Za takim światem tęskni się od dzieciństwa. Fantastyczne rzeźby i figurki każdego przeniosą do bajki, którą w swoim tajemniczym ogrodzie i domu z duszą stworzyli rzeźbiarze Anna Hass-Brzuzan i Krzysztof Brzuzan.
Na rzeszowskim skwerze stoi chłopiec z procą. Urwis, z zawadiackim uśmiechem. Jak żywy, choć z brązu. Jakoś się lżej robi na sercu, że to nie kolejny monument ku czci, ale rzeźba chwaląca wolność i swobodę. Jej autor Krzysztof Brzuzan, artysta po krakowskiej ASP, od lat mieszka i tworzy w Rzeszowie. Razem z żoną, Anną Hass-Brzuzan, również rzeźbiarką, tworząc, czerpią z podświadomości, a magia, sny oraz postacie z bajek i mitów przenikają się w ich pracach z codziennością.
Spójrz kotu w oczy
– Wychowałem się w miejscu, gdzie ścierało się wiele kultur – opowiada Krzysztof, gdy oprowadza mnie po ogrodzie, który na bank mógłby zagrać u Agnieszki Holland, gdyby w przyszłości kręciła remake „Tajemniczego ogrodu". – Po wojnie, na Dolnym Śląsku zamieszkali przesiedleni siłą Łemkowie, Bojkowie, Polacy z Jugosławii przesiąknięci bałkańskimi zwyczajami. Byli także repatrianci z Francji, a w Zgorzelcu – kolonia grecka. Ślady piastowskie, nurt bizantyjski, wątki sakralne. To wszystko miało wpływ na tworzenie mojej artystycznej wrażliwości. Syciłem się urodą tamtych terenów, bo niemal w każdej wsi był pałacyk lub zamek. Rzeźby, figury, kapliczki. Podniszczone, ale wciąż piękne.
Anna mówi, że kiedy już jako dorosła oglądała swoje zeszyty przyniesione przez mamę z piwnicy, nie mogła się nadziwić, że w wieku sześciu lat precyzyjnie tworzyła ludzkie historie. – Właśnie przeprowadziliśmy się z Jarosławia na rzeszowskie osied-le – wspomina. – Sporo chorowałam. Wyglądałam przez szybę, rysowałam przekrój bloku, a w każdym mieszkaniu maleńkich ludzi, którzy jedli, spali, czytali. Sporo lepiłam z plasteliny. Zachwycały mnie ludzkie twarze. Uważnie je oglądałam. Choćby w kościele, gdzie ich zbiór był różnorodny. Stawałam tyłem do ołtarza i studiowałam zmarszczki, kształt nosów, podbródków.
Może dlatego Anna zawsze szczególnie uważnie przygląda się oczom. Spojrzenie musi mieć głębię, powinno coś wyrażać. To najtrudniejszy element tworzenia. – W moich rzeźbach łączę często dwie postacie, tworząc interakcję. – Anna pokazuje mi dzieci, które nie odrywają od siebie wzroku. Tak samo intensywnie wpatrują się w siebie dwa koty.
– Tu mieszka duch kogoś, kto sadził te drzewa – Anna ścisza głos, jakby nie chciała mu przeszkadzać – kochał ten ogród i włożył w niego wiele serca. Do dziś się to czuje.
Chodzę między ceramicznymi leśnymi nimfami, zarośniętymi roślinnością wazami objętymi ogonami kameleonów, wśród postaci z koźlimi głowami, a przede wszystkim żabami, które są znakiem rozpoznawczym gospodyni.
Zaczęło się od fontanny, którą robiła dla domu dziecka. Chciała, żeby przy wodzie były bajkowe stworki. Po pierwsze, żabka. Ale z duszą, uśmiechnięta. Broń Boże demoniczna. Fontanna udała się wspaniale.
A każdy, kto ją zobaczył, mówił: „Żabka! Też taką chcę!". – Ulepiłam ich mnóstwo – uśmiecha się Anna. – Rozdałam, sprzedałam, ustawiłam w domu i ogrodzie.
W ubiegłym roku żaba Ani została wylicytowana na 15 tysięcy zł podczas imprezy dobroczynnej Podkarpackiego Klubu Biznesu. A że w wielu kulturach żaba jest symbolem pieniędzy, sprowadziła do nich finansowe szczęście. Nigdy nie zabiegali o materialny dobrobyt, jednak cokolwiek sobie wymarzyli, zawsze przychodziło.
Aniela wchodzi przez nogi
– Choćby ten dom. – Ania ruchem głowy pokazuje ściany przytulnego salonu połączonego z kuchnią. W kozie buzuje ogień, który malowniczo odbija się w drzwiach wyjściowych na taras. Dwa bielusieńkie koty, bez jednej plamki, wchodzą lub wychodzą, a Krzysztof cierpliwie odgrywa rolę odźwiernego. – Mieszkaliśmy w bloku, ale od lat marzyłam, by rano wypić kawę na schodkach własnego domu i zejść boso na trawę. Kupiliśmy ruinę. Skąd wziąć pieniądze na remont? Poprosiłam męża: „Zadzwoń do swojego przyjaciela ze Stanów, milionera".
dla zalogowanych użytkowników serwisu.