To od marca wzięła się nazwa kocich godów – marcowanie.
Tak naprawdę bywa, że zaczynają się już w lutym, a nawet w końcu stycznia. Gardłowe zawodzenie zakochanych kocurów może przyprawić o dreszcze. Gdy mieszkałam jeszcze w Warszawie, miałam darmowe, kocie koncerty co noc. I to na moim parterowym balkonie. Nie wiem dlaczego wybrały go na ring dla miłosnych potyczek. Dwa piwniczne kocury dbały, bym nie zmrużyła oka. Nie pomagały moje perswazje, szczekanie psów. Nic. I tak przez kilka lat z rzędu. Nie powiem, że się przyzwyczaiłam, bo to niemożliwe, ale pogodziłam się z losem kociej ofiary.
Przeraziłam się. Czyżby coś im się stało? Tak. Stało się najgorsze. Jakiś głupi, okrutny włodarz osiedla zorganizował akcję eksterminacji kotów piwnicznych. Było to bardzo dawno temu. Czasy komuny nie dawały żadnych praw nie tylko ludziom. Zwierzęta dla nich nie istniały. Próżno było dociekać kto, kiedy, jak. Próżno szukać śladów. Zacieranie ich było domeną tamtego ustroju. Jednak zemsta matki natury przyszła nadspodziewanie szybko.
Pierwsze jej zwiastuny przemykały chyłkiem. Szare cienie pod murem. O zmroku można było spostrzec je kątem oka. Z czasem nabierały pewności siebie. Biegały niespiesznie, w biały dzień. Szczury. Mam do nich ogromny szacunek. Od tysięcy lat udaje im się przechytrzyć najokrutniejszego drapieżnika – człowieka. Są twarde, odważne i nie poddają się, odkąd ludzie stali się ich prześladowcami. Zresztą nie tylko ludzie. Na całym świecie na szczury polują i inne zwierzęta.
Teoretycznie inteligentny człowiek powinien zaobserwować, że tam, gdzie mieszkają wolne koty, nie ma szczurów. Niestety, ludzka inteligencja jest mocno przereklamowana i musimy pozostawić ją w kręgu teoretycznych rozważań. Praktyka pokazuje, że wyciąganie wniosków to nasz słaby punkt. Tak czy siak szczur podąża za człowiekiem i szczególnie chwali sobie miejskie życie.
Większy i niezwykle roztropny szczur wędrowny, który chętnie zajmuje niższe partie budynków. Piwnice, kanały i tym podobne lochy. Szczur śniady nie jest tak duży i nie tworzy jak wędrowny skomplikowanej struktury społecznej. Chętnie zasiedla strychy, kanały wentylacyjne, a w tak zwanych blokach przemieszcza się, wędrując tropem rur dostarczających piętrom wodę i inne media.
Oba gatunki unikają domów, w których żyją koty piwniczne. Nie to, by dorosłe osobniki czuły szczególny lęk przed kotami. Szczury boją się o swe potomstwo. Maluchy nie tylko są nieostrożne, ale też nie umieją bronić się przed drapieżnikiem. Jakiś czas temu usłyszałam w moim gabinecie dziwny chrobot.
Była jesień i pomyślałam, że myszy polne szukają zimowiska. Po kilku dniach w drewnianym progu pojawiła się dziurka. Na początku nie zwróciłam uwagi. Dziurka jak dziurka. Tyle że zaczęły stamtąd dochodzić dziwne dźwięki. Gdy siedziało się cichutko, poza chrobotem można było zauważyć różowy, mysi nosek. Wraz z moją współpracownicą doszłyśmy do wniosku, że to myszka znalazła sobie zimowe schronienie. Zadbałyśmy o jej wikt i codziennie obok dziurki czekały same frykasy. Wychylała się malutka łapka zakończona różową dłonią i szybko zabierała podarunki. Mijały dni, a i łapka, i dziurka robiły się coraz większe.
Szybko wyszło szydło z worka. Wchodzę do gabinetu, a tu loch, nie dziura. Kątem oka widzę spory cień przemykający pod ścianą. Za nim kilka mniejszych. Wielka szczurzyca z czwórką dzieci postanowiły wprowadzić się do mojego gabinetu. Z całym szacunkiem, ale co to, to nie! Udało mi się zagonić matkę z trójką młodzieży do dziury. Czwarte dziecko schowało się za lodówką. Gdy się zorientowało, że zostało samo, wydało rozpaczliwy krzyk. Wyskoczyło zza lodówki i w szaleńczych podskokach zniknęło w dziurze. Pewnie wzięło mnie za kota, bo takie ekwilibrystyki służą zmyleniu napastnika.
Dziura została zamurowana i skończyło się na jednej szczurzej wizycie. Dzielenie z dzikim szczurem jakiegokolwiek lokum jest bardzo trudne i mimo całej sympatii do wszystkich zwierząt nie leży w ramach moich upodobań. Tym bardziej że przeżyłam to zaraz po wspomnianej eksterminacji kotów. Szczur wprowadził się do mojego mieszkania przez ekran, którym poprowadzone są rury. Nie miałam wówczas kotów, a psy uznały, że szczur im nie przeszkadza. Nim udało mi się go złapać do żywołapki i wywieźć daleeeeko, zdemolował mi kuchnię. Każdej nocy robił tam porządki. Otwierał szuflady, drzwi szafek, zrzucał wszystko z półek, wywracał kosz na śmieci i choć w tamtych czasach nie było w Polsce takiego zwyczaju, segregował je skrupulatnie. Psy były zachwycone, bo w śmieciach zawsze i one mogły coś znaleźć. Odetchnęłam, gdy pozbyłam się niechcianego lokatora.
Mam nadzieję, że czytelnicy „Wróżki” zadbają o dobrostan kotów mieszkających w piwnicach. Bo jak nie, segregacja śmieci zapewniona.
DOROTA SUMIŃSKA
doktor weterynarii
prowadzi w radiu popularne programy o zwierzętach
dla zalogowanych użytkowników serwisu.