Michałek

Wśród błyszczących bombek i zapachu świerku znalazłam złaknionego uwagi i ciepła małego chłopca. To on zmienił moje życie.

Wśród błyszczących bombek i zapachu świerku znalazłam złaknionego uwagi i ciepła małego chłopcaMarzenę poznałam na kursie szycia. Sprawiała wrażenie zamkniętej w sobie, niedostępnej. Ale gdy ją zagadnęłam, od razu jakby coś w niej „zaskoczyło”. Okazała się ciepłą, sympatyczną osobą.

Zaprzyjaźniłyśmy się. Zaczęłyśmy się spotykać i godzinami rozmawiać przez telefon. Któregoś dnia opowiedziała mi swoją niezwykłą i piękną historię. Była poważnym i raczej niezbyt szczęśliwym dzieckiem. Córką nauczycielki, ambitnym prymusem i… starszą siostrą, która miała świecić przykładem dla młodszego rodzeństwa i je niańczyć.

Potem były studia. Z małej mieściny, w której się wychowała, Marzena wyfrunęła do Trójmiasta. Szefowie docenili jej pracę. Szybko dostała awans i propozycję przeprowadzki do Warszawy. W ciągu kilku lat zadomowiła się w stolicy na dobre. Kupiła mieszkanie, miała świetną pracę, dobrze zarabiała. Ale...

– Po kilku latach bieganiny, praca–dom, dom–praca, wspinania się po szczeblach kariery uświadomiłam sobie, że coś jednak jest nie tak – wspomina. – Dlaczego wciąż wracam do pustego domu? Dlaczego nie mam się do kogo przytulić ani z kim dzielić codziennych radości i trosk? Dlaczego dziecięce ciuszki kupuję tylko dla pociech moich koleżanek? Czy coś w życiu mi umknęło? – pytałam coraz częściej samą siebie.

– Miałam za sobą kilka przelotnych romansów, ale nigdy z żadnym facetem nie związałam się na dłużej. Każdy po pewnym czasie okazywał się egoistą albo usiłował mnie zdominować. A może po prostu nie miałam szczęścia spotkać tego jedynego?

By nie mieć poczucia straconego czasu, zapełniała weekendy ciągłymi wyjazdami. Do rodziny, koleżanek, na szkolenia. Dziś twierdzi, że po prostu bała się zostawać sama, tonąć we własnych, często niedobrych myślach i gorzkiej samotności. Tymczasem jej młodsze rodzeństwo dawno pozakładało rodziny, niańczyło dzieci i żyło jak Bóg przykazał.

reklama

Tak dłużej być nie może

– Któregoś dnia zdałam sobie sprawę, że praca nie daje mi już takiej satysfakcji jak kiedyś – wspominała. – Że nie wiem, po co wypruwam sobie flaki, skoro i tak nie czuję się szczęśliwa. Marzyłam o kimś, kto zechce przyjąć moją miłość, której przecież miałam w sercu tak wiele.

Pewnej nocy długo nie mogłam zasnąć… Pomyślałam, że będę pomagać dzieciom z sierocińca, skoro los nie dał mi własnego. Wybrałam dom małego dziecka. Kupiłam górę zabawek i wyruszyłam z misją. Był początek grudnia. Mikołajki. Zastałam tam już świąteczną atmosferę. Błyszczące łańcuchy, bombki, kolorowe aniołki i mikołaje stroiły ściany sal. Wychowawczyni z uśmiechem zapowiedziała moje przybycie i zaprosiła do świetlicy. Sala wprost pękała w szwach od licznie zebranych w niej maluchów. „Jak bardzo ten świat jest niesprawiedliwy!”, przyszło mi do głowy. „Tak wiele osób pragnie dzieci i z różnych powodów nie może ich mieć. A inni rodzą je i porzucają jak niechcianą rzecz… Źle to wszystko jest poukładane”.

Podekscytowane dzieci natychmiast podbiegły i obstąpiły mnie, przepychając się między sobą, wyciągały rączki. Gorączkowo sięgałam do worka i rozdawałam pluszaki, samochodziki, lale. Wszystko rozeszło się w mgnieniu oka. Dzieci rozpierzchły się po świetlicy, by nacieszyć się zdobyczami. Poczułam, że to cudownie móc tak kogoś uszczęśliwić.

Nagle zobaczyłam, że w kącie sali stoi chłopczyk ze spuszczoną głową. Czemu do mnie nie podbiegł jak inne? Szybko wyszukałam w torbie breloczek w kształcie samochodu, odpięłam od kluczy i ruszyłam w kierunku malca. Ale zatrzymała mnie wychowawczyni: – Michał ma karę. Był niegrzeczny, zresztą jak zawsze. To krnąbrne i dziwne dziecko. Nie zasługuje na prezenty!

Zrobiło mi się żal chłopca. „Przecież on ma dopiero z 5 lat. To chyba normalne, że dzieci w tym wieku bywają niegrzeczne, pomyślałam trochę zła na wychowawczynię”. Ale jej posłuchałam i schowałam breloczek.

Wróciłam do domu z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony cieszyłam się, że sprawiłam dzieciom tyle radości. Z drugiej – nie potrafiłam wymazać z głowy obrazu smutnego, odrzuconego chłopczyka, który stał w kącie.

Świąteczna niespodzianka

Od tamtej pory wpadałam do domu dziecka dwa razy w tygodniu. Zanosiłam ciastka, malowałam z dziećmi obrazki i bawiłam się w sklep. Okazało się, że takich osób jak ja jest sporo – nazywano ich wolontariuszami. Zaczęłam rozpoznawać dzieci – śliczną, jasnowłosą Zosię, nieśmiałego Wojtusia i przebojową Klarę.

Spotykałam też Michałka, rzeczywiście trudno było go okiełznać. Nikt go nie lubił – zabierał dzieciom zabawki, odpychał je od siebie, wychowawców nie słuchał. Rzadko się odzywał i zawsze miał spuszczone oczy. Próbowałam wciągnąć go do zabawy, ale odwracał się, jak zawsze milczący. Dużo myślałam o tym dzieciaku. O tym, że zawsze ma smutne oczy, usta w podkówkę. Podejrzewałam, że on reaguje na samotność i odrzucenie agresją.

W Wigilię, zanim wyruszyłam do rodziców, postanowiłam zajrzeć do dzieci. Przyniosłam piernik i czekoladowe gwiazdki… Ale dom był opustoszały. Chodziłam po korytarzach, zaglądałam do sal – a tam ani żywej duszy. W końcu znalazłam jedną z wychowawczyń.

– Co się dzieje? Dlaczego tu tak pusto? – zapytałam.
– Spóźniła się pani, wszystkie dzieci pojechały na święta do rodzin i wolontariuszy. No… prawie wszystkie. Michałka, jak zwykle, nikt nie chciał wziąć.
– Jak to? – zapytałam ze zdumieniem. – On tu zostanie sam?!
– No nie sam! Ktoś będzie miał dyżur – odparła, machając ręką.

Żal zalał mi serce. Postawiłam się w sytuacji tego biednego dziecka: „Chryste! Jak tak można?! Jak ono musi się teraz czuć?!”.
– Ja go wezmę do siebie! – powiedziałam głośno. – Pojedzie ze mną na święta do mojej rodziny. Tam będą moi siostrzeńcy i bratankowie…
– Nie wiem, czy pani wie, co robi – odparła. On jest naprawdę trudnym dzieckiem.

Ukryty anioł

Byłam przerażona, gdy wsadzałam Michałka do samochodu. „Jak ja sobie z nim poradzę”, zastanawiałam się. „No, ale trudno. Decyzja zapadła”.

Przez całą drogę zagadywałam Michałka, lecz bez efektu. Gapił się tylko przez okno i milczał jak zaklęty. Tak dojechaliśmy do domu rodziców. Mama czekała już na nas w napięciu. I świetnie odnalazła się w tej sytuacji. Wzięła malucha na ręce i zaniosła do salonu, gdzie stała przepiękna, wielka choinka. Oczy Michasia aż zalśniły, gdy zobaczył drzewko i górę prezentów opakowanych w kolorowy papier. W domu było gwarno. Dzieci biegały po całym domu. Nawet zachęcały Michała, by się przyłączył do zabawy.
Ale on tylko stał.

Podczas kolacji nadal milczał. Posadziłam go obok siebie i nałożyłam mu na talerz pyszności przygotowane przez mamę. Zdziwiłam się, jak sprawnie operował sztućcami. Pomyślałam, że Michał wcale nie jest niegrzecznym dzieckiem. Niewiele mówi, bo jest po prostu zagubiony. I dlatego z trudem nawiązuje kontakty.

Po wieczerzy wszyscy z pełnymi brzuchami cieszyliśmy się świąteczną atmosferą. Mama, jak co roku, usiadła do pianina i zaintonowała kolędę. Nagle Michałek wstał, podszedł do pianina i… zaśpiewał. Ale jak! Jego kryształowy głosik poruszył nas wszystkich. Spojrzałam wokół. Cała rodzina miała ze wzruszenia twarze mokre od łez. „To dziecko śpiewa jak anioł”, pomyślałam!

„Czy istota, która ma w sobie taką wrażliwość i potrafi tak pięknie śpiewać, może być niedobra?!”. Podbiegłam do Michasia i przytuliłam go mocno. Pogłaskałam jego złote jak len włosy. W jego smutnych oczach pojawiły się łzy wielkie jak ziarnka grochu. Spływały po policzkach bez końca. Ten chłopiec tak bardzo potrzebował ciepła, miłości…

Wróciłam do Warszawy zakochana w nim po uszy. Już wiedziałam, że zrobię wszystko, by Michaś został ze mną na zawsze. Najpierw wywalczyłam status rodziny zastępczej, a po dwóch latach starań zostałam jego adopcyjną mamą.

Dziś jestem szczęśliwa. Moje życie nabrało blasku i sensu. Bo wreszcie mam dla kogo żyć. Oczywiście nie było łatwo na początku. Kilka miesięcy trwało, zanim Michał się otworzył, zanim zaczął się uśmiechać i normalnie ze mną rozmawiać.

Dziś ma 11 lat i uczęszcza do szkoły muzycznej. Pięknie gra na wiolonczeli. I czasem śpiewa mi wieczorami.

Sylwia Bartczak
fot. shutterstock/il. Monika Buczyńska

Źródło: Wróżka nr 12/2013
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl