Strona 1 z 2
W karnawale tańczymy, co umiemy i jak umiemy. Ale są tańce – jak samba czy tango – w których zaklęta jest magia.
Kocham karnawał – mówi Anna Maria, którą spotykam na jednej z roztańczonych ulic Rio de Janeiro. – Dla niego żyję i cały rok haruję jak wół. A lata swojego życia liczę karnawałami, w których wzięłam udział – przekrzykuje dudnienie samby. Te kilka dni w roku to esencja życia milionów Brazylijczyków. Od ostatniej soboty karnawału do północy przed Środą Popielcową niewesoła brazylijska codzienność ulega „zawieszeniu”, a taneczne szaleństwo staje się rekompensatą za całoroczną biedę. Karnawał na ulicach Rio wygląda zupełnie inaczej niż w telewizji. Przemarsz roztańczonych w rytm samby radosnych korowodów, który co roku relacjonują w wiadomościach, to widowisko dla bogaczy i turystów.
Szaleństwo bębnów i półnagich ciał
Przeciętnego Brazylijczyka nie stać na bilet uprawniający do wejścia na sambodrom, gdzie odbywa się ten spektakl. Feeria kolorów, bajeczne stroje, roztańczone piękności, których półnagie ciała pokrywa gruba warstwa brokatu. Tylko komuś, kto nie widział tego z bliska, może się wydawać, że tłum świętuje na ulicach. Tymczasem wszystko dzieje się na sztucznym obiekcie przypominającym finisz toru F1 – po obu stronach 800-metrowej drogi stoją trybuny dla 70 tys. widzów – wybrańców Fortuny (lub jej posiadaczy).
reklama
Na ulicach natomiast tańczą sambę zwykli mieszkańcy Rio, często bezdomni i bezrobotni. Obok smukłych dziewcząt pląsają i falują biodrami panie w każdym wieku i każdej tuszy. Nikt się nie kryguje, bo nieważny jest wiek ani wygląd, lecz to, co się czuje. A sambę czują wszyscy. Naukowcy odkryli, że bicie bębnów nadających jej rytm wywołuje fale, których częstotliwość odpowiada zakresowi fal mózgowych, a tempo – uderzeniom serca.
Kiedy więc na ulicach brazylijskich miast i na sambodromie rozlega się karnawałowe bębnienie, nikt nie potrafi ustać w miejscu. Na trybunach sambodromu dają się mu ponieść dostojni prezesi i dyrektorzy, a zwyczajni ludzie bawią się na ulicach. Tam właśnie, w roztańczonym tłumie, ożywają duchy przodków, którzy 120 lat temu przywieźli ten niezwykły taniec z Afryki i zrobili z niego wizytówkę Brazylii.
W transie i na opak Przodkowie dzisiejszych Brazylijczyków nie tańczyli dla przyjemności ani dla zabawy. Samba wywodzi się z afrykańskich kultów opętania, które do Ameryki Południowej dotarły wraz z niewolnikami z Czarnego Lądu. Rytuałom tym towarzyszył „sambowy”, monotonny rytm bębnów. Stopniowo przyspieszając i nasilając się, doprowadzał tancerzy do utraty świadomości.
Jak potem opowiadali, mieli wtedy wrażenie, że w ich ciała wstępują duchy, a potem wraz z nimi ulatują w zaświaty. Brazylijczycy wierzą w to do dziś. Zbierają się w sekretnych sanktuariach ukrytych przed turystami i wścibskim wzrokiem misjonarzy. W transie zrzucają buty. A jeśli nie zrobią tego sami, z pomocą przychodzą im ci, którzy pozostali przy zdrowych zmysłach. I bynajmniej nie ma to nic wspólnego z zapobieganiem odciskom i pęcherzom – po prostu prawdziwą afrykańską sambę (czyli zumbę) tańczy się boso.
Widziałem to w Burkina Faso. Rytuał rozpoczął się od odpędzenia złych duchów. Na plac w centrum wioski wkroczyli mężczyźni z miotełkami i, wymachując nimi, mamrotali tajemne zaklęcia. Dopiero gdy w pobliżu nie było już żadnej nieczystej duszy, pojawiła się starszyzna plemienna. Po niej nadciągnęli bębniarze, a kiedy zapadł zmrok, do grona dołączyli tancerze. Z kolorowymi przepaskami na biodrach, czasem w maskach, ale obowiązkowo wszyscy bosi.
Na początku bębny biły miarowo, tancerze utworzyli krąg. Nie był to jednak znany z balów „koszyczek”, lecz krąg magiczny, w którym mogą się schronić przywoływane duchy przodków. W miarę upływu czasu bębnienie narastało i nabierało tempa, początkowo płynne ruchy tancerzy stawały się coraz bardziej szarpane i chaotyczne, aż wreszcie wyglądały jak drgawki. Jedni padali na ziemię, inni zastygali w bezruchu. Tylko ich usta poruszały się, szepcząc jakieś tajemnicze, niezrozumiałe słowa. Po przebudzeniu niczego z tego nie pamiętali. Bo – w co święcie wierzą – nie wypowiadali ich oni, lecz obecne w ich ciele duchy. Słuchaczom za żadne skarby nie wolno tego powtarzać obcym, zwłaszcza cudzoziemcom. – To wiadomość od naszych, a nie od twoich przodków – na moje nagabywania odpowiedział syn szamana. – My rozumiemy wszystko, ty nie musisz.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.