W środku nocy obudziło Johna Webstera gwałtowne pragnienie. Zaspany poszedł do kuchni, wyjął z lodówki butelkę wody, pociągnął łyk i... zamarł ze zdumienia. W drugim końcu pomieszczenia stał jakiś człowiek.
Patrzył na Webstera i milczał. Wydawał mu się dziwnie znajomy. Nim jednak John zdążył wydusić z siebie jakieś pytanie, nocny gość rozpłynął się w powietrzu... Kto inny złożyłby pewnie to zdarzenie na karb sennych majaków, ale nie John Webster, emerytowany policjant. Możliwość przeprowadzenia niezwykłego śledztwa bardzo go podnieciła.
Jeszcze tej samej nocy ustalił, że zarówno drzwi wejściowe do mieszkania, jak i wszystkie okna były z całą pewnością zamknięte. Przez następne kilka dni, korzystając z uprzejmości swoich dawnych współpracowników, przejrzał listę podejrzanych w prowadzonych przez siebie sprawach. Żaden nie był podobny do tajemniczej zjawy. Wobec tego Webster sięgnął po prywatne zdjęcia.
Zrobił to tylko dla spokoju sumienia, iż nie pominął żadnej możliwości. I oto na jednej z fotografii zobaczył swoją zjawę. Facet stał w grupce wyrośniętych już mocno uczniów szkoły policyjnej. Było to pamiątkowe zdjęcie wszystkich klas, zrobione z okazji czterdziestolecia szkoły...
W sekretariacie placówki Webster dowiedział się, kim był znajomy-nieznajomy (nie pamiętał, by kiedykolwiek miał z nim bliższe kontakty, ale przez kilka lat mijali się przecież setki razy na szkolnym korytarzu). Potem, na podstawie policyjnych kartotek, ustalił, że to młodszy od niego policjant, który zginął kilka tygodni wcześniej w czasie pełnienia służby, w kraksie radiowozu. Ustalił też coś jeszcze ciekawszego: zjawa policjanta ukazała się także innym kolegom po fachu. I takim, z którymi się nieboszczyk przyjaźnił, ale też takim, jak Webster. Czyżby dusza chciała się pożegnać? Tylko dlaczego akurat z Johnem?
Angielski fizyk Victor Henseley w swojej pracy o rozmaitych falach, które przetaczają się przez Wszechświat, wyraził pogląd, że zjawy są wizualnym przejawem energetycznego pola, które "magazynuje", i jest w stanie odtworzyć minione wydarzenie, pod warunkiem, iż towarzyszyły im silne ludzkie emocje. To prawie tak, jakby wyzwolone na skutek zbrodni formy myślowe żyły swego rodzaju własnym życiem...
reklama
Jeśli człowiek dostanie się w sferę oddziaływania takich pól, na przykład podczas snu, kiedy wyłącza swoją świadomość, to wówczas formy te - swymi wibracjami - mogą uaktywnić jego zdolności pozazmysłowe. Człowiek nagle wyrwany ze snu może ujrzeć w takiej sytuacji na przykład zjawę zmarłego. To jednak nie wyjaśnia do końca przypadku Webstera. Ale najpierw trzeba powiedzieć o ograniczeniach naszego mózgu. Tak naprawdę nie został on stworzony do poznania całego otaczającego nas świata.
Jego głównym zadaniem jest zapewnienie naszemu organizmowi przetrwania. Cokolwiek odbiera zmysł słuchu, jest to tylko maleńki wycinek fal akustycznych istniejących we Wszechświecie. Wszystkie dźwięki poniżej szesnastu Hz i powyżej dwudziestu dwóch Hz są dla nas niesłyszalne. Wzrok potrafi odebrać jedynie fale świetlne w maleńkim zakresie ich długości (między 0,00036 a 0,00078 milimetra). Większość Wszechświata jest dla nas zatem niesłyszalna i niewidoczna. Ale wystarczy zmienić długość fal świetlnych o tysięczną część milimetra, byśmy zobaczyli niezwykłą, nieznaną nam feerię barw.
Jak twierdzą fizycy, biorąc pod uwagę ilość i rodzaj fal, które docierają do Ziemi, jesteśmy właściwie ślepi! Natomiast zmysł dotyku mamy tak prymitywny, że wyczuwamy zaledwie kilka procent bodźców. O węchu nie warto nawet wspominać! Zamknięci w ograniczonej klatce ludzkich zmysłów, nie jesteśmy w stanie zobaczyć i poznać prawdziwej natury otaczającego nas świata. Równanie Einsteina zburzyło nasze wyobrażenia o świecie materialnym - genialny uczony udowodnił, że cały ten świat właściwie nie istnieje.
Wszystko jest bowiem jedynie sumą energii. Mówiąc prościej, zwykła szafa to tylko określona kumulacja fal. A to, że ją widzimy jest takim samym złudzeniem, jak film wyświetlany w kinie. Wszystko na ekranie się porusza, a jest przecież zbiorem nieruchomych zdjęć! Wokół żyjących ludzi istnieje ogrom niewidzialnego świata, będącego zbiorem energii tych istot, które odeszły na tamtą stronę. Grzebiemy ich ciała i uważamy, że już nie istnieją, a tymczasem energia tkwiąca w żywym człowieku ulega po jego śmierci jedynie przekształceniu w inne formy - dla nas już niedostrzegalne.
Jak na ironię, nauka, która chyli czoła przed teorią Einsteina, jednocześnie wydaje się zaprzeczać temu, iż po śmierci człowieka, psa, ptaka pozostaje ślad energetyczny. Tylko dlatego, że swoimi skromnymi środkami nie potrafi jeszcze tego zmierzyć i potwierdzić. Dowodem bywają tylko teoretyczne wyliczenia. Mimo to dla wielu naukowców istnienie takiego pozazmysłowego świata staje się coraz bardziej realne. Nasz mózg dlatego potrafi wyłapać niekiedy przejawy jego istnienia, ponieważ sam jest zbiornikiem energii powstałej na skutek przemian fizyczno-chemicznych, które się w nim dokonują. I jako taki reaguje na inne energie. Jakie zatem mechanizmy rządzą takimi zdarzeniami, jak to z udziałem Webstera?
Otóż energia jego zmarłego kolegi dotarła do energetycznych zasobów mózgu policjanta. Dotarła zapewne też do jego wszystkich znajomych. Ale zjawę zobaczyli tylko ci, których mózgi przechowały w pamięci obraz kolegi. Dzięki temu ich ośrodki wzroku mogły odtworzyć jego wizerunek. I Webster "zobaczył" swojego gościa, ale... w swoim mózgu, a nie w realnym świecie. Bardzo często energie z tamtego świata widzimy nie w postaci konkretnej osoby, ale jakichś migotliwych konturów. Dzieje się tak, kiedy oddziałują one na nas wystarczająco silnie, byśmy je w ogóle dostrzegli, ale nasz mózg nie ma w pamięci obrazu, któremu daną energię mógłby podporządkować.
Znany badacz zjawisk paranormalnych Hoimar von Dittfurt uważa, że dostrzeganie przez nas zjaw stanie się powszechne w miarę ewolucji mózgu. Nim to jednak nastąpi, mózg musi przez kolejne tysiąclecia przygotować na takie spotkania naszą psychikę, przyzwyczaić się do tego, iż w codziennym świecie współistnieć będą ze sobą najróżniejsze formy energii.
Jerzy Gracz
dla zalogowanych użytkowników serwisu.