Wszystko, co dzieje się w prywatnych apartamentach Elżbiety II, otacza tajemnica. Czasem jednak z pałacu Buckingham wydostają się małe sekrety monarchini zdradzane przez jej osobistych służących.
Do elitarnego grona służących, mających styczność z królową, wybierani są budzący zaufanie ludzie o nieskalanej przeszłości. Ważne są dobre maniery, gładkość w obyciu i umiejętność zachowania się w każdej sytuacji. Poza utrzymaniem porządku służący zaspokajają codzienne i najbardziej osobiste potrzeby royalsów (członków rodziny królewskiej). Podają nagrzany przed kominkiem szlafrok, codziennie prasują koszulę nocną czy piżamę, a nawet – jak tego wymaga książę Karol – sznurowadła. Oddają bieliznę do prania, załatwiają drobne lub dyskretne sprawunki, którymi nie wypada obarczać wysoko postawionych dworzan. Osobista służba widuje rodzinę królewską w sytuacjach, w jakich nie ogląda jej nikt inny: podczas odpoczynku, oglądania telewizji, ubierania się, choroby.
Królowa lubi czytać kryminały, zwłaszcza Agathy Christie i Dicka Francisa, doskonale się bawi, śledząc w telewizji popularne seriale, np. „Coronation Street” czy „EastEnders”, układając puzzle lub rozwiązując krzyżówki z „The Times”. Potrafi świetnie opowiadać dowcipy, a parodiując znane osoby, przejawia niemały talent aktorski. Kiedyś jeden z lokajów usłyszał przez drzwi głos Margaret Thatcher i był przekonany, że pani premier niepostrzeżenie i wbrew protokołowi wdarła się do prywatnego salonu królowej. Okazało się, że to Elżbieta opowiadała coś głosem szefowej rządu śmiejącym się do rozpuku przyjaciołom.
Ale też królowa – jak każdy – ma swoje dziwactwa. Na przykład nie ruszy się w podróż bez termoforu, puchowego jaśka, deski sedesowej wyłożonej białą koźlą skórą, własnego czajnika elektrycznego oraz zapasu wody Malvern. I panicznie boi się wirusów. Gdy jej mąż jest podziębiony, rozmawia z nim wyłącznie przez telefon, żeby się nie zarazić.
Osobisty personel Elżbiety może także ujrzeć niespotykane widoki, na przykład królową pełzającą na kolanach po podłodze pokoju, w którym odbywały się ostatnie przymiarki szytych dla niej strojów (pierwszych dokonują krawcy na manekinach aktualnej sylwetki królowej), i zbierającą magnesem upuszczone szpilki, aby jej pieski corgi nie pokaleczyły sobie łap. Paul Burrell, zanim został przydzielony do obsługi Diany, pracował dla królowej. Wspomina, jak to pewnego wieczoru wszedł do jej gabinetu i zastał „szefową” piszącą coś przy biurku. Miała na sobie szlafrok, różowe kapcie, a na głowie… lśniącą 2868 diamentami i 273 perłami oraz rubinami, spinelami, szafirami i szmaragdami brytyjską koronę państwową (Imperial State Crown). Za kilka dni bowiem miało się odbyć otwarcie parlamentu i Elżbieta chciała przyzwyczaić się do noszenia ważącego ponad kilogram nakrycia głowy, by w kluczowym momencie nie złapał jej skurcz mięśni szyi. I pani, i sługa uśmiechnęli się szeroko, zdając sobie sprawę, że sytuacja jest komiczna.
Królowa – mimo stosownego dystansu – traktuje swoich służących z sympatią. Gdy nowy lokaj z wrażenia, że usługuje królewskiej rodzinie, stłukł osiem niezwykle cennych, porcelanowych talerzyków do ciasta, skwitowała to spokojnym: „Nic się przecież nie stało” i dalej piła herbatę. Innym razem w nocy, z powodu bezsenności, wybrała się do pałacowego parku na przechadzkę. Strażnik, zobaczywszy postać w ciemnym płaszczu, odbezpieczył broń i wycelował, wołając: „Stój, kto idzie?!”. Wtedy poznał królową, lecz w emocjach, zanim zdążył pomyśleć, krzyknął: „Cholera, o mało cię nie zastrzeliłem”. „Następnym razem uprzedzę, że to ja” – odpowiedziała rozbawiona Elżbieta.
Niebawem, znów wracając z takiej nocnej przechadzki, natknęła się na schodach na jednego ze swych lokai. Tak się złożyło, że spędził wolny wieczór w pubie i widać było, iż opróżnił niejeden kufel piwa. Straciwszy równowagę, sturlał się po stopniach, podciął nogi królowej i przygniótł ją do ziemi. Nie bez trudu udało się obojgu pozbierać. Królowa poradziła nieszczęśnikowi, by położył się spać, jeśli tylko uda mu się dotrzeć do łóżka, ale z incydentu nie wyciągnęła konsekwencji. Serdecznym natomiast śmiechem skwitowała nadgorliwość lokaja, który podczas rodzinnego obiadu, zmylony tym, że królowa, sięgając po solniczkę, lekko uniosła się z krzesła, odsunął je i władczyni wylądowała na podłodze. Królewskim krewnym też się bardzo podobał ten numer.
Bywają jednak momenty, w których Elżbieta potrafi być zła. Personel poznaje to nie po jej twarzy – bo ta zwykle jest niewzruszona – lecz po tym, że obraca palcem swoją obrączkę, coraz szybciej i szybciej. Reprymenda udzielana jest w cztery oczy, w zwięzłych słowach i lodowatym tonem, którego wszyscy boją się jak ognia. Książę Filip jest bardziej skory do soczystych i donośnych połajanek, jak to marynarz, którym był przed ślubem z następczynią tronu i którym chętnie by pozostał. Niestety, odkąd żona została królową, miłość do służby na okręcie może kontynuować, wyłącznie napawając się klimatem swego gabinetu, który urządził na podobieństwo kabiny okrętowej. Jego praca jako księcia małżonka polega na towarzyszeniu królowej w oficjalnych obowiązkach i patronowaniu licznym organizacjom charytatywnym. Wiosną bieżącego roku zostało zapowiedziane jednak, że – ze względu na zaawansowany wiek – od października przechodzi w stan spoczynku i będzie pojawiał się publicznie tylko okazjonalnie. Elżbieta z roku na rok także ogranicza swoje wystąpienia, cedując je na Karola i Williama. Ale zamierza pozostać królową i wypełniać obowiązki zgodnie ze złożonym ślubowaniem do końca swoich dni.
Zajrzyjmy do prywatnego mieszkania królowej w północnym skrzydle pałacu Buckingham. Zajmuje ono 52 pomieszczenia z oknami wychodzącymi na wspaniały ogród. Są to: sypialnie osobne dla królowej i księcia małżonka, garderoby i magazyny strojów, pokój śniadaniowy, jadalnia, salon, buduar, gabinety do pracy. Reszta to pomieszczenia dla królewskich gości. Kiedyś były jeszcze pokoje dziecinne, lecz dorosłe dzieci już od dawna są na swoim.
To prawdziwy azyl władczyni, do którego nikt niepowołany nie może zajrzeć. Mają tu wstęp tylko rodzina oraz najbliżsi przyjaciele, a i to dopiero po otrzymaniu zaproszenia. Nawet wnuki nie mogą sobie ot tak wpaść do babci w odwiedziny. Muszą – jak nakazuje protokół – zapowiedzieć się i czekać, aż zostanie wyznaczony termin. Służący pałacowi przynoszący śniadanie czy herbatę zatrzymują się w progu i przekazują tacę osobistej obsłudze królewskiej rodziny. Bo i oni nie mają tu wstępu.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.