Niewinnie rosną sobie na łące, ale gdy takiego zjesz… dopadnie cię ostry odlot. Narkotyk? Tak dotąd nazywano te „odjechane” grzybki. Są jednak uczeni, którzy wolą słowo – lekarstwo.
Jesień to w Polsce sezon na grzyby. Ale nie tylko rydze i kozaki. Na łąkach i pastwiskach pojawiają się wątłe łysiczki lancetowate, po które schylają się tylko „wtajemniczeni”. Najnowsza hipsterska moda każe podjadać je w gronie zaufanych osób, pod okiem szamana (najlepiej z Syberii lub z Meksyku). Żeby wejść na wyższy duchowy poziom. Bo zawarta w tych „psiakach” psylocybina ponoć budzi kreatywność, wyostrza zmysły i łączy z absolutem. – Grzyby halucynogenne (psylocybinowe) powinny być dopuszczone do leczenia, podobnie jak marihuana. Są skuteczne przy różnych zaburzeniach psychicznych – oświadczyli naukowcy z trzech prestiżowych brytyjskich uniwersytetów w Oksfordzie, Manchesterze i King’s College w Londynie. I próbują zmienić prawo w Wielkiej Brytanii.
● ● ●
Można je znaleźć na pastwiskach, łąkach, poboczach dróg i w sadach niemal całej Europy. W Polsce rośnie tylko jeden (spośród stu znanych na świecie) „halunek” – jest to łysiczka, którą znaleźć można w miejscach wypasu owiec, a więc na południu kraju. Podobnie jak w całej Unii Europejskiej, ich posiadanie jest u nas nielegalne (do 3 lat więzienia). Nie należy ich także stosować u chorych, bo mogą poważnie zaszkodzić. U niektórych, zamiast ekscytujących wizji, „psylocybki” wywołują napady lęku, poczucie zagubienia i utratę kontroli nad sobą. A nawet budzą ukryte dotąd choroby psychiczne. Coraz więcej jest jednak badań, które dowodzą, że zawarta w tych grzybach psylocybina poprawia stan pacjentów dotkniętych depresją i cierpiących na zespół stresu pourazowego. Działa podobnie jak tradycyjne antydepresanty, ale szybciej przynosi ulgę.
● ● ●
Jeszcze niedawno podobne wątpliwości dotyczyły skuteczności marihuany. Miała odprężać tylko bywalców klubów nocnych. Dopiero niedawno dopuszczono ją do leczenia. Skutecznie uśmierza bowiem ból u chorych na nowotwory. Zdaniem brytyjskich ekspertów psylocybina powinna być stosowana u osób z depresją, którym nie pomogły inne środki. Domagają się zmiany brytyjskiego prawa i dopuszczenia halucynogenu do terapii. Jest to o tyle pilne, że od ponad 30 lat nie pojawił się żaden nowy specyfik dla chorych na depresję. W latach 90. zarejestrowano słynny prozac. I na tym się skończyło.
Ludzie odkryli moc „magicznych” grzybów już 11 tys. lat temu, o czym świadczą przedstawienia na kamiennych rzeźbach i malowidłach naskalnych. Ale dopiero w 1958 roku udało się wyizolować psylocybinę z grzybów Psilocybe mexicana. Dokonał tego szwajcarski chemik Albert Hofmann. Ale już wcześniej naukowcy rozpoczęli badania, które miały wyjaśnić, na czym polega magiczna moc niepozornych grzybków. Przede wszystkim próbowali ustalić, w jaki sposób wytwarzają one psychoaktywny związek, ale na próżno. Nie udawały się też hodowle grzybów produkujących psylocybinę. Dopiero 3 lata temu naukowcy z Uniwersytetu Friedricha Schillera w Jenie rozszyfrowali genom dwóch gatunków halucynogennych grzybów i opisali proces wytwarzania przez nie substancji psychoaktywnych.
Ale już w latach 50. XX wieku naukowcy dowodzili, że substancje te, jak psylocybina uzyskiwana z grzybów, ale także meskalina z kaktusa czy LSD, mogą być przydatne w leczeniu niektórych zaburzeń psychicznych, np. depresji czy anhedonii. Wtedy też wykazano, że po podaniu psylocybiny chorzy na nowotwory potrzebują mniej narkotycznych substancji przeciwbólowych, a przy okazji poprawia się ich samopoczucie. W latach 60. magiczne grzybki zaczęli stosować ludzie zdrowi, aby sobie poprawić nastrój i zapomnieć o rzeczywistości. Okazało się jednak, że stosowane w nadmiarze, często w połączeniu z alkoholem, wywołują zmiany w mózgu, które mogą wpływać na zachowanie i osobowość. Zostały więc zakazane, a badania nad nimi, jako budzące wątpliwości etyczne, zarzucono. Powrócono do nich dopiero kilkanaście lat temu. Powód był poważny – psychiatrzy nie mieli czym leczyć chorych z depresją lekooporną lub tzw. trudnych przypadków zespołu stresu pourazowego. Jednym z takich łamiących konwenanse badaczy okazał się dr Roland Griffiths z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. Postanowił sprawdzić, czy psylocybina może być skuteczna dla tych chorych. Z wcześniejszych badań wynikało bowiem, że działa podobnie jak wytwarzana w mózgu serotonina.
Do swojego eksperymentu dr Griffiths zaprosił 36 osób, które nigdy wcześniej nie zażywały żadnych substancji psychoaktywnych. Po podaniu psylocybiny ochotnicy przyznali, że poczuli się niezwykle odprężeni i doznali radosnych, niemal mistycznych przeżyć. Dwa miesiące później niemal wszyscy nadal odczuwali wzrost zadowolenia z życia, mieli lepsze samopoczucie i wciąż byli pozytywnie nastawieni do świata. A bliscy i współpracownicy zauważyli korzystne zmiany w ich zachowaniu – stali się bardziej serdeczni, radości i przyjacielscy. W kolejnym badaniu dr Griffiths wykazał, że korzystne efekty psylocybiny utrzymują się przez długi czas. Mistyczne przeżycia, jakich doświadczyli ochotnicy, sprawiły, że ponad połowa z nich nadal odczuwała satysfakcję z życia, mimo że od zażycia środka minęło 14 miesięcy. Uczony już wtedy przekonywał, że psylocybina może być wykorzystywana zarówno do leczenia depresji – lekoopornej i towarzyszącej nowotworom oraz stanów lękowych, jak też w terapii uzależnień. I namawiał do dalszych badań. Cztery lata temu naukowcy z Imperial College London zakończyli badanie, w którym psylocybinę podali chorym na lekooporną depresję. Wykazali w nim, że substancja jest bezpieczna, nie powoduje uciążliwych działań niepożądanych i skutecznie zmniejsza objawy depresji u ok. połowy pacjentów. A wszystko to były ciężko chore osoby, które z depresją zmagały się po kilkanaście lat i u których żadne terapie nie przynosiły efektów. W kolejnym badaniu naukowcy z Imperial College London sprawdzili, jak działa psylocybina. Ponownie podali ją grupie osób z depresją oporną na leczenie. Zanim jednak rozpoczęli terapię, wykonali skany ich mózgu. Badanie funkcjonalnym rezonansem magnetycznym powtórzyli po zakończonej terapii, a potem porównali uzyskane obrazy. Wyraźnie widać na nich było zmiany w aktywności mózgu: zmniejszony przepływ krwi w rejonach mózgu (m.in. ciele migdałowatym) odpowiedzialnych za przetwarzanie reakcji emocjonalnych, stres i strach. Badania nad psylocybiną przeprowadzili też naukowcy z New York University. Na początku tego roku opublikowali wyniki, które dowodzą, że zmniejsza ona lęk i depresję oraz poprawia nastrój u chorych z zaawansowanym nowotworem. Takie korzystne efekty utrzymywały się u nich do pół roku od podania środka. W grudniu ubiegłego roku naukowcy z King’s College London wykazali, że zdrowi ochotnicy po podaniu psylocybiny nie mieli żadnych skutków ubocznych.
● ● ●
Od pierwszych badań nad psylocybiną minęło już prawie 20 lat, ale w wielu krajach nadal znajduje się ona na liście zakazanych środków odurzających. Wyjątkiem jest Oakland w Kalifornii, które od ubiegłego roku nie karze już za posiadanie grzybków halucynogennych zawierających psylocybinę. To drugie amerykańskie miasto, które podjęło taką decyzję. Pierwsze było Denver. Zdaniem radnych tych miast, skoro coraz więcej badań stwierdza, że psylocybina pomaga w depresji i zespole stresu pourazowego, to osobom chorym nie można zabraniać jej stosowania.
tekst: Dorota Reinisch
dla zalogowanych użytkowników serwisu.