Wina wina

Królewicz, idąc za radą przyjaciela i niegodziwca Jonadaba, zaczął więc udawać chorego i poprosił, by siostra osobiście przyrządziła mu jedzenie. Gdy Tamar spełniła jego wolę, ten zaczął ją… obłapiać i namawiać do bezeceństw. Przerażona dziewczyna prosiła brata o litość. „Nie gwałć mię”, mówiła, „bo tak się w Izraelu nie postępuje”. Zaślepiony pożądaniem Amnon był jednak głuchy na jej błagania. A kiedy już siostrę zhańbił, zapałał do niej niechęcią i kazał swojemu pachołkowi wyrzucić ją na ulicę niczym kobietę lekkich obyczajów. Jako najstarszemu synowi króla Dawida ohydny czyn uszedł Amnonowi płazem. Na szczęście tylko do czasu, a wymierzeniu sprawiedliwości pomogło… wino. Szukając pocieszenia, Tamar uciekła do swojego rodzonego brata Absaloma i ten, nie bacząc na królewskie koneksje gwałciciela, poprzysiągł mu srogą zemstę.

Aż dwa lata czekał na odpowiednią okazję. Wreszcie, organizując wielką ucztę z okazji strzyżenia owiec, zaprosił na nią Amnona. Służącym zaś przykazał: „Gdy Amnon rozweseli serce winem, a ja powiem wam: »Uderzcie na Amnona!«, wtedy zabijecie go”. Tak oto pijany gwałciciel podczas bankietu zapłacił życiem za dawny grzech. Jednocześnie stał się przestrogą dla następnych pokoleń, że najgorsze, co miłośnicy wina mogą zrobić, to „po kielichu” zapomnieć o bożym świecie.

Winny grzechu

Kazirodcze uczucie Amnona do Tamar było grzeszne, gorące, ale krótkotrwałe. Gdy mężczyzna zaspokoił swą chuć, kazał wyrzucić przyrodnią siostrę. Obraz Holendra Jana Steena nie oddaje tragizmu sytuacji. 

reklama

Sami sobie winni


Z losów Amnona nie wyciągnął jednak wniosków Holofernes. Słynny wódz oprócz podbojów był miłośnikiem wina, kobiet i – z racji, że jako Asyryjczyka nie obowiązywały go zakazy rabinów – śpiewu. Wykorzystała to wdowa Judyta, kobieta pobożna i – jak powiada Biblia – „na wejrzenie bardzo miła”. Holofernes na czele swojej armii pustoszył Ziemię Świętą. Kiedy po bitych 34 dniach oblężenia miasta Betulii izraeliccy obrońcy byli już wyczerpani i gotowi do poddania się, przed starszyzną stanęła wspomniana wdówka. Na „dzień dobry” obsobaczyła kapłanów za tchórzostwo, a potem obiecała, że sama uratuje miasto.

W tym celu zrzuciła z bioder pokutny wór, który nosiła po śmierci męża, przebrała się w najpiękniejszą suknię i poszła prosto do asyryjskiego obozu. Tam zauroczyła Holofernesa swą gładką buzią i taką samą „gadką”. W namiocie wodza spędziła trzy dni. A kiedy czwartego dnia libacja nabrała rumieńców, Holofernes, zachwycony pięknem swojej towarzyszki, wypił tyle wina, „ile w jednym dniu nigdy nie wypił, odkąd się urodził”. Jak łatwo się domyślić, skończyło się to dla niego gorzej niż źle. I bynajmniej nie chodzi o jego żołądek.

Gdy wino pokonało niezwyciężonego dotąd Holofernesa, Judyta wzięła jego miecz i jednym cięciem skróciła go o głowę. Następnie zapakowała ją w kosz z jedzeniem i wróciła do Betulii. Czerep wodza przyozdobił mury obronne miasta, co tak wystraszyło Asyryjczyków, że uciekli w popłochu. Boska sprawiedliwość dosięgała jednak nie tylko tych, co mieli w czubie, ale również tych na kacu.

Andrea Mantegna Przez wino i piękną wdówkę stracił głowę

Holofernes lubił śpiew, wino i kobiety. Podczas oblężenia miasta Betulii najpierw stracił głowę dla pięknej Judyty, a potem zatracił się w winie. Dzięki temu sprytna wdówka mogła go skrócić o głowę, co bardzo sugestywnie uchwycił mistrz włoskiego renesanu, Andrea Mantegna.

Pewnego razu Nabal, który był właścicielem wielkiego stada owiec, odmówił gościny sługom króla Dawida. Obraziło to nie tylko pomazańca, ale również i Pana Boga. Samemu sprawcy zaś sprawiło to tak wielką radość, że wieczorem osuszył kilka dzbanów wina. Pijany nie zauważył, że jego żona Abigail przeprosiła władcę. Kiedy następnego dnia pasterz dowiedział się o tym, dostał szału. Stwórca, nie mogąc dłużej tolerować wybryków Nabala, najpierw zesłał na niego udar („stał jak kamień”), a po 10 dniach pozbawił go życia na amen. Bo czego jak czego, ale nieposłuszeństwa Bóg nie lubi.

Jedną z kar za niesubordynację było… opilstwo. Jeremiasz przestrzegał: „Napełnię pijaństwem wszystkich mieszkańców tego kraju, królów, kapłanów, proroków oraz wszystkich mieszkańców Jerozolimy”. Krótko mówiąc, cały naród miał za karę chodzić zygzakiem! Nie wynikało z tego nic dobrego, bo jak można przeczytać w Księdze Przysłów: „popada w nędzę, kto lubi hulanki, nie wzbogaci się, kto lubi oliwę i wino”.

Jednocześnie trzeba podkreślić, że w żadnym miejscu Pisma Świętego samego wina Bóg nie potępił w czambuł. Mało tego, niejeden raz zachęcał nawet do wypicia swojego zdrowia. I to – jak napisano w Księdze Powtórzonego Prawa – „w obliczu Pana”. Choć – oczywiście – z umiarem.

Na zdrowie!

„Krew winogron” była nieodłącznym składnikiem biblijnej codzienności, a Księga Mądrości Syracha wręcz nazywała ją „życiem”. Wśród rzeczy, które są człowiekowi niezbędne, wymienia wino obok: wody, ognia, żelaza, soli, mąki, mleka oraz miodu. Mało tego, Księga Sędziów sugeruje nawet, żeby na rzecz alkoholu zrezygnować z wody. To dlatego, że w pustynnych krainach był to nie tylko towar deficytowy, ale też często skażony bakteriami. A że wino pozwalało uchronić się przed zatruciem żołądkowym, to nawet św. Paweł zalecał Tymoteuszowi, by mieszał z nim wodę.

Zgodnie ze świętym prawem Izraelita mógł pić alkohol w mocniejszej postaci tylko wieczorem, w ramach odpoczynku po ciężkim dniu. Nieprzypadkowo więc Jezus dokonał swojego pierwszego cudu „po godzinach”. Zdarzyło się to podczas wesela w Kanie Galilejskiej. Kiedy zabrakło wina, kazał sługom napełnić sześć stągwi wodą, którą następnie zamienił w „najprzedniejszy” napitek.

Określenie to stało się zresztą przyczynkiem do ciągnącej się od 2000 lat teologicznej dyskusji: czy było to wino-sok (bez pleśni), czy też trunek, od którego szumiało w głowie? Historycy skłaniają się ku wersji z „procentami”. Jednocześnie zwracają uwagę, że Chrystus, „organizując” kilkaset litrów alkoholu, nie stał się sprawcą popijawy. Weselicha bowiem trwały po kilka dni i z reguły były bardzo huczne – bawiło się na nich po kilkuset gości. Ostatecznie więc na głowę przypadło nie więcej niż pół litra wina.

Sam Jezus nie był ascetą. W odróżnieniu od Jana Chrzciciela żył między ludźmi i nie stronił ani od chleba, ani od wina. Pijał je jednak w ilościach śladowych. Mimo to – jak pisali w swoich ewangeliach Mateusz i Łukasz – wrogowie nazywali go… „pijakiem”. Aż do Ostatniej Wieczerzy, kiedy dokonał kolejnej zamiany wina; tym razem w swoją krew…

Starożytni bez wina nie wyobrażali sobie życia. Niewykluczone więc, że podobnie jak biblijni bohaterowie, również autorzy Pisma Świętego nie unikali kielicha. Prorocy wprawdzie piętnowali pijaństwo, ale nie nakazywali abstynencji. Dla chrześcijan to dobra nowina. Z tej okazji można nawet… otworzyć butelkę przedniego wina.


Stanisław Gieżyński
fot. Wikipedia, Shutterstock.com

Źródło: Wróżka nr 9/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka