Pod jednym dachem z duchem


Małgosia zaczęła się bać swoich snów. I podświadomie, na jakiś czas się na nie zablokowała. Ale w każdej trudnej życiowej sytuacji wzywała na pomoc swą nieżyjącą mamę.

– Kiedyś miałam osobiste problemy i długo nie mogłam zasnąć – wspomina noc, gdy po raz pierwszy mama do niej przyszła. – Wciąż myślałam: „Mamo, co zrobić, pomóż!". I nagle poczułam silny chłód, ugiął się materac, tak jakby ktoś usiadł koło mnie. Poczułam zimny dotyk. Nie bałam się, wiedziałam, że to mama. Przychodziła zawsze, by dodać mi otuchy. Ale to nie było dobre ani dla niej, ani dla mnie. Prośbami przytrzymywałam ją w miejscu, z którego powinna już dawno odejść dalej.

Wyraźnie uświadomił to Małgosi koptyjski szaman, którego spotkali z Leszkiem w Egipcie. Prowadził sklep z biżuterią. Wchodziło tam i wychodziło mnóstwo ludzi, ale on zaczepił właśnie ich. Na jego prośbę napisali na kartce swoje imiona. Patrząc na nie, opowiedział im historię ich życia. Byli zdumieni. Ale najdziwniejsze zdarzyło się potem.

Po dziwnym obrządku z wodą, nabrał jej w usta i niespodziewanie prysnął na Małgosię. – Od tej chwili przestaniesz wzywać ją na pomoc, bez trudu dasz sobie radę sama – zapewnił, gdy chciała zaprotestować. – A ona będzie mogła w końcu zaznać spokoju.

Małgosia do dziś nie wie, czy była to tylko sugestia, czy tajemniczy Egipcjanin, rzeczywiście uwolnił ją od lęków. Bo od tamtej chwili nigdy nie wzywała już na pomoc swej nieżyjącej mamy. Egipcjanin powiedział im jeszcze, że niedawno kupili dom i jest w nim dobra energia. Ale powinni uważać na fałszywych przyjaciół i nie wpuszczać ich za próg. A najlepiej całe drzwi wejściowe i próg skropić święconą wodą.

reklama


Taką samą radę dostali kilka miesięcy później od szeptuchy, która uwolniła ducha z modrzewiowego dworku. Dusza, która z jakichś powodów została na ziemi, nie szkodziła im, była dobra. Ale tak jak inne, potrzebowała pomocy. – Szybko zorientowałam się, że ktoś z nami mieszka – mówi Małgosia. – Słyszeliśmy kroki, stukoty, skrzypienie podłogi. Codziennie ktoś dzwonił do furtki. Pies stał przed nią i ujadał, a nikogo nie było. Zabawa z dzwonkiem trwała około półtora roku. Zawsze też punktualnie o pierwszej w nocy włączał się faks.

Duch lubi słodkie psikusy

– No i moje pawełki – śmieje się Leszek. – Miałem etap fascynacji nadziewanymi batonikami, a zapas trzymałem w koszyku, w kuchni. Kiedyś byłem w domu sam. Dochodziła północ, a jeszcze siedziałem przy biurku. Mózg zażądał glukozy, poszedłem więc po pawełka. W koszyku były trzy. Wziąłem dwa. Położyłem je na blacie, zamknąłem szafkę. Patrzę, jest jeden! Zdumiony myślałem chwilę, po czym zaśmiałem się sam do siebie. Nasz duch kocha robić psikusy, muszę się do tego przyzwyczaić! Zabrałem więc z koszyka ostatni batonik. Rano zamknąłem dom, pojechałem do Krakowa. W samochodzie opowiadam koledze o całym zdarzeniu, a on mówi ze śmiechem: „Leszek, ja bym się nie zdziwił, gdyby teraz w koszyku był tamten zaginiony pawełek". Po powrocie biegnę do kuchni, otwieram szafkę i... jest! Oddał! Porządny duch!

Czasem opowiadali o Kolesiu, jak go nazywali, znajomym. Nie wszyscy wierzyli. Tak jak brat Małgosi, który przyjechał do niej z Australii w odwiedziny. – Jak on się śmiał, gdy usłyszał całą historię – wspomina. – Ale bawiło go to tylko jeden wieczór. W nocy usłyszałam krzyk Grzegorza. Myślałam, że coś mu się śni i nie biegłam na pomoc. Ale on rano przy śniadaniu był cały roztrzęsiony. Coś ściągało ze mnie kołdrę – opowiadał. – Trzymałem mocno, ale ktoś ciągnął z całych sił! Myślałem, że oszaleję ze strachu, bo pokój był przecież pusty!

Koleś po prostu dał mu nauczkę. Brat Małgosi już nigdy nie powiedział, że to bzdury! Jednak duch w dworku nigdy nikogo nie skrzywdził. Za życia musiał być dobrym człowiekiem, bo kiedy jako eteryczna postać snuł się po domu, zostawiał smugę niebiańskiego zapachu. Aromat rozkoszy. Chmurę słodyczy. – Kilka razy mnie otoczyła – wspomina z rozmarzeniem Małgosia. – Wciąż pamiętam tamten zapach i marzę o takich perfumach.

I choć pamięć o tamtym zapachu została, eteryczny mieszkaniec wyprowadził się prawdopodobnie tam, gdzie jego miejsce. Małgosi, Leszkowi i duchowi pomogła miejscowa, już nieżyjąca, szeptucha. Prosta, pełna życiowej mądrości kobieta. Najpierw długo modliła się nad słoikiem święconej wody. Potem nakazała każdemu z domowników wypić po jednej łyżeczce, a resztą skropić wszystkie ściany, próg domu, drzwi, a nawet psa. Należało przy tym powtarzać specjalną formułkę. Od tamtej pory w domu ucichły wszystkie stukoty. Duch odszedł na dobre.

– Ale wczoraj – Małgosia zawahała się chwilę – kiedy prałam koc w wannie i nachyliłam się nad nią, ktoś lekko pociągnął mnie za bluzkę. Odwróciłam się. Nie było nikogo. Czyżby nasz Koleś wrócił?

Agnieszka Gruss
fot. Nina Przybylska

Źródło: Wróżka nr 11/2014
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka