Zaraźliwy śmiech i ziewanie nie są niczym innym, jak prostymi przekazami telepatycznymi. Dzięki odkrytym właśnie neuronom lustrzanym nauka zbliżyła się do wyjaśnienia zjawiska przesyłania myśli na odległość. Być może już wkrótce poznamy mechanizmy pozwalające zmarłym na przesyłanie informacji żywym w chwili ostatniego tchnienia.
Telepatia zawsze była traktowana przez naukę z przymrużeniem oka. Oficjalnie. W rzeczywistości bowiem w zamkniętych laboratoriach wywiadów wojskowych całego świata prowadzi się nad telepatią intensywne badania. Starali się ją już wykorzystać Niemcy w czasie II wojny światowej. A kiedy trwała zimna wojna, armie ZSRR i USA wydawały ogromne sumy na doświadczenia z tej dziedziny. Nawet japoński koncern Sony ujawnił, że przez kilka lat finansował własne badania nad telepatią.
Prymitywne SMS-y
Powróciła do naukowych laboratoriów pod koniec lat 90. za sprawą neurologa i fizjologa z Toronto, profesora Williama Hutchisona. Wiadomo, że swoisty jej rodzaj tworzy się między bliskimi sobie osobami - spokrewnionymi lub tymi, które łączy silna więź emocjonalna. Szczególnym przypadkiem są bliźniaki jednojajowe. Żyjąc nawet bardzo daleko od siebie potrafią się zachowywać identycznie i bezbłędnie wyczuwają moment, w którym jednemu z nich dzieje się coś złego. Profesor Hutchison na serio zainteresował się telepatią podczas swoich podróży po Afryce i Ameryce Południowej. Zjawiska, których był tam świadkiem, podsunęły mu myśl, że musi istnieć w mózgu "coś" fizycznego, co pozwala jednak komunikować się ludziom w ten właśnie sposób. I że tę pierwotną umiejętność zabił bądź przytłumił rozwój cywilizacji.
Wśród ludów żyjących z dala od niej telepatia zdaje się być zjawiskiem o wiele częstszym. Czarownicy plemienia Aymara w Ameryce Południowej porozumiewają się bez telefonów i innych tradycyjnych sposobów przekazywania wiadomości. Bo czegoś takiego nie mają w swych prymitywnych wioskach. Mimo to umawiają się między sobą na spotkania w określonym miejscu i czasie (za każdym razem innym), za pośrednictwem... tylko myśli. W afrykańskim plemieniu Pigmejów natomiast, kiedy żona wojownika ma rodzić, a on sam poluje daleko od wioski, starszyzna siada w wydzielonej do tego celu "komunikacyjnej" chacie i koncentruje myśl na przyszłym ojcu. Ten odbiera sygnał i czym prędzej wraca do domu. Musi zdążyć na czas, gdyż to on przeżywa bóle porodowe - żona tylko rodzi...
reklama
Ból odkrycia Hutchisona zainteresował też najbardziej szczególny fenomen telepatyczny, jakim jest pojawianie się zjaw bliskich osób, chwilę po ich śmierci. Jakby chciały zawiadomić, że odchodzą. Naukowiec uznał, że muszą istnieć w mózgu jakieś komórki nerwowe, które są odpowiedzialne za naszą umiejętność swego rodzaju falowego porozumiewania się z innymi. Brzmi to może fantastycznie, ale potrafimy przecież przewidywać zachowania innych ludzi nie tylko w oparciu o naszą realną wiedzę społeczną, lecz również intuicyjnie.
Jakby któreś komórki w naszym mózgu wcześniej porozumiewały się z odpowiednimi komórkami w mózgu obserwowanego człowieka. Jeśli tak - rozumował profesor - to komórki takie mogą się znajdować w płacie czołowym, uważanym dotąd przez neurologów za najmniej aktywny. Skierowany jest bowiem na zewnątrz i najbardziej "wyciszony", kiedy się bada reakcję mózgu w czasie różnego rodzaju czynności intelektualnych. Hutchison, wykorzystując fakt, że bezpośrednie drażnienie mózgu jest właściwie bezbolesne dla człowieka, zdecydował się na nieco makabryczny eksperyment.
W swojej klinice w Toronto rozwiercił pokrywę czaszki pacjentki, którą znieczulił jedynie miejscowo, by za pomocą zabiegu chirurgicznego wyleczyć ją z ciężkiej depresji. Przy okazji zainstalował w jej płacie czołowym mikroelektrody rejestrujące zachowania elektryczne mózgu. Profesor nakłuł palec kobiety igłą. Na monitorze zobaczył elektryczne iskry zwiastujące nadchodzący ból - sekundę później pacjentka skrzywiła się z bólu. Profesor nakłuł następnie swój palec. W mózgu kobiety, w tych samych co poprzednio komórkach, nastąpiło wyładowanie, zwiastujące ból! Jej mózg odebrał ból profesora, bowiem ona sama zaprzeczyła, by coś fizycznie poczuła! To tylko mózgi obojga przekazały sobie nawzajem informację o bólu.
Lustro w głowie Hutchison swoim eksperymentem dokonał odkrycia, które wprawiło w euforię neuropsychologów na całym świecie. Okazało się, że istnieją w naszym mózgu tak zwane neurony lustrzane. Kopiując "świadomą" część własnego mózgu przekazują następnie informacje do... innych mózgów. To jest ich jedyne zadanie: zupełnie normalny proces telepatyczny!Być może bardzo dawno temu nie zagłuszony przez cywilizację techniczną był czymś zupełnie normalnym! I właśnie dlatego tak wiele ludów "nieucywilizowanych" potrafi do dziś z niego korzystać!
Zdaniem Hutchisona komórki lustrzane odpowiedzialne są też za tak powszednie zjawisko, jak zaraźliwy śmiech czy ziewanie. Przecież często się śmiejemy z innymi, zanim jeszcze zrozumiemy dowcip. Albo zaczynamy ziewać, widząc, jak inni ziewają. W takich momentach neurony zwierciadlane przekazują sygnały między sobą, zanim świadomy mózg zacznie działać. I najciekawsze - zdaniem zespołu neurofizjologów z Toronto, pojawianie się zjaw naszych bliskich zaraz po ich śmierci nie jest niczym innym, jak ostatnim komunikatem zamierającego mózgu, skierowanym przez wspomniane neurony do związanych z nim emocjonalnie mózgów najbliższych.
W zjawisku tkwi być może odpowiedź, dlaczego zjawy te bywają "uśmiechnięte" lub "ponure", "życzliwe" lub "złośliwe". Wszystko zależy od tego, w jakim stanie ktoś bliski czy znajomy odchodzi z tego świata! Przed naukowcami jeszcze daleka droga do pełnego wyjaśnienia wszystkich tych zjawisk. Zwłaszcza że badania - ze względu na ich "cudaczność naukową" - posuwają się bardzo wolno. Może się jednak okazać, że telepatia i wszystko, co ze sobą ona pociąga, jest tak samo naturalna, jak hipnoza - uznana już dziś, a tak długo wyśmiewana przez naukę.
Jerzy Gracz
dla zalogowanych użytkowników serwisu.