóch oddalonych od siebie kontynentach musiała oznaczać tylko jedno - w odległych czasach istniała jakaś forma komunikacji między Afryką a Ameryką, i to na długo przed pojawieniem się Kolumba.
Można to było sprawdzić tylko w jeden sposób: trzeba było pokonać Atlantyk tym samym środkiem lokomocji. Ku zaskoczeniu i radości Thora, okazało się, że łodzie takie robi się nadal - pływają na nich plemiona afrykańskie znad jeziora Czad. Wkrótce okazało się, że identycznymi łodziami podróżują po wodach Nilu mieszkańcy południowego Egiptu. Thor bez wahania rzucił wyzwanie wątpiącym w jego teorię naukowcom i z pięcioosobową załogą w 1969 roku, na wykonanej z łodyg papirusa tratwie o nazwie Ra (jeden z staroegipskich bogów słońca) wypuścił się na wody oceanu.
Wprawdzie za pierwszym razem wyprawa zakończyła się fiaskiem, ale druga, w 1970 roku, powiodła się. Sprawiła, że poszukiwania wcześniejszych niż Kolumb odkrywców Ameryki ruszyły na nowo. Na fali tych dociekań powrócono do sprawy grot w Wielkim Kanionie Kolorado. Niestety, z przyczyn finansowych ekspedycja nie doszła do skutku. I znów, po krótkim rozgłosie, sprawa przycichła na kilkadziesiąt lat.
Na trop tajemniczej jaskini w 1995 roku trafił przypadkowo archeolog David Hather Childress. W jednym z waszyngtońskich antykwariatów natknął się na mapę sporządzoną na początku wieku przez Edgara Kinkaida, tę samą, którą posługiwał się archeolog profesor Anton Jordan. Z dołączonej notatki wynikało, że mapa należy do Smithsonian Institution. Childress zadzwonił więc do placówki, starając się dowiedzieć czegoś więcej o pracach prowadzonych przez profesora Jordana. Usłyszał stanowczą odpowiedź, że na terenie Ameryki Północnej nigdy nie znaleziono śladów kultury egipskiej, a profesor Jordan nigdy nie pracował dla instytutu.
Tymczasem Childress znalazł nazwisko Jordana w spisie naukowców wydanym przez Instytut w 1910 roku! W kolejnych rzeczywiście już go nie było. Dlaczego? Próbując rozwikłać zagadkę, natrafił na list Jordana do brytyjskiego archeologa Fredericka Pohla, w którym informuje on swego kolegę po fachu o odnalezieniu w grocie kanionu tajemniczych sarkofagów i przekazaniu ich do Smithsonian Institution. Childress znów stara się dotrzeć do znalezisk, ale w Waszyngtonie dowiaduje się, że nie można ich pokazać, gdyż składowane są w skażonym azbestem magazynie i nie będzie można ich obejrzeć jeszcze przez następne kilkanaście lat! Równocześnie władze stanowe odmawiają wpuszczenia Childressa na teren kanionu, gdzie znajdują się jaskinie.
Tak więc tajemnica jaskiń w Wielkim Kanionie nadal pozostaje niewyjaśniona. Dlaczego? Odpowiedź nasuwa się sama. Groty i ich zawartość mogą w jednej chwili przewrócić do góry nogami całą misternie konstruowaną układankę, dotyczącą rozwoju i kontaktów starożytnych cywilizacji, nakazując ogromne połacie historii pisać od nowa. Może nasze dotychczasowe przekonania ległyby w gruzach? A może zbyt wielu naukowców musiałoby to przypłacić własną karierą i autorytetem?
Opracowano na podstawie wykładów
niemieckiego archeologa Luca Bürgina
oraz "Wyprawy "Tahiti-Nui" i "Tratwa Ra tonie"
Juliana Czerwińskiego W Ameryce Południowej i Egipcie znaleziono dwie identyczne ryciny przedstawiające trzcinową tratwę w kształcie wydłużonego rogala. Fakt, że znajdowały się na dwóch różnych kontynentach, mógł oznaczać tylko jedno: w odległych czasach istniała jakaś forma komunikacji między Afryką i Ameryką, i to na długo przed pojawieniem się Kolumba.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.