Zrobiło się o nim głośno, kiedy sprawdziła się jego przepowiednia z 1975 roku o „powodzi tysiąclecia” na Dolnym Śląsku. W swoich wizjach Filip „Filipek” Fediuk zobaczył też rok 2020…
O tym, że jej synek różni się od innych dzieci, pani Fediuk przekonała się, kiedy Filipek (ur. w 1907 roku) miał kilka lat. Akurat szli do kościoła przez wieś. Mieszkali w Hostowie koło Tarnawicy Polnej na dzisiejszej Ukrainie. Miejscowość mała i biedna, ale bardzo zżyta. W pewnym momencie chłopczyk – kiedy akurat przechodzili obok jednej z chat – powiedział, że dom lada chwila spłonie. I tak się stało! Wracając z mszy, ujrzeli strzelające wysoko płomienie…
● ● ●
Wsi Hostów już nie ma. Jej mieszkańców komuniści przymusowo przesiedlili w 1945 roku w ramach akcji „Wisła”. Niewielka społeczność trafiła do Kotliny Kłodzkiej, głównie do miejscowości Stare Waliszowo. W tej malowniczej okolicy Filip Fediuk miał gospodarstwo. Pracował w pocie czoła, nigdy się nie ożenił i… mówiąc łagodnie – nie zawsze był zadowolony, kiedy przed jego domem ustawiała się kolejka osób liczących na pomoc. Pewną elegantkę z Wrocławia, która przybyła z pytaniem, czy mąż ją zdradza, wygonił, obrzucając ziemniakami. Inną, która zaproponowała, że zapłaci za proroctwo koszykiem jajek – ale kilka z nich cichaczem wyjęła, chowając pod drzewem – zwymyślał od oszustek. Podał dokładną liczbę jaj, jakie pierwotnie znajdowały się w koszu. Nie znosił krętaczy i kłamców, nie bardzo też lubił, kiedy się z niego nabijano. Miejscowy portal naszemiasto.pl przytoczył kiedyś relację jednego z czytelników, który przed laty, przypadkiem, spotkał Filipka. Mężczyzna opowiedział, jak to kiedyś przejeżdżał z kolegą ciężarówką obok zakładu kowalskiego. Jego właściciel zatrzymał ich, pytając, czy nie podrzuciliby starszego pana i kilku bron, które ten wiezie na swoje gospodarstwo. Kierowca się zgodził i do kabiny wsiadł nieduży siwy człowiek. Cały czas milczał, jakby naburmuszony. Za to znajomemu kierowcy nie zamykała się buzia. Wypytywał dziadka, czy zna „tego kurdupla z Waliszowa, co to udaje, że umie przepowiadać przyszłość”. Kpił z jasnowidza w żywe oczy! Staruszek odpowiedział mu jednak dopiero, kiedy samochód odwiózł go do jego gospodarstwa: „śmiej się, śmiej, jeszcze dwa dni życia ci zostało”. Dokładnie po upływie tego czasu żartowniś zginął w wypadku…
● ● ●
Generalnie jednak Filipek był człowiekiem pogodnym i uczynnym. I to pomimo że jasnowidzenia nigdy nie traktował jako głównego źródła zarobku! Przez całe życie zajmował się gospodarstwem, nigdy się nie ożenił, nie miał rodziny i dzieci. Interesantów nie przyjmował tylko w Wielki Piątek, który spędzał na leżeniu krzyżem i modlitwie. Był bardzo religijny. Swój dar uważał za łaskę z niebios, która „od Boga przyszła i do Boga wróci po mojej śmierci”. Z tego też powodu nigdy nie odmawiał pomocy księżom. A i ci bardzo go szanowali, o czym niech świadczy choćby to, że gdy jasnowidz zmarł w 1992 roku, miejscowy proboszcz kazał go pochować w pozłacanym ornacie!
● ● ●
Pieniędzy, które przynosili mu ludzie w zamian za przepowiadanie przyszłości, jakby się wstydził. Nigdy ich nie brał do ręki, zainteresowani wiedzieli, że „co łaska” wkłada się Filipkowi pod obrus. Stamtąd natomiast… nierzadko bez przeliczenia wędrowały najczęściej na kościelną tacę. Jasnowidz nie kazał też spisywać swoich przepowiedni. A szkoda, bo teraz trudno zweryfikować jego prorocze słowa. Po latach nie wiadomo czasem, na ile wypowiedział je sam Fediuk, a na ile ubarwili je już po fakcie jego fani. Czy tak było z jego najsłynniejszym proroctwem wymamrotanym w 1975 roku (Filipek słabo czytał i pisał, niewyraźnie też mówił) pewnego dnia u fryzjera? Otóż wieszczowi przysnęło się na fotelu i przez sen oznajmił: „Kiedy spotkają się trzy siódemki, kataklizm nadejdzie, a wówczas i wilk się wody w Kłodzku napije”. Golibroda i inni klienci zapamiętali te słowa, bo w okolicy powszechnie już Fediuka szanowano. Nie tylko opisywał ludziom przyszłość, ale pomagał też odszukać zaginionych, doradzał i podpowiadał. Jego wróżby prawie zawsze się sprawdzały! To Fediuk przepowiedział na przykład wielką karierę młodemu chłopakowi z Bystrzycy Kłodzkiej – Przemysławowi Salecie!
● ● ●
Wróćmy jednak do 1997 roku. Wraz z nim nadeszła wielka powódź, która zatopiła m.in. Wrocław i Bystrzycę Kłodzką. W dniu 07.07.1997 (trzy siódemki!) przez Bystrzycę przeszła fala powodziowa z Nysy Kłodzkiej o rekordowej wysokości prawie 9 metrów! To wtedy zauważono, że poziom wody na zatopionej ulicy Grottgera podniósł się tak bardzo, że ta… sięga do pyska płaskorzeźby wilka umieszczonej na pierwszym piętrze jednej z kamienic. Jakby zwierzę piło! Świadkowie wypowiedzianego 22 lata wcześniej proroctwa nie byli już jednak zgodni, czy Filipek przepowiedział wtedy tylko wielki kataklizm, a resztę proroctwa dorobił mu ktoś inny już po fakcie, czy też rzeczywiście od początku mówił także o wilku. Tak czy inaczej, po „powodzi tysiąclecia” Filipka zaczęto z szacunkiem nazywać polskim Nostradamusem. I z lękiem wypatrywano kolejnej magicznej daty, kiedy mają się spotkać trzy dziewiątki. Co ma się wydarzyć wówczas? Ano jeszcze większy kataklizm! Filipek podobno powiedział, że „ostateczny koniec nadejdzie, gdy trzy dziewiątki staną obok siebie, wówczas i lew kłodzki pysk w wodzie umoczy”. Posągów lwów jest w tym mieście wiele, ale niemal wszystkie znajdują się znacznie wyżej niż płaskorzeźba wilka. Fala powodziowa musiałaby więc tym razem być gigantyczna, sięgając… ponad 20 metrów. Na szczęście najbliższe spotkanie trzech dziewiątek spodziewane jest dopiero 9.09.2029 roku.
Podobno Filip Fediuk powiedział w roku 1984 (a jego słowa spisał znajomy), że „w roku dwóch dwudziestek, w czasie zarazy, będą chcieli wybory robić (…). Chytry ksiądz odejdzie w niesławie, a kościół znów się z ludem zbrata. Zaraza do lata ustąpi i w trzech się naraz miastach trojaczki urodzą”. Jeśli rzeczywiście są to słowa Nostradamusa z Waliszowa, to szacunek! Pierwsza część proroctwa na 2020 rok sprawdziła się co do joty – mamy przecież pandemię covid-19, a o wyborach jest głośno. A część druga… Cóż, to się dopiero zobaczy. Najważniejsze, że nadeszło lato, a my już naprawdę mamy serdecznie dość koronawirusa. Narodzinom trojaczków też kibicujemy – zwłaszcza w czasach ujemnego przyrostu naturalnego. A więc… Trzymajmy kciuki za Filipka!
Zbigniew Zborowski
Fot.: Shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.