Czarownica ratuje królestwo


Wallis postanowiła się rozwieść, ryzykując koszmarny skandal. A potem poszła za ciosem – podróżowała (w tym do Chin, na osławione, ale mało prawdopodobne „nauki w burdelach"), imprezowała, romansowała. Robiła wszystko, czego nie wypada samotnej kobiecie, łącznie z utrzymywaniem się z gry w pokera!

Tuż przed trzydziestką uznała, że najwyższy czas się zabezpieczyć. Potrzebowała męża, tym razem starannie dobranego. Wybór padł na Ernesta Simpsona, zamożnego brytyjskiego biznesmena. Wallis zakochała się w nim niemal od pierwszego wejrzenia. To, że Ernest niedawno się ożenił i został ojcem, nie miało znaczenia. Był więc rozwód, a zaraz potem ślub i przeprowadzka do Wielkiej Brytanii. A tam: dom w eleganckiej dzielnicy, nowa garderoba oraz intensywna nauka etykiety. Ernest wiedział aż zbyt dobrze, że brytyjska socjeta nigdy nie zaakceptuje głośnej, wyzwolonej Amerykanki. Jeżeli Wallis chciała zrealizować swoje marzenie wspięcia się na sam szczyt, musiała nagiąć się do lokalnych zwyczajów.

Upolujmy sobie księcia

Drugie małżeństwo Wallis było bardzo udane. Szczerze i z wzajemnością kochała Ernesta, była jego przyjaciółką i partnerką. On wprowadził ją w świat angielskich elit; ona (kiedy już zyskała tam wpływowych przyjaciół) pomagała mu w karierze. Ufali sobie bezgranicznie, nie mieli przed sobą tajemnic. Także ambicja Wallis, by poznać i omotać księcia Walii, nie była dla Ernesta sekretem. Uważał nawet, że to świetny pomysł.

Książę słynął z rozrywkowego trybu życia oraz wyjątkowej słabości do silnych kobiet i wszystkiego, co amerykańskie. Odpowiednio urobiony mógł stać się dla państwa Simpsonów „złotym kluczykiem" do skarbca pełnego świetnych kontraktów handlowych, korzystnych znajomości na dworze itd. Wallis zaprzyjaźniła się z aktualną kochanką księcia Edwarda i wyciągnęła od niej kilka poufnych informacji. A potem ruszyła do ataku.

reklama


Plan był prosty: przywiązać do siebie księcia, „wydoić go" ile wlezie, wypromować Ernesta. A kiedy Edward się znudzi, jak zwykle po kilkunastu miesiącach, odejść z godnością i kieszeniami wypchanymi biżuterią. Wallis absolutnie nie planowała rozwodu, a myśl o brytyjskim tronie nawet nie przyszła jej do głowy. Niestety, plan zawiódł. Kto mógł przewidzieć, że książę zakocha się w Wallis obsesyjnie i dozgonnie, że uzna ją za swoją królową?

Chłopczyk kocha dziewczynkę

Gdyby Wallis Simpson wiedziała, co ją czeka, prawdopodobnie obeszłaby Edwarda szerokim łukiem. Owszem, był księciem i przystojniakiem, tak jak ona uwielbiał luksus. Ale kochanki nie bez przyczyny nazywały go „małym mężczyzną" – i to nie tylko z powodu budowy anatomicznej. Edward uwielbiał, gdy mu kobiety matkowały. Zachowywał się jak dziecko: zbierał pluszowe misie, mówił o sobie per chłopczyk, a listy miłosne pisał infantylnym językiem.

Kiedy Wallis zorientowała się, jak uciążliwa jest miłość jej nowego kochanka, było już za późno. Edward wydzwaniał do niej po cztery razy na dobę, często w nocy, nachodził bez zapowiedzi, zasypywał listami. „Chodził za nią jak pies", żebrząc o uwagę. Kładł uszy po sobie, gdy publicznie go strofowała, i wpadał w szał radości, gdy usłyszał od niej choć jedno dobre słowo. Cieszył się, gdy Wallis przemeblowywała jego pałac, układała menu na jego przyjęcia, ustalała jego rozkład dnia i pilnowała, by przestrzegał go co do minuty.

Układ funkcjonował znakomicie, dopóki Edward nie stwierdził, że koniecznie musi się ożenić. Wallis była przerażona, ale musiała ulec. Rozwiodła się, lecz nie przestała kochać (byłego już) męża. Przez wiele lat pisywała do niego czułe listy, zwierzając mu się z koszmaru, jaki przeżywa za sprawą „Piotrusia Pana" (takie przezwisko nadali kiedyś Edwardowi).

Co było dalej, wiadomo. Edward na chwilę został królem, ale abdykował, gdy tylko stało się jasne, że rodzina królewska, parlament i Kościół nie pozwolą mu ożenić się z Wallis. Zabrał swoją ukochaną do Francji, gdzie wzięli smutny, choć bardzo elegancki ślub – bez przyjaciół i krewnych (mało kto odpowiedział na zaproszenie), za to z hordą dziennikarzy i fotografów. Rodzina królewska nie przysłała nawet delegata.

Edward stał się w Anglii persona non grata. Nie spodziewał się, że rezygnacja z korony będzie miała tak bolesne konsekwencje. Stał się nieważny, niewygodny, zbędny. Wszelkie próby powrotu do życia politycznego zakończyły się dla niego i Wallis fiaskiem. Zostali usunięci na boczny tor. Na szczęście byli wciąż bajecznie bogaci. Tuż po wojnie, kiedy Europa leżała w ruinie, a ludzie z trudem zdobywali jedzenie, książę i księżna Windsoru rozrywali się, kupując tony biżuterii u Cartiera. Nic innego zresztą nie mieli do roboty – tylko wycieczki od jubilera do jubilera czy na pokazy mody, przemeblowywanie kolejnych luksusowych rezydencji i rozpieszczanie stada mopsów, które zastąpiły im dzieci.

Wallis nabrała nieprzyjemnego zwyczaju poniżania Edwarda przy gościach. Książę z kolei coraz bardziej pogrążał się w obsesji. Niepokoił się, gdy żona wychodziła z pokoju, płaszczył się przed nią, zachowywał bardziej jak niewolnik niż mąż.

Pewnie uznał to za szczęśliwe zrządzenie losu, że przyszło mu umrzeć pierwszemu. Bez swojej „najjedyńszej, kochanej dziewczynki" nie przetrwałby ani dnia. Ale Wallis nie miała już siły cieszyć się odzyskaną wolnością. Ponad trzy dekady małżeństwa z dorosłym chłopcem zabrały jej wszystkie siły. I choć żyła jeszcze 15 lat, będąc (zgodnie z własnym życzeniem) „obłędnie bogatą i szczupłą", to nie było w nich nic przyjemnego.

Weronika Kowalkowska
fot. getty images, forum

Korzystałam z książki „Ta kobieta. Wallis Simpson" Anne Sebby

Źródło: Wróżka nr 8/2014
Tagi:
Komentarzy: 1
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka