Strona 1 z 3
Gdyby król Władysław Jagiełło miał więcej ułańskiej fantazji, dziś Cypr byłby częścią… Polski.
Kiedy w marcu 1432 r. do zamku w Wiślicy przybyli wysłannicy króla Cypru, Janusa de Lusignan, Polska przywitała ich typową wiosenną szarugą. Przyzwyczajeni do zdecydowanie wyższych temperatur, przemarzli na kość. Ale król Władysław Jagiełło wynagrodził im to gorącym przyjęciem (i podarkami). Delegacja liczyła ponad 200 osób, a na jej czele stał Baldwin z Noris, marszałek Królestwa Jerozolimskiego. Nie była to jednak wizyta kurtuazyjna – sprowadziła ich tu sprawa najwyższej wagi państwowej. Cypryjczycy chcieli od Jagiełły pożyczyć 200 tys. florenów. Dzięki temu mogliby wynająć armię i przegnać muzułmanów, którzy zaczęli się szarogęsić na wyspie. Do czasu spłacenia długu przybysze oferowali w zastaw Królestwo Cypru i 2/3 jego dochodów.
Pomysł, by zapożyczyć się w dalekiej Polsce, nie przyszedł Cypryjczykom do głowy sam z siebie. Królowi Janusowi podszepnął go Piotr z Bnina, polski rycerz, który podczas swojej podróży po Bliskim Wschodzie, dzięki umiejętnościom i – jak podkreśla Jan Długosz – dowcipowi, pozyskał względy cypryjskiego władcy. Nie musiał go długo namawiać, ponieważ po zwycięstwie pod Grunwaldem w 1410 r. polski król stał się jednym z najpotężniejszych władców w Europie. Jednak 22 lata później sytuacja polityczna Jagiełły nie wyglądała już tak cukierkowo i monarcha musiał odmówić pomocy dalekiemu sojusznikowi. Gdyby więc Litwa nie chciała się wtedy wypisać z unii z Polską, dziś prawdopodobnie jeździlibyśmy na urlop nie na Pomorze, ale do województwa… cypryjskiego.
Słońce świeci tam – jak podają foldery reklamowe – przez 350 dni w roku! Niewykluczone, że w takich warunkach, podobnie jak Cypryjczycy, dostrzeglibyśmy podobieństwo między Matką Boską a grecką boginią miłości Afrodytą, która – jak głosi mitologia – narodziła się na kamienistej plaży niedaleko cypryjskiego miasta Pafos.
reklama
Seks pod okiem bogini Co naprawdę wydarzyło się w Pafos, nie wiadomo. Mit o Afrodycie ma dwie wersje: „szkolną” i „tylko dla dorosłych”. Według pierwszej najpiękniejsza z greckich bogiń po prostu wynurzyła się z morskiej piany i na wielkiej muszli dopłynęła do brzegu. Druga jest bardziej dramatyczna. Podczas buntu tytanów przeciwko Uranosowi doszło do straszliwej bitwy. W ferworze walki Uranos stracił przyrodzenie. Trysnęło nasienie, a jego krople, spadając do morza, zapłodniły je. W ten sposób została poczęta bogini, którą Cypryjczycy czcili przez tysiąc lat.
Z dwunastu świątyń Afrodyty, jakie kiedyś wznosiły się na Cyprze, dziś pozostały tylko ruiny. Na murach widać ślady rycia, kłucia i wiercenia. To efekt działań poszukiwaczy skarbów. Sanktuaria bogini miłości słynęły z bogactwa. Przybywający z terenów dzisiejszej Grecji, Turcji i Egiptu pielgrzymi nie szczędzili ofiar. Zwłaszcza że osobiście wręczało się je kapłankom bogini w zamian za ich miłosną posługę. Podobnie jak w Koryncie, również na Cyprze kobiety ofiarowywały Afrodycie swoje dziewictwo. Historycy nazywają to „świątynną prostytucją”, ale Demetrius, przewodnik oprowadzający mnie po ruinach starożytnego Pafos, nie owijał w bawełnę. – Po prostu oddawały się w świątyni za pieniądze – tłumaczy. – A wszystko, co „zarobiły” za seks, oddawały kapłanom.
Zgodnie z tradycją obowiązek wobec bogini musiała spełnić każda kobieta. – Te ładne załatwiały to szybko, lecz brzydkie całymi miesiącami musiały czekać na pielgrzyma, który by się nad nimi ulitował – przekonywał mnie Demetrius z typowym dla Cypryjczyków seksualnym szowinizmem. Wystarczy na prowincji wejść do pierwszej z brzegu kafejki. Nie spotka się tam kobiet. Cypr należy do Unii Europejskiej, więc oficjalnie nie ma dyskryminacji i kelner obsłuży damę, ale nie uniknie ona nieprzyjaznych spojrzeń mężczyzn siedzących przy stolikach. Bo w miasteczkach i na wsiach wciąż obowiązują zasady patriarchatu. Królestwem kobiet, jak przed wiekami, jest dom, którego bez potrzeby nie powinny opuszczać.
Serce z kamieniaO tym, że znalazłem się w pobliżu miejsca, gdzie Afrodyta przyszła na świat, zorientowałem się dzięki dziesiątkom samochodów i autokarów. Było je widać z daleka. Na równinie, porośniętej jedynie kolczastymi krzewami, karłowatymi drzewami i kępami wysuszonej na wiór trawy, nie zobaczyłem ani śladu bogini, ani nawet żywego ducha. Wystarczyło jednak przejść kilka metrów, by równina nagle się skończyła. Z krawędzi stromego klifu przed moimi oczami rozpościerał się niezwykły widok. Z lazurowej wody wyłaniały się, jakby rzucone ręką potężnych tytanów, trzy wielkie kamienne bloki Petra tou Romiou, czyli tzw. Skały Afrodyty.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.