Coś dla panów, coś dla dam


Niektóre zwyczaje narzucane przez pałac były wręcz zabawne. Cesarzowa Maria Teresa, panująca w połowie XVIII wieku, zarządziła, by każdego nowego urzędnika kancelarii obdarowywać scyzorykiem. Odtąd musiał go nosić przy sobie, w razie gdyby trzeba było np. zatemperować gęsie pióro do pisania. Ten zwyczaj przetrwał sto lat do czasów cesarza Franciszka Józefa. Podobnie jak swatanie małżeństw, także monarszych.

Kiedy arcyksiężna Zofia doszła do wniosku, że jej pierworodny syn cesarz Franciszek Józef powinien się ożenić, rozpoczęła poszukiwania odpowiedniej żony. Znalazła ją w kręgu rodzinnym. Uznała, że najlepszą partią będzie Helena, najstarsza córka jej siostry Ludwiki. Zaręczyny młodych miały się odbyć w letniej rezydencji Bad Ischl. Przezorna Ludwika zabrała ze sobą także 15-letnią Elżbietę, zwaną Sissi, licząc po cichu na to, że może zwróci na dziewczynę uwagę młodszy brat Franciszka Józefa.

Niestety, plany arcyksiężnej Zofii wzięły w łeb. Dwudziestotrzyletni cesarz oszalał na punkcie Sissi. Dwa dni po spotkaniu zapadła decyzja o ich zaręczynach. Ślub odbył się osiem miesięcy później, 24 kwietnia 1854 roku.

Dla dziewczyny wychowanej na wsi, dostrzegającej piękno przyrody, przyzwyczajonej do wspinaczki, wędkowania, jazdy konnej zaczął się czas wiwatujących tłumów, bali, audiencji, przyjęć, parad wojskowych. Niestety, nigdy się do tego nie przyzwyczaiła, chociaż musiała się szybko uczyć obyczajowości dworskiej. Przepisów dotyczących ubioru, protokołu, zasad konwersacji. Przepłakała z tego powodu niejedną noc. Nieprzyjemnym przeżyciem okazał się dla niej już sam ślub – męcząca sztywna uroczystość, w której nie było cienia romantyzmu.

Na straży etykiety stała arcyksiężna Zofia, która nieustannie śledziła synową i nie szczędziła jej uszczypliwych uwag. Tak naprawdę nigdy jej nie zaakceptowała. Elżbieta czuła się jak ptak uwięziony w złotej, habsburskiej klatce. Przecież została wychowana całkiem inaczej. Była wprawdzie dobrze wykształcona i niezwykle inteligentna, ale wiodła dotąd nieskrępowane niczym życie w siodle, pełne swobody i zdrowego ruchu. Podczas posiłków w jej rodzinnym domu, na dworze Wittelsbachów, panował pogodny harmider. Jej matka Ludwika miała bzika na punkcie psów, zawsze któregoś trzymała obok siebie lub na kolanach.

Warto wiedzieć, że dworzan cesarskiego dworu koszmarna etykieta także bardzo męczyła. Teresa Fürstenberg, dama arcyksiężnej Zofii (teściowej Sissi), pisała w liście do przyjaciółki. „Nawet sobie nie wyobrażasz, jak nudne i niewygodne jest to życie rodzinne Najjaśniejszych Państwa... Zasiadają ściśle według hierarchii, mówią według hierarchii, a właściwie wcale nie mówią. Cieszą się więc, gdy uroczystość rodzinna dobiega końca. Aż żal patrzeć, jakie smutne wiodą życie".

reklama


Sissi zaczęła wprowadzać nowy ideał kobiety na tronie – niepoddanej rygorom etykiety, szczupłej i wysportowanej. Tak bardzo dbała o swą kondycję, że wszędzie, gdzie mieszkała, kazała urządzać salę gimnastyczną. Cesarskiego dworu jednak nie zmieniła i do końca życia musiała mniej czy bardziej przestrzegać sztywnej etykiety.

Podświadome poczucie krzywdy wynikające z nierówności praw moralnych i społecznych wymagań dla kobiet i mężczyzn wpędzało panie w poważne psychiczne i emocjonalne zaburzenia.

Cesarzowa Elżbieta Bawarska, czyli Sssi

Uchodziła za najpiękniejszą kobietę świata połowy XIX wieku. Na obrazie, namalowanym przez dworskiego portrecistę Georga Martina Ignaza Raaba, występuje w stroju królowej Węgier.

Jej mąż cesarz Franciszek Józef powtarzał, że zakochał się w jej ciemnych, głębokich jak studnie oczach. „To najbardziej czarująca ze wszystkich kobiet, jakie znam. Jeśli wrócę do Wiednia, to tylko dlatego, by ją jeszcze raz ujrzeć" – wspominał z kolei perski szach. Fascynowała naturalnością – prawie nie używała kosmetyków. Także swoją smukłą sylwetką. Przy 172 cm wzrostu, bajecznie wąskiej talii (mniej niż 55 cm) ważyła 50 kg i ściśle tę wagę kontrolowała. Dziś posądza się ją nawet o anoreksję. Jednak cesarzowa, choć jadała niewiele, robiła to często, biorąc małe porcje. Zwykle były to kotleciki mięsne, warzywa i nabiał. Najdziwniejszą potrawą była mikstura z krwi i skóry kurczaka, przygotowywana w specjalnym srebrnym naczyniu.

Sissi wstawała o 5 rano i odbywała wielogodzinną toaletę. Ułożenie samej fryzury z pięknych, grubych włosów sięgających kostek zajmowało zwykle około 3 godzin. Zawzięcie się też gimnastykowała. Uwielbiała jazdę konną. Przechodnie w Wiedniu podziwiali jej postać eleganckiej amazonki, która cwałuje uliczkami miasta.

Kąpała się w kozim mleku, nacierała oliwą, a na noc okładała twarz truskawkami albo... płatami świeżej wołowiny. Była prawdziwą pionierką anti-agingu. Kiedy w lustrze dostrzegła pierwsze zmarszczki, wycofała się z życia towarzyskiego.

Od tej pory, w zależności od sytuacji, zawsze skrywała twarz pod parasolem albo wachlarzem. Po śmierci syna Rudolfa nosiła wyłącznie czerń. Zmarła w wieku 61 lat, od ciosu w serce zadanego pilnikiem ręką włoskiego anarchisty. Przez całe małżeńskie życie była nieszczęśliwa, choć cesarz bardzo ją kochał.

Jan Pann
fot. fotochannels

Źródło: Wróżka nr 9/2014
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka