Klątwa

Małą oddano do domu dziecka. Od dzieciństwa była śmiała, rezolutna i kiedy okazało się, że ma talent do rysunków, oświadczyła, że zostanie kiedyś słynną malarką. W nagrodę za sprawowanie dyrektorka domu dziecka zgodziła się, żeby pozostała w nim do matury. Później dostała nieduży pokój z opieki społecznej i rentę, z której od biedy mogła się utrzymać. Podczas wakacji pracowała. Sąsiadka namówiła ją, żeby wyjechała z grupą niepełnosprawnych dzieci jako wolontariuszka. Dostanie zakwaterowanie, jedzenie, zdobędzie nowe umiejętności. Pieniądze na podróż do Francji też pożyczyła od sąsiadki. Jechała przeważnie autostopem, bo nie starczyło jej na bilety. Wreszcie dotarła do miejscowości z nalepki na winie.

KlątwaSzukałam cię wiele lat

Dom, przed którym stanęła, był stary, kamienny, z wielkim zapuszczonym ogrodem. Nacisnęła domofon. – Kto? – spytał młody głos po francusku. Odpowiedziała, że chciałaby porozmawiać w sprawie pewnego portretu. Przyjechała z Polski. Chodzi o portret z pałacyku na Dolnym Śląsku.

Bramka otwarła się automatycznie. W drzwiach domu stał mężczyzna. Irmina podeszła bliżej, wyciągnęła rękę, ale mężczyzna nie odwzajemnił powitania. Stał jak wryty, z otwartymi ustami. – Mirella – krzyknął w końcu – chodź Mirella. Za jego plecami pokazała się młoda dziewczyna. Ona również zastygła w bezruchu na widok Irminy.

Mężczyzna ocknął się wreszcie, bez słowa złapał Irminę za rękę i pociągnął w głąb domu. Znaleźli się w dużym salonie z pięknymi antycznymi meblami i fortepianem. Na nim wisiał portret młodej kobiety z wielkim dekoltem ozdobionym perłami. To była ta sama twarz. Nos z garbkiem, rude włosy, duże pełne usta.

reklama

– Szukałam drugiej takiej jak ja – powiedziała uśmiechając się Irmina – ale widzę, że są nas aż trzy. Młody mężczyzna bez słowa wybiegł z salonu. Po chwili otworzyły się drzwi i wjechała na wózku inwalidzkim stara kobieta. – Duch – powiedziała. – Po tylu latach...

Nie mogła złapać tchu. – Czy twoja babka umarła przy porodzie? – spytała z trudem. Irmina potwierdziła.
– A twoja matka?
– W kilka dni po porodzie – odpowiedziała Irmina.
– A z jakiego powodu? – dopytywała się się cały czas starsza kobieta.
– Nie wiadomo. Nie chorowały i nagle umarły.
– Usiłowałam cię znaleźć – powiedziała kobieta. – Szukałam wiele lat, zupełnie bez sensu, bo nikt nie pamiętał, jak nazywała się twoja babka. A co dopiero mówić o twojej matce. W końcu zrezygnowałam.

Ród nie zginął

– Usiądź teraz i posłuchaj historii, którą od zawsze chciałam opowiedzieć komuś z twojej rodziny. Kobieta z portretu to moja matka. Mieszkała w pałacyku na ziemiach, które wy teraz nazywacie polskimi. Czy on jeszcze stoi?
– Tak – powiedziała Irmina. – Pięknie wyremontowany. I jest stadnina koni.
– A fontanna? – dopytywała się kobieta. – Czy jest jeszcze fontanna w środku klombu z różami?
– Fontanny nie ma – powiedziała Irmina – ani klombu, ani róż. Jest granitowa kostka.
– Barbarzyńcy – powiedziała kobieta. – Ale wracając do naszej rodzinnej historii… Winnam ci wyjaśnienie. Moja matka bardzo dbała o czystość pruskiego rodu. To miał być z dziada pradziada czysty ciąg potomków. Bez żadnych... przybłędów. Kiedy nasza garderobiana wyznała, że mój brat ją zgwałcił i że jest w ciąży, dostała furii. Kazała garderobianej spędzić płód. Gotowa jej była zapłacić, żeby mogła kupić dom i trochę ziemi. Albo dać ziemię w swoim dalekim folwarku. Wszystko, byle tylko trzymała się z dala od jej syna, a dziecko zniknęło z tego świata. Jeśli nie posłucha… każda kobieta w jej rodzinie, ona także, umrze w czasie porodu.

„Życie mego dziecka nie jest na sprzedaż” – odpowiedziała garderobiana. Spakowała kuferek i przed opuszczeniem domu jeszcze raz weszła do salonu, gdzie na bujanym fotelu siedziała matka. „A w waszym rodzie – wykrzyczała – będą umierały wszystkie narodzone niemowlęta! Jedno po drugim! Będziecie je odwozili na cmentarz zaraz po urodzeniu. Wasz ród zginie”. I tak było – powiedziała kobieta na wózku inwalidzkim.

– Matka wyrzuciła ją z domu i poszczuła psem. Podobno dziewczyna miała na wsi narzeczonego. Nigdy więcej o niej nie usłyszeliśmy. Przepadła jak kamień w wodę.
– Nawet nie wiedziałam, że była garderobianą – powiedziała Irma. – Jej córka Helga, a moja matka, pracowała w fabryce papierosów. Wychował ją ten narzeczony, o którym pani wspomniała. O tym, że umarła tuż po porodzie, już pani wie. Dzieciństwo spędziłam w sierocińcu… Nie macie wyrzutów sumienia?

Kobieta na wózku zaczęła płakać: – Umierały nam wszystkie niemowlęta. W czasie wojny do jednej z naszych ciotek trafiła dziewczyna z Ukrainy. Urodziła dziecko, a wkrótce umarła. My to dziecko wychowaliśmy. Daliśmy chłopczykowi nasze nazwisko. Nasz ród nie zginął. Chłopczyk nie był z naszej rodziny, zdrowo się wychował.

– Mam się bać? Ja także umrę, kiedy będę rodziła swoje dziecko?! – wykrzyknęła Irmina. – Nie – odpowiedziała kobieta na wózku. – Kiedy jedna bardzo stara ciotka poznała historię garderobianej, powiedziała, że klątwa straci moc, jeśli obie rodziny się spotkają i polubią. Jesteś śliczną dziewczyną, Irmino – powiedziała kobieta. – Witaj w rodzinie.

Barbara Pietkiewicz 
fot. shutterstock

Źródło: Wróżka nr 10/2013
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl