Katarzyna Miller – psychoterapeutka, autorka książek, poetka i śpiewaczka, żyje tak, jak lubi. Ludzie do niej lgną, bo pokazuje im, że błądzić jest rzeczą ludzką.
Od zawsze wiedziałam, że druga połowa życia będzie lepsza od pierwszej. Nie zgadzam się z tym, co ludzie mówią o starości: że się panu Bogu nie udała. Udała się, tylko prócz starzenia się, trzeba przede wszystkim dojrzewać. Dojrzewam zatem i jestem coraz mądrzejsza, pogodniejsza, coraz więcej rozumiem, coraz lepiej radzę sobie z trudnościami. Jak raz jest mi trudno, a następnego dnia już lepiej, to chwalę samą siebie: Widzisz, Kaśka, jak sobie dobrze poradziłaś! Każdy powinien to robić, bo za mało nas w życiu chwalili.
Lubię to, że się starzeję, bo wraz z dojrzewaniem zniknął lęk, zazdrość, obawa, czy jestem wystarczająco dobra. Nie zazdroszczę urody, ciuchów, posiadania. Przeciwnie, cieszę się, gdy ludzie coś mają, kiedy im się wiedzie. Często mówię do mojego partnera: Patrz, jaka tam ładna baba idzie! A on na to: Nie, tamta ładniejsza, ta brunetka. Na to ja: No to niech tobie się podoba tamta, a mnie ta! I śmiejemy się razem. O co się tu denerwować? Lepiej z radością patrzeć na piękne kobiety.
To nie znaczy, że cały czas mi wesoło, że nie przeżywam trudności, smutku. Tylko, że ja i ten smutek lubię, bo dzięki niemu poznaję smak radości. Takie płodozmiany są wartością, dzięki nim widzimy różnicę, jak to jest, gdy raz boli ząb, a potem przestaje. Czasem tylko trochę tęsknię za uczuciem zadziwienia, oczarowania nowością. Coraz rzadziej zdarza mi się przeżywać coś takiego. Szkoda...
Ale poza tym – kocham żyć. Biesiadować z przyjaciółmi w moim domu, wnętrzach, które sama sobie urządziłam. Kocham moje fotele, kredensy, porcelanę. To nie tylko rzeczy, to przyjaciele! Lubię wygodne ciuchy. I spokojnie sobie grubnę, bo noszę gacie na gumce, szerokie tuniki, milusie w dotyku, trochę hipisowskie, kolorowe.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.