Strona 3 z 3
Działała zakulisowo, ale skutecznie. I doczekała się kolejnego tryumfu. Gdy po przegranej wojnie wojska pruskie obległy Paryż, do drzwi hrabiny zapukał wysłannik Napoleona III. Dawny kochanek (wówczas już tylko ekscesarz, schorowany i zmęczony życiem) ukorzył się i prosił Virginię o ostatnią przysługę. Uznał, że tylko ona jest w stanie przekonać kanclerza Prus Ottona von Bismarcka do zostawienia Paryża w spokoju. I miał rację. Tym razem obyło się bez wygniecionej sukni i skandalu – hrabinie wystarczyła rozmowa i kilka celnych argumentów, by ocalić Paryż przed okupacją.
Mroczna królowa obiektywu
Aby świat nie zapomniał o jej zwycięstwach, Virginia postanowiła wszystkie uwiecznić – z pomocą Pierre’a Louisa Piersona, nadwornego fotografa, którego poznała podczas swojego romansu z Napoleonem. Tu jej narcyzm znalazł wreszcie godne ujście. Trwająca cztery dekady współpraca tej wyjątkowo wymagającej modelki i fotografa zaowocowała ponad 700 zdjęciami – niezwykłym katalogiem próżności, wystudiowanych póz i fantazyjnych kostiumów; kroniką życia i szaleństwa hrabiny Castiglione, dowodem jej niezwykłej pomysłowości i niezwykłego stosunku do własnego ciała.
Pozowanie do fotografii stało się jej obsesją, czymś na kształt rytuału, życiowym projektem, który miał „zachować” hrabinę dla świata. Nie była zwykłą modelką – sama wymyślała dekoracje, kostiumy i pozy; kreowała swój wizerunek, łamiąc obowiązujące dotąd zasady fotografowania elit. Przy takiej osobowości drętwe, „grzeczne” pozy nie wchodziły w grę. Raz była lunatykującą Lady Macbeth, innym razem Judytą wychodzącą z namiotu Holofernesa.
reklama
Miewała niesamowite pomysły – bawiła się odbiciami swojej twarzy w małym lusterku albo kazała robić zdjęcia swoim stopom. Udawała pielęgniarkę stojącą przy maleńkiej trumience, w której spoczywał… jej martwy piesek. Gwiżdżąc na ewentualną reakcję „porządnych ludzi”, pozowała rozczochrana, na leżąco, z odsłoniętymi plecami, niemal naga albo jako obleczona w chińskie jedwabie kurtyzana.
Gdy po kolejnym skandalu mąż zagroził, że odbierze jej syna, posłała mu swoje zdjęcie zatytułowane „Zemsta”. Stoi na nim ze sztyletem w ręku i miną niewróżącą nic dobrego… Zadziałało, Giorgio został z matką.
Czas nie ma litości dla pięknych kobiet – hrabina starzała się i ten stan wpędzał ją w rozpacz, szybko zamieniającą się w szaleństwo. Rzeka adoratorów wyschła, nikt już nie zlecał jej tajnych misji. Virginia czuła się niepotrzebna, przegrana. Przestała być modna i podziwiana. Gdy po raz kolejny wyśmiano jej kostium (na balu nie pojawiła się niemal naga – jak oczekiwano), sama skazała się na wygnanie.
W 1878 roku (ma raptem 41 lat!) zamknęła się w swoich apartamentach przy placu Vendôme, niczym w sarkofagu. Pomalowane na czarno ściany, zasłonięte czarnymi storami okna i pozasłaniane lustra… a obok tego ołtarze dawnej świetności: zdjęcia Piersona i suknie balowe w specjalnych witrynach. Hrabina zamknęła się w smętnym muzeum samej siebie. Wychodziła tylko nocą, szczelnie owinięta w czarne stroje, i straszyła przechodniów, wykrzykując pod ich adresem obelgi.
Gdy niespodziewanie zmarł jej 24-letni syn, kompletnie odgrodziła się od świata, całą miłość przelewając na psy, które przekarmiała na śmierć, a potem kazała balsamować, by jej towarzyszyły w grobie.
Ze swojej samotni wyszła dopiero po 15 latach, jako bezzębna, wyłysiała i otyła staruszka, wyzbyta dawnego wyczucia. Tylko tym można uzasadnić jej powrót do studia Piersona i zdjęcia w wypłowiałych sukniach z dawnych balów, w zalotnych pozach, groteskowo podkreślających jej przedwczesny rozkład. Powtarzając ujęcia z młodości, Virginia snuła szalone marzenia o wielkiej (ostatecznie nigdy niezrealizowanej) wystawie zdjęć, która miała przywrócić ją światu. Ten spektakularny „come back” chciała nazwać po prostu: „najpiękniejsza kobieta stulecia”. Album z 288 fotografiami wydano już po jej śmierci. Była pierwszą i najbardziej niezwykłą modelką, pokazującą obsesję mody.
Weronika Kowalkowska
fot. Wikipedia
dla zalogowanych użytkowników serwisu.