Strona 2 z 2
Nasz mózg emituje fale elektromagnetyczne o różnej częstotliwości. Od ponad stu lat można je zmierzyć dzięki badaniu EEG. Podczas dziennej aktywności dominują fale beta – o najwyższej częstotliwości. Alfa i delta występują w fazie głębokiego snu, tetha są charakterystyczne dla lekkiego snu oraz stanów transowych i hipnozy.
Podczas seansu muzycznego słuchacz może mieć bardzo różne odczucia: od relaksu i rozluźnienia do przypływu energii. Może zasnąć i nic nie pamiętać albo drzemać na jawie, mieć gonitwę myśli lub poczucie odprężającej pustki. To też stan, w którym pojawiają się rozwiązania nurtujących nas kwestii. Nagle wiemy, co zrobić, jaka decyzja będzie najlepsza.
To identyczna sytuacja jak po nocnym śnie. Prawda, że często mówimy „prześpijmy się z tym", kiedy mamy jakiś problem? Dzieje się tak dzięki synchronizacji pracy obu półkul. A to zwiększa przepływ informacji, poprawia pamięć, pozwala korzystać z podświadomości i jednocześnie rozpatrywać argumenty racjonalne i irracjonalne.
Synchronizację półkul wywołuje określony rodzaj muzyki, a konkretnie tzw. dudnienie różnicowe, dźwięki o różnej, ale bardzo zbliżonej do siebie częstotliwości. Co ciekawe, ludzie wykorzystywali to zjawisko od tysiącleci. Efekt dudnienia różnicowania najmocniej występuje przy grze na szamańskich bębnach i piszczałkach, przy biciu dzwonów czy muzyce kościelnych organów podczas mszy. Wykorzystuje go też większość nagrań z tzw. muzyką relaksacyjną – śpiewem wielorybów, mantr buddyjskich, chórów gregoriańskich. Bogata w te wibracje jest też muzyka barokowa – kompozycje Haendla, Corellego, Vivaldiego czy Bacha. Ale na tym nie koniec. Muzykoterapeuci sprawdzają też całkiem współczesne, popularne utwory, jak piosenki The Beatles. I okazuje się, że wiele z nich też ma właściwości terapeutyczne.
reklama
Słuchasz czy grasz?Na sesje Bogdana Halickiego – choćby do jednej z warszawskich szkół jogi, samadhi joga – przyjść może każdy. Udział w medytacji z gongami nie wymaga żadnego przygotowania. Wystarczy położyć się wygodnie na macie, przykryć kocem i zamknąć oczy. Odbiór dźwięków za każdym razem jest inny. Zdarza się, że zasypiasz i po godzinie budzą cię sąsiedzi, informując, że sesja się skończyła. Innym razem wręcz fizycznie czujesz, jak każde uderzenie w gong rezonuje w twojej klatce piersiowej i brzuchu, jak energia płynie przez twoje ciało. Niezależnie od tego, czy muzyka wycisza, czy pobudza, efekt jest podobny – wszyscy czują się bardziej pokrzepieni, spokojniejsi, mają bardziej uregulowany oddech.
W szkołach jogi lub ośrodkach medycyny naturalnej prowadzone są też często zajęcia muzyczne dla dorosłych. Uczestnicy śpiewają mantry bądź pieśni albo wspólnie wybijają rytm. Tego typu ćwiczenia uspokajają, obniżają ciśnienie krwi, zwiększają możliwości oddechowe, rozładowują stres i lęki.
Zbawienne oddziaływanie muzyki na psychikę jest faktem i tego typu terapie prowadzone są też od dawna w polskich klinikach. Doktor Elżbieta Galińska – muzykolog i psycholog muzyczny – prowadzi nie tylko grupy pacjentów w warszawskim Instytucie Psychiatrii i Neurologii, ale szkoli też kolejnych muzykoterapeutów. Lekarz anestezjolog i muzykoterapeuta Maciej Kierył już 30 lat temu w Centrum Zdrowia Dziecka wprowadzał muzykę do sal operacyjnych. Opracował też autorski program Mobilnej Rekreacji Muzycznej, pomocny w pracy z dziećmi dotkniętymi autyzmem, wykorzystywany w przedszkolach czy szkołach.
Z jednej strony rozwój muzykoterapii odbywa się dziś za pomocą najnowocześniejszych urządzeń elektronicznych, z drugiej – to po prostu powrót do starych, zapomnianych zwyczajów. Do dziecięcych zabaw w „Mam chusteczkę haftowaną" czy „Moja Ulijanko, klęknij na kolanko". Do wspólnego śpiewania przy pracy, przy stole czy podczas mszy, słuchania muzyki organowej w kościele czy letnich koncertów w parku.
Nuć sobie na zdrowieZwykłe podśpiewywanie „la, la, la..." uważane jest za jedną z najbardziej relaksujących czynności na świecie. Specjaliści od muzykoterapii radzą, by nucić swoje ulubione melodie z językiem przyłożonym do podniebienia tuż za zębami. Powstają przy tym drgania nie tylko strun głosowych, ale i kości czaszki. Są to wibracje wyjątkowo korzystne dla naszej psychiki.
Warto też mruczeć jakiś jeden dźwięk (np. mantrę „om") przy zamkniętych ustach, w sposób ciągły – wtedy poczujemy drgania nie tylko w czaszce, ale także w mostku. Będzie to rodzaj masażu wewnętrznego o działaniu wybitnie kojącym. Ta metoda jest niezawodna, gdy chcemy skupić się na czytaniu, porozmyślać, pomedytować, a zgiełk uliczny czy głosy zza ściany skutecznie nam w tym przeszkadzają. Wytwarzanie wewnętrznej muzyki kasuje bowiem hałas z otoczenia, czyniąc z naszego ciała dźwiękoszczelną kabinę.
Ewa Warskail. Edyta Banach-Rudzik fot. shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.