Freddie Mercury i jego miłość

 
Zatrzymany zegar podróżny
 
„Wolał, żeby jego prywatne życie pozostało prywatne” – mówił Jim. Jest pewien, że to nie Mercury zdecydował 
o oświadczeniu dla prasy o chorobie, wydanym wieczorem w niedzielę 23 listopada, na dzień przed śmiercią. I nie jest jego autorem, przypuszcza, że napisał je menedżer zespołu, Jim Beach. Gdy ukazało się w gazetach, wśród fanów Queen wybuchła histeria i rozpacz. Dziennikarze tłoczyli się pod posiadłością Mercury’ego tak tłumnie, że gitarzysta Brian May, który chciał odwiedzić przyjaciela, w ścisku i zamieszaniu uderzył samochodem w auto jednego z dziennikarzy.

Rodzina Freddiego przyjechała, aby pożegnać syna. Bardzo chory, wciąż się o nich martwił i pragnąc oszczędzić im intymnych informacji o swoim życiu, przedstawił Jima jako ogrodnika i człowieka, który wykonał kilka pięknych mebli do jego domu. Jim spędził z nim ostatni ranek. Wspomina: „Dostawał morfinę, więc był nieprzytomny. Zmoczył się. Wiedziałem, że jeżeli się ocknie i to zobaczy, będzie jatka, więc zmieniliśmy mu bieliznę, a gdy wciągałem na niego bokserki, nagle poczułem, że odszedł. Nie wiem, skąd wiedziałem. Joe przyniósł lusterko, żeby sprawdzić, czy oddycha. I tyle.

Poszedłem do swojego pokoju i zatrzymałem zegar podróżny, który Freddie mi podarował: była za dwanaście siódma. Pogasiłem na krótko światła na drzewach w ogrodzie – prawdziwy Irlandczyk zgasiłby wszystkie światła w domu, ale intuicja podpowiedziała mi, bym tego nie robił z powodu czekających na dworze dziennikarzy. Potem poszedłem na górę i zadzwoniłem do swojej matki. Płakałem”.

Matka Mercury’ego przysłała potem Huttonowi „śliczny” list, dziękując za to, że był przy jej synu. – Często porozumiewaliśmy się z Freddiem bez słów  – wspomina Hutton. – Ciągle chciał zapewnień, że się go kocha. Oczywiście kochałem go i to bardzo. Mówiłem mu o tym. Kiedy stwierdzono u niego AIDS, powiedział: „Zrozumiem, jeżeli spakujesz się i odejdziesz”. „Nie bądź głupi – odpowiedziałem. Nigdzie się nie wybieram. Zamierzam zostać na dłużej”.

reklama


Mercury’ego skremowano podobno wraz z obrączką – prezentem od Jima. Muzyk wiele razy mówił, że chce, żeby Hutton mieszkał w Garden Lodge tak długo, jak będzie miał ochotę, ale nie zostawił żadnych zapisów. Krótko po pogrzebie Freddiego Jim dostał wypowiedzenie od Mary Austin, która była spadkobierczynią muzyka i stała się właścicielką domu.
 
Przez wiele tygodni, zrozpaczony, gnany tęsknotą, wracał pod ogrodzenie, żeby popatrzeć na ukochany ogród. Na walkmanie nieustannie, od nowa słuchał piosenek Queen. Mercury zapisał mu w testamencie 500 tysięcy funtów, tyle samo, co kucharzowi Joemu Fanellemu i osobistemu asystentowi Peterowi Freestone’owi. Jim swoją część spadku wydał na wakacje i dom w Irlandii.

Został stolarzem i specem od drobnych napraw w domach. Spotykał się  z kilkoma facetami, ale nie udało mu się znaleźć takiego, który byłby towarzyszem życia. Jego najwierniejszymi przyjaciółmi były dwa psy i pięć kotów, które przygarnął. Przez 19 lat, jakie mu zostały po śmierci Mercury’ego, opowiadał o nim jako o największej miłości swojego życia.
 
Zmarł w wieku 60 lat w swoim irlandzkim mieszkaniu, w wyniku powikłań po zapaleniu płuc. Dziennikarzowi, który go odwiedził w Irlandii w 60. rocznicę urodzin Freddiego, powiedział: „Gdyby tu był, wzniósłbym w toaście filiżankę herbaty i powiedziałbym: «Wszystkiego dobrego w dniu urodzin, chłopie»”. 
 
Małgorzata Warda
fot. shutterstock
Źródło: Wróżka nr 7/2016
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka