Małe cuda natury
● Zbieranie ziół to wyprawa do innego świata, w którym obowiązują odwieczne prawa. Są w nich lekarstwa na wszystko, co nas trapi, wystarczy się tylko schylić i je znaleźć. Zielarskie tradycje pielęgnowały zakony. Mnisi z pokorą wchodzili w świat przyrody, szukając w niej odbicia boskiego planu. Podobno niektórzy zielarze mają tak wyostrzoną wrażliwość, że biorąc do ręki nieznane ziele, od razu czują, na co pomoże... Spróbujmy i my: to świetne ćwiczenie na intuicję i najlepszy odpoczynek od problemów codzienności. A potem poszukajmy, co na temat naszego znaleziska piszą w książkach zielarskich.
● Praktycznych zastosowań ziół jest bez liku. Nie musimy od razu zabierać się za destylację olejków eterycznych czy robienie kropli na eterze. Aby oswoić się z ziołami, można zacząć od układania bukietów: nawłoć i wrotycz spektakularnie wyglądają w wazonie i długo stoją, podobnie jak pachnąca migdałami mydlnica albo bniec czy kolorowe osty. Nastawmy sobie ocet ziołowy albo macerat olejowy. Przynieśmy ze spaceru naręcze ziół do kąpieli. Wywar z wyki płotowej, uczepu i lukrecji przyniesie ulgę osobom cierpiącym na atopowe zapalenie skóry. A jeśli główkę dziecka będziemy płukać w wywarze z wrotycza, nie przyniesie wszy ze szkoły.
● Świeżymi szyszkami chmielu warto wypełnić poduszkę do spania. Sprowadzą nam zdrowy i mocny sen. Zbierając szyszki, zadbajmy tylko, by nie osypywał się pokrywający je proszek – to jest właśnie ten najcenniejszy składnik: lupulina.
● Poszukajmy żółtlicy, której kwiatki przywodzą na myśl uśmiech z diastemą. Jeśli dodamy jej listki i kwiaty do herbaty albo sałatek, nasza wątroba odczuje ulgę.
● Liście malin i jeżyny można (i warto!) zbierać, dopóki są zielone. Herbatka z liści malin pomaga przy biegunkach i dolegliwościach układu pokarmowego, a w chorobach skórnych używana jest do przemywania zmian. Żucie liści jeżyn już w starożytnej Grecji zalecano, by wzmocnić zęby, a okłady z ich naparu stosowano na dokuczliwe owrzodzenia.
Czar paproci
Zygmunt Gloger, etnograf, pisze o zwyczaju smarowania się przez dziewczęta w święto kupały (noc 21-22 czerwca) sokiem z liści pewnej paproci – nasięźrzału (inaczej: nerecznicy), który miał w magiczny sposób dodawać urody. Rwąc go, spragniona powodzenia i miłości dziewczyna musiała bezbłędnie wypowiedzieć rymowane zaklęcie: „Nasięźrzale, nasięźrzale, rwę cię śmiale, pięcią palcy, szóstą dłonią, niech się chłopcy za mną gonią, po stodole, po oborze, dopomagaj, Panie Boże!".
„Na się źrzeć" znaczy: skłonić, by na nas patrzono – z zachwytem, przyciągnąć uwagę. Obecnie nasięźrzał objęty jest niestety całkowitą ochroną i jest bardzo rzadko spotykany. Widocznie nasze praprzodkinie, Słowianki słynące z urody, niechcący go wytępiły... A przecież nie było łatwo nasięźrzał pozyskać! Dziewczyna musiała
wypatrzyć go w dzień, ale zerwać o północy, nago, stojąc do ziela tyłem, żeby jej diabeł nie porwał, i recytując wierszowane zaklęcie.
Anna Zamęcka
fot.: shutterstock
~mzmargon