Anna była pierwszą Polką, która pisała pamiętniki. I dziś wzruszające, i wstrząsające. Zmuszono ją do ślubu z upośledzonym umysłowo bogaczem.
Gdy przedstawiono szesnastoletniej pannie Stanisławskiej narzeczonego, omal nie zemdlała ze zgrozy. Nie dość, że szpetny jak siedem grzechów głównych, to jeszcze sprawiał wrażenie umysłowo upośledzonego. Nie pojmował nic z tego, co się działo wokół. Wyznaczony sługa dawał mu znaki czapką, kiedy ma ukłonić się, wstać, spełnić toast. Ale kandydat na męża wlepiał tępy wzrok w ową czapkę i na żadne sygnały nie reagował. Odezwać się w towarzystwie też nie potrafił, a jak już otworzył usta – plótł bzdury.
Korzyści rodzinne ponad szczęściem jednostki
Ani łzy Anny, ani jej błagania nie skruszyły ojcowskiej woli połączenia rodu Stanisławskich herbu Pilawa z Warszyckimi herbu Abdank. Oba stare, szacowne i bogate, w dodatku Stanisław Warszycki, ojciec niewydarzonego Jana Kazimierza był kasztelanem krakowskim. Wejść do takiej rodziny, to było coś. Korzyści z tego miały zrównoważyć głupotę narzeczonego. A fakt, że Anna, dziewczyna urodziwa, absolwentka pensji dominikanek w Krakowie, wieść będzie życie z półgłówkiem, był dla jej ojca Michała Stanisławskiego już drobiazgiem bez znaczenia.
Ślub niedobranej pary odbył się w 1667 roku w należących do rodziny panny młodej Maciewicach (późniejszych kościuszkowskich Maciejowicach). Kasztelanic z wytrzeszczonymi oczami i wyciągniętą szyją wyglądał niczym „zastraszony gąsior". A podczas uroczystości ślubnej dał popis swoich możliwości, zastanawiając się na głos, czy klęknąć przed stojącą obok panną, bo jest aniołem. Czy może wiać, bo to diabeł. Gdy zamknęły się za młodymi drzwi sypialni, małżonek zajął się ścieraniem kurzu i łapaniem much.
Skąd to wiadomo? Od samej zainteresowanej – z jej wierszowanego pamiętnika „Transakcyja albo Opisanie całego życia jednej sieroty przez żałosne treny od tejże samej pisane roku 1685". Z całą szczerością opisała w nim swoje pożycie z „Kazimirkiem", zwanym przez nią też „Ezopkiem", od greckiego bajkopisarza znanego z brzydoty. Począwszy od tego, że „Kazimirek" był „lampartem, to jest zboczeńcem, który sam się sobą delektuje" i nie potrafił „dopełnić małżeńskiej powinności", a kończąc na jego najróżniejszych „figlach i horrorach".
reklama
A to postanowił puścić z dymem kościół za karę, że podczas nabożeństwa oblazły go pchły. A to, gdy zaproponowano mu dowództwo chorągwi wojskowej, zastanawiał się, jak ma ona wyglądać. W końcu zdecydował: „Karmazynowa, aksamitna z ogonkami z popielicową podszewką, by się nad to przygodziła przykryć, gdyby zima była". A gdy posłom udało się mu w końcu wytłumaczyć, że nie chodzi o leżenie pod pierzyną, lecz o „stawanie w wojennej potrzebie", bardzo się przestraszył. Przecież na wojnie może zostać zabity, a wówczas ojciec sprawi mu... tęgie lanie!
Małżeństwo podwyższonego ryzyka Pewnego razu Kazimierek, nasłuchawszy się o duszy, która uchodzi z umierającego ciała, postanowił zobaczyć to wszystko na własne oczy. Złapał więc żonę za gardło, bo tak najpraktyczniej jego zdaniem było duszę z człowieka wycisnąć i niemal pozbawił ją życia. Na szczęście służba rzuciła się na ratunek. Kiedy indziej zarzucał jej pijaństwo i byle jakie pochodzenie, innym razem – gdy zachorowała – zamartwiał się, skąd weźmie odpowiednie deski na trumnę.
Nic więc dziwnego, że Anna zapragnęła czym prędzej opuścić „Kazimirka", lecz rodziny – jej i jego – usilnie namawiały parę do zgody. Jeszcze przez rok znosiła ten „dopust Boży". Po śmierci ojca w 1669 roku podjęła kroki rozwodowe.
W ostatnich dniach życia Michał Stanisławski, jakby chciał naprawić swój błąd, poprosił o opiekę nad jedynaczką swego krewnego i przyjaciela Jana Sobieskiego, wówczas hetmana. Niespełna 19-letnia Anna zwierzyła się Sobieskiemu ze swych zamiarów, a on ją całkowicie poparł. Nie obyło się jednak bez kolejnych afer wywołanych przez despotycznego teścia i szalonego męża.
Gdy Anna, oczekując rozpoczęcia procesu, schroniła się w warszawskim klasztorze, postanowili odbić ją i uwięzić w swoich dobrach. Plany te pokrzyżował jednak Sobieski, który pomógł Annie unieważnić małżeństwo. Sąd kościelny rozwiązał umowę ślubną.
Potępiona rozpustnica – pierwsza świecka pisarka polska Rozstanie Warszyckich odbiło się echem w całej Rzeczpospolitej. Mało kto jednak popierał Annę. Musiała wysłuchać wielu słów potępienia za złamanie przysięgi małżeńskiej, znieść oszczerstwa i oskarżenia o rozpustę. Ale to i tak niewysoka cena, za wyrwanie się z małżeńskiego piekła.
Anna wychodziła za mąż jeszcze dwa razy: za rotmistrza Jana Zbigniewa Oleśnickiego, a po jego śmierci za podkomorzego lubelskiego Jana Bogusława Zbąskiego. W obu przypadkach z miłości i własnego wyboru. Związki były szczęśliwe. Niestety nie trwały długo.
Po śmierci Zbąskiego 32-letnia Anna znalazła pociechę w pisaniu. Jej wierszowany pamiętnik to pierwszy polski utwór o tematyce świeckiej napisany przez kobietę. Składa się z 77 trenów i liczy 745 ośmiowersowych zwrotek. Rękopis odnaleziono w 1883 r. w Bibliotece Publicznej w Petersburgu, a wydano w 1935 r.
Wika Filipowicz fot. wikimedia
dla zalogowanych użytkowników serwisu.