Zdjęcie założenia obrączek


Po raz kolejny dostrzegli to podczas niedawnej wędrówki po Maroku. – Doceniliśmy wtedy polskie śluby – zapewniają zgodnie. Zwłaszcza te zwykłych ludzi, gdy na przykład młodzi zamiast limuzyną jadą w najważniejszą podróż swoim starym autem, bo kojarzy im się z miłymi chwilami z czasów narzeczeństwa.

Lubią, gdy nowożeńcy sami wybierają plenery. Bo to często wypadkowa ich osobowości, charakterów, doświadczeń. Jacka szczególnie ujęła para ze Śląska, która zażyczyła sobie zdjęcia... w szybie górniczym. Lubią wreszcie, gdy państwo młodzi przechodzą z nimi na ty. – Bo to ułatwia serdeczny kontakt – tłumaczy Agnieszka. Czasem nawiązanie takiego kontaktu zajmuje im kilka godzin, a czasem parę dni. Bywa też jednak, że wcale nie potrafią się z przyszłymi nowożeńcami zaprzyjaźnić.

– Tę trudność wyczuwa się najczęściej od razu. Czasami łatwiej już na wstępie powiedzieć komuś, że nie powinniśmy ze sobą współpracować, niż potem tkwić w układzie, z którego mogą wyniknąć kłopoty. Przede wszystkim – nieudane zdjęcia – dodaje Jacek.

Fotografowie lubią, gdy nowożeńcy sami wybierają pleneryCiepłe zdjęcia w zimny dzień

Czasem serdeczny kontakt rozwija się w przyjaźń, tak jak z Justyną i Friderikiem. Może dlatego ich ślub, choć odbył się kilka lat temu, pamiętają z detalami. Choć było deszczowo i chłodno, Agnieszka czuła, że w każdym kadrze uwiecznia ciepło. Zdjęcia wyszły nadzwyczajnie, choć nie była to typowa para ze ślubnego żurnala. On – drobny, niepozorny pan po pięćdziesiątce, ona – sporo młodsza, uśmiechnięta blondynka o kobiecych kształtach.

Spotkali się w małym francuskim miasteczku, do którego Justyna trafiła po studiach. Frideric szukał tłumaczki, bo na swojej plantacji truskawek zatrudniał polskich pracowników. Gdzieś między słowami zrodziła się najpierw empatia, a potem silne uczucie między niemłodym już kawalerem a polską dziewczyną o jasnych włosach.

reklama

„Odnaleźli się po wielu poszukiwaniach” – zwierzyła się Agnieszce na ślubie mama Justyny. Bo miłość nie zawsze jest na wyciągnięcie ręki. Zanim Justyna ją odnalazła, przejechała Europę, a Frideric strawił lata, czekając na najważniejszą chwilę w życiu. – Wzruszająca to była uroczystość, bez żadnej fałszywej nuty – wspomina tamten ślub Agnieszka – chociaż nie zabrakło dorożki i toastów w ekskluzywnych wnętrzach krakowskiego Grand Hotelu.

Baśń jednej nocy

Jedni marzą o ślubie w Tyńcu, z prowadzącym uroczystość słynnym ojcem Leonem Knabitem, inni o wiejskim kościółku i weselu w tajemniczym ogrodzie, a jeszcze inni – o Paryżu, plenerach z widokiem na wieżę Eiffla. – Niektórzy mają zdumiewające marzenia – przyznaje Jacek. Jak para z Niemiec, która do pałacu pod Krakowem chciała zostać wniesiona w lektykach, a ulicę, przy której mieścił się kościół, udekorować plakatami ze swoimi zdjęciami. Oba marzenia okazały się nierealne.

Bardziej realne i nawet częste są scenografie, trochę jak z bajki. – Panny młode lubią się czuć jak księżniczki, młode pary lubią białe konie, karety, pałace – wylicza Agnieszka. – I nie ma w tym nic złego, jeśli w tym nie ginie istota ślubu. Bo czasem bogate dekoracje mają przykryć brak miłości.

Tamten ślub Agnieszka i Jacek także zapamiętali. Ona, jeszcze właściwie nastolatka, śliczna, filigranowa, w koronkowej, białej sukni z długim trenem, oszołomiona chwilą. – Ale to była tylko chwila, a baśń całkiem nie jej – mówi Agnieszka. I niestety to małżeństwo też trwało tylko chwilę. Na szczęście takie historie zdarzają się im bardzo rzadko. – Zdarza się, że przychodzą do nas pary, które wydają się zupełnie niedobrane – opowiada Agnieszka. – Na przykład takie, które na siebie wrzeszczą. Albo ona krzyczy, a on jej tylko przytakuje. Albo on się śmieje, a ona z nerwów wychodzi z siebie. I... jest im ze sobą dobrze.

Źródło: Wróżka nr 2/2013
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka