Energię urodzeniową – według medycyny chińskiej – dziedziczymy po rodzicach. Mamy jej określoną ilość. W zależności od tego, jak ją eksploatujemy, żyjemy krócej lub dłużej.
Granica pomiędzy życiem a śmiercią jest płynna. Nie bój się żyć i nie bój się umierać. Bo wszystko to jest jednym... Skądś przecież przyszliśmy i dokądś odejdziemy lub przejdziemy. Jak kto woli. Dzieje się to naturalnie i niejako poza naszą świadomością. Koło życia, zwane w buddyzmie sansarą, toczy się nieustannie.
Kiedy w jednym z klasztorów katolickich umiera zakonnik, na jego grobie pisze się datę śmierci, opatrzoną inskrypcją: „urodzony". – Chodzi o urodzenie się w nowym życiu – mówi jeden z braci zakonnych. W buddyzmie motyw śmierci jest analogiczny z motywem urodzenia, bo chodzi tu o reinkarnację i podejmowanie na nowo życia na ziemi. W zależności od tego, co musimy jeszcze przepracować. Odejście ze świata ziemskiego i pojawienie się w nim na powrót ma wiele wymiarów symbolicznych. We wszystkich wierzeniach chodzi o to samo: energia człowieka jest wieczna i niezniszczalna.
Każdy z nas, rodząc się, przynosi ze sobą odpowiedni zasób energii, zwanej urodzeniową. To ona pomaga nam żyć określaną liczbę lat. Tak w ogóle człowiek ma złoża energii odnawialne i nieodnawialne. Te pierwsze, dzienno-nocne, możemy odpowiednio regulować przez sen, odpoczynek czy działanie w zgodzie ze swoim sumieniem. Gdy je wyczerpiemy, np. na skutek pracoholizmu, przebywania w toksycznym otoczeniu, wykonywania codziennych zajęć, które nie dają nam satysfakcji, permanentnego stresu, nasz organizm przełącza się na tryb awaryjny i zaczyna czerpać z energii urodzeniowej. Czyli z tzw. banku życia. A to już są zasoby nieodnawialne.
Według medycyny chińskiej energię urodzeniową dziedziczymy po rodzicach. Mamy jej określoną ilość, na długie życie. W zależności od tego, jak ją eksploatujemy, żyjemy krócej lub dłużej. Pochodzi od energii chi, określanej również praną, będącej źródłem wszelakiej energii życiowej: kosmicznej i ludzkiej. Jej trasa w naszym organizmie przebiega wzdłuż kręgosłupa. Dlatego wszelkie jego dolegliwości świadczą o blokadach tej energii.
Chi (z której zbudowana jest nasza energia urodzeniowa) rozbija się na żeńską (jin) i męską (jang). Równowaga pomiędzy nimi powoduje, że w ciągu dni i nocy korzystamy z energii dobowej, natomiast nie zużywamy tej urodzeniowej. Ta ostatnia uruchamia się podczas ogromnej mobilizacji organizmu i poważnych stresów np. choroby, śmierci bliskich, życiowych decyzji. Pomaga organom pracować prawidłowo, daje możliwość przetrwania w trudnej sytuacji, zabezpiecza tyły.
Medytacja o wschodzie słońca
– na zmęczenie życiowe i permanentny stres
Polega na milczącej obserwacji wschodu słońca niezależnie od pory roku. Słońce
w tym położeniu symbolizuje narodziny. Więc podczas obserwacji tego zjawiska nawiązuje się kontakt z energią urodzeniową i dopełnienie jej światłem nadziei i wiary.
Medytacja o zachodzie słońca
– na zażegnanie kłopotów, zakończenie trudnego okresu życia
Polega na podziwianiu zachodu słońca. Pora roku też nie ma znaczenia. Zachód symbolizuje śmierć, ale też zapowiada początek, nowe czasy.
Fragment pochodzi z przygotowywanej do druku książki „Moja wewnętrzna łąka" Darii Galant.
Spisała: Bożena Stasiak
fot. shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.