Tuż przed „tymi dniami” rzucamy w diabły facetów i wszystko inne. A w końcu rzucamy się na łóżko, żeby wypłakać buzujące w nas emocje. Podczas PMS-u mamy naprawdę dzikie i szalone pomysły.
Była 11.20, wszyscy zajęci pracą. Łucja rozejrzała się, zmełła w ustach słowo na p, zaczęła pakować do torby rzeczy z biurka, po czym zjechała windą i opuściła biurowiec. – Nigdy już tu nie wrócę. Tyle zmarnowanego czasu… W autobusie doszła do siebie na tyle, żeby jeszcze raz przeanalizować swoją „bezsensowną, nikomu niepotrzebną robotę”, a także sytuację życiową. „Jestem do niczego" – załamała się. Pod domem przyszło jednak otrzeźwienie: „Przecież nie mogę tak po prostu rzucić pracy!”. Wróciła na przystanek, godzinę później była znów w biurze. Przeprosiła, tłumacząc, że wyszła, bo nagle przypomniała sobie o wizycie u lekarza i nie było już czasu na wyjaśnienia. Łucji udało się uniknąć konsekwencji przytłaczającego napięcia przedmiesiączkowego. O dziwo, udało się też Hannie, którą „humory” wpędziły w dużo większe tarapaty. Przekonana, że wszyscy w pracy mają jej dość, po prostu wręczyła wypowiedzenie. Zrobiła to, żeby nie dać im satysfakcji przyłapania jej na jakimś błędzie albo pozbycia się jej przy okazji redukcji stanowisk. Potem, już w domu, przepłakała całą noc. Rano… przyszedł okres. Do południa odebrała kilka telefonów od zaniepokojonych koleżanek, a przełożony napisał jej maila, że nie przyjmuje wczorajszego pisma z uwagi na uchybienia formalne. Wróciła. Po kilku dniach potrafiła się nawet śmiać z tego, do czego doprowadziła ją nierównowaga hormonalna.
Obie PMS-owe histerie uszły dziewczynom na sucho. Ile jednak dramatów spowodowały „wahania nastrojów”, czyli skrajne emocje, identyczne z objawami towarzyszącymi klinicznej depresji? Wtedy rzucamy nie tylko pracę, ale i naszych facetów, rzucamy naczyniami, mięsem, a w końcu rzucamy się na poduszkę, płacząc, niezrozumiane przez cały świat. Na szczęście bywa też śmiesznie. Oczywiście do śmiechu jest nam dopiero parę dni później. Bo niech ktoś odważy się w ostatniej fazie cyklu choćby zasugerować, że nasze problemy to… PMS. „Żaden PMS, po prostu mnie wkur…asz” – producenci koszulek płynnie przechodzą od tak ostrych naprasowanek, do nieco łagodniejszych – „To nie PMS, to TY”.
A co robi singielka, która nie ma okazji akurat rzucić pracy i wkurzyć się na faceta, bo żaden nie plącze się jej pod opuchniętymi nogami? Nagle, pomiędzy lekturą książki a przedpołudniową kawą, stwierdza, że nie jest w stanie skupić się na niczym, wiedząc, że w piwnicy, panuje straszny syf. Wyniosła pudła, posegregowała buty, pozbyła się całej masy rzeczy, z którymi nie mogła się rozstać od kilku lat. Tak zastała ją noc. Ledwie doczłapała się pod prysznic, gdzie okazało się… No tak, wszystko jasne. Okres. To byłam ja. I tak było w mojej rodzinie od pokoleń. Mama mojej mamy robiła przemeblowania. Nie stąd, ni zowąd raz w miesiącu odbywała się taka rewolucja.
Z kolei mama swoją PMS-ową reorganizację wykonywała rękoma męża. A to kazała mu wyciąć w ogrodzie maliny, a to skosić trawę. A jeśli była akurat na wczasach, zdarzyło jej się zmusić ojca, by obciął gałęzie wierzby płaczącej, które zasłaniały jej widok z domku letniskowego. Nie wiem, co mu groziło, gdyby tego nie zrobił, ale z pewnością byłoby to bardzo dotkliwe, bo kosił, obcinał i przekopywał bez mrugnięcia powieką.
Moim popisowym numerem było dokładne posprzątanie remontowanego właśnie mieszkania, między jedną a drugą fazą przycierania gipsu na ścianach. Bezsensowne, bo następnego dnia podłogi pokryła identyczna warstwa pyłu. W moim sprzątaniu nie ma jakiejś myśli przewodniej. I często zamiast ładu wprowadzam burzę. Nie bez powodu, kiedy na zewnątrz szaleje nawałnica, niektórzy mówią, że to normalne, ponieważ pogoda jest kobietą. I też ma PMS. Grunt to dać się sobie poznać. Mam już swoje lata i nauczyłam się wykorzystywać swój pęd do porządków jak swoisty talent. Wiem, że w szafach zrobię je przed następnym okresem, z miesięcznymi przerwami planuję mycie okien czy porządkowanie klocków lego u dzieci. Ale wciąż jeszcze czasem daję się zaskoczyć hormonom. Ostatnio pod ich wpływem całą noc poświęciłam na przegląd korespondencji z moim eks, z pięciu lat naszej znajomości. Skończyłam nad ranem, nieprzytomna ze zmęczenia, tylko po to, żeby dwie godziny później zwlec się z łóżka z mokrej plamy na prześcieradle…
Podczas PMS-u nikt nie jest bezpieczny – wyznaje Marzena. Dla niej ten skrót oznacza: Przejął Mnie Szatan. – Najgorzej ma mój facet. Wysyłam mu wtedy całkowicie sprzeczne komunikaty: „Jestem głodna. Jestem zmęczona. Wszystko w porządku. Zostaw mnie w spokoju. Chodź do mnie. Chcę nutellę. Jestem gruba. Nienawidzę cię, bo nie zaprzeczyłeś. Wciąż się kłócimy. Dlaczego mnie nie kochasz?”. Albo: „Nie chce mi się z nikim gadać. Domyśl się. Zejdź mi z oczu. Jestem taka samotna. Dlaczego nigdy nie rozmawiamy?”.
W męskich kręgach internetowych PMS zwany jest chorobą wściekłych krów. Ale ci najlepiej zaprawieni w bojach wiedzą, że nie wolno choćby zasugerować paniom, że ich nastrój może mieć jakikolwiek związek z poziomem hormonów… „Nie mam żadnego cholernego PMS-u!!!” – usłyszy każdy, kto będzie chciał mi w tych dniach to zasugerować. Ale nie ma też mowy o podstępach. Jeden śmiałek próbował od rana postępować tak, aby uniknąć kłótni. – Cześć kochanie, życzę ci miłego dnia – zaczął. – Czy ty znowu śledzisz mój cykl i ubzdurałeś sobie, że będę miała PMS? – odparowała pani jego serca. - Nie, tylko chciałem... - Okej, słucham, drwij ze mnie dalej! A dalej było już tylko gorzej… Są sytuacje, kiedy nie pomaga ani przebiegłość, ani poczucie humoru. Marzena daje facetowi tylko jedną radę: „Po prostu zejdź mi z oczu!”. Sama z tym walczy i przyznaje, że w tych dniach zachowuje się paskudnie. – To tak, jakby w ciele i duszy nagromadziła się z całego miesiąca masa syfu, a potem się spłukiwała wraz z płynącą krwią. Bo potem znów jest fajnie. Staram się nie drażnić otoczenia, chociaż otoczenie drażni mnie i z trudem pokonuję swą mściwą naturę, by się nie odegrać – mówi.
Nie ona jedna, co potwierdzają wpisy na internetowych forach. Miłosz wspomina: „Moja dziewczyna odkurzała, a ja nieopatrznie wlazłem w butach i zostawiłem trochę piachu. Chciałem posprzątać, zanim zauważy. Jak tylko to zobaczyła, wkurzyła się i wywaliła zawartość worka z odkurzacza na środek salonu. Krzyczała przy tym, że jeśli moim zdaniem tak słabo to robi, to mogę sobie odkurzać sam. I w tym właśnie momencie zrozumiałem, że zbliża się u niej „ten trudny czas”.
PMS nie wybiera ofiar. Dowody znajdują się w memach na Instagramie, które chętnie wymienia ze sobą młodzież. Może nią paść nastolatek, którego mama bezskutecznie prosiła o wyniesienie śmieci. W końcu wyjęła przepełnione wiadro, wysypała jego zawartość na podłogę w kuchni i wyszła, informując dziecię, że w kuchni czeka je niespodzianka. Tak, przyznaję, zrobiłam coś podobnego. Córka układa piramidy z ubrań na swoim krześle przy biurku. Pewnego dnia pod koniec cyklu wzięłam naręcze jej łachów i… wyrzuciłam je przez okno, z trzeciego piętra. Nawet nie byłam wściekła, w przeciwieństwie do niej, zbierającej z podwórka swoje brudne, wywrócone na lewą stronę majtki. Efekt wychowawczy? Nic to nie dało, góra jak narastała, tak narasta – od awantury do awantury. Tak swoją drogą, czy wy też synchronizujecie się ze swoimi córkami w cyklu?
Kiedy mój czas nadchodzi, widzę w ostrym świetle wszystkie problemy, na jakie zwykle nie zwracam uwagi. Każdy jest wyraźny, a jednocześnie spleciony z innymi w nierozerwalny gąszcz. Z tej dżungli nie ma wyjścia. Wszystko jest tak przytłaczające, że wstanie rano z łóżka wydaje się nieosiągalne. Podobne objawy daje kliniczna depresja i nie ma z czego robić sobie żartów.
Kiedy świat wali się na głowę, łatwo jest popełnić niewybaczalne błędy… na przykład zerwać zaręczyny. Dorota prawie rozstała się ze swoim ukochanym i poszukiwała pomocy w sieci. Napisała: „Za 2-3 dni mam mieć miesiączkę, tylko zapomniałam o niej i o tym, że mam niestety PMS. Nie umiem sobie z tym poradzić, czasem nawet jej nie odczuwam. Ale jak już jest… to ziemia się trzęsie. Mam żal do narzeczonego (teraz już nie wiem, czy obiektywny), że nie zabiera mnie nigdzie, że poszedł na urodziny kolegi sam, że jak go zapraszam do znajomych, to mówi, że nie ma siły, wstydzi się, jest zmęczony, boli go brzuch. Doszłam do wniosku, że on jednak nie chce podjąć ostatecznej decyzji. A teraz, kiedy zerwałam, płaczę, bo mi ciężko. Myślę, że mój żal do Tomka jest słuszny, ale przez PMS jest megaprzejaskrawiony…”.
Z uwagi na anonimowość w sieci, nie dowiemy się, jak się skończyła ta historia. Ale trudno dziwić się rozpaczy kobiety, skoro do realnych problemów doszła niepewność, co do własnych emocji. Znamy to wszystkie – w sumie nie wiemy, co jest źle, po prostu wszystko naraz. I często towarzyszy temu koszmarny ból głowy. Kobiety cierpiące na migreny mają wówczas prawdziwe fajerwerki. Wrażliwe toną we łzach. A jeśli przyśni nam się, że mąż nas zdradza… Justyna pisze, że płakała przez taki sen przez ponad trzy godziny. Równie dobrym powodem może być to, że nie pasują na ciebie żadne spodnie. Silne babki ruszają na wojnę z całym światem. W te dni wrogiem jest każdy: partner, przyjaciele, współpracownicy. Te zaprawione w bojach starają się przekształcić swoją wściekłość w wenę twórczą. Pewna internautka po dotkliwym PMS-ie obudziła się z wydzierganym na kostce tatuażem HATE EVERYONE przyozdobionym płomieniem i błyskawicą…
Nastawione wrogo do facetów dziewczyny twierdzą, że gdyby to oni mieli PMS, już dawno znaleźliby na niego lek. Niestety, leku nie ma – poza terapiami hormonalnymi, które mają swoje zalety, ale i sporo wad, a wiele z nas nie może ich stosować. Objawy rozstrojenia łagodzą: sport, regularne odżywianie i wystarczająca ilość snu. Są też sposoby na pozostawanie w stanie równowagi. Na przykład ten: „Zawsze możesz sprawić, że ludzie nie rozpoznają, że masz PMS… Po prostu bądź furiatką przez cały czas”.
tekst: Karolina Duszczyk
dla zalogowanych użytkowników serwisu.