Nie w fortunie. Nie w karierze. To, co najlepsze, kryje się w drobiazgach – uczy duńska filozofia szczęścia.
W Skandynawii hygge ma bardzo długą historię. Samo słowo pochodzi z języka staronordyckiego, w którym czasownik „hyggja” oznaczał „myśleć” i „być zadowolonym”. Z czasem przekształcił się w wyraz „hygge” i zaczął opisywać również opiekę, troskę, ochronę, spokój. Dziś oznacza wszystko to, co człowieka cieszy.
A skąd się w ogóle wzięło hygge? Powód wydaje się być trywialny. Uczeni, którzy badali zjawisko, doszli do wniosku, że duży wpływ na narodziny duńskiej filozofii szczęścia miał klimat: krótkie dnie, brak słońca, chłód. Jakoś trzeba było sobie zrekompensować to, czego Duńczykom brakowało. Ciepły, przyjazny dom pełnił tę funkcję. I tak narodziło się hygge – dobro narodowe Duńczyków.
Co to jest obco brzmiące hygge? Najprościej ujmując, to przepis Duńczyków na szczęście, które wedle ich filozofii kryje się w codzienności i najprostszych związanych z nią rzeczach i czynnościach. W widoku spadających płatków śniegu, w dźwięku kropli deszczu bębniących o parapet, w zapachu świeżo zaparzonej kawy czy w aromacie piekącego się ciasta, w cieple płomieni świec, w końcu w obecności bliskich.
Wedle Duńczyków to właśnie takie z pozoru drobiazgi budują błogość, relaks, spokój, harmonię, a więc, krótko mówiąc, szczęście, które, jeśli się trochę postaramy, może wejść nam w krew. I być może właśnie to sprawia, że mieszkańcy Danii, którzy o nie tak dbają, od wielu lat są w czołówce najszczęśliwszych ludzi na świecie? W 2016 roku zajęli pierwsze miejsce, podczas gdy Polacy 57.
Teoretycznie – łatwizna. W praktyce – już takie proste to nie jest, bo w rzeczywistości, którą sami lubimy sobie komplikować, najtrudniej dostrzec wartość rzeczy najprostszych. Hygge z natury pojawia się w momentach, kiedy czujemy się odprężeni, wolni od tego, co musimy czy powinniśmy, kiedy jesteśmy w harmonii z samymi sobą.
Pytanie: jak się wyluzować, złapać balans, kiedy proza dnia i tempo życia paraliżują, burzą równowagę i przybijają? Musimy nauczyć się patrzeć na świat trochę jak dziecko: wyostrzyć zmysły, by dostrzec w przyziemnej codzienności momenty, które działają na nas terapeutycznie, które są jak miód na serce, które głaszczą duszę, wywołują niekontrolowany uśmiech na twarzy. Uczą być tu i teraz. Wbrew pozorom takich chwil jest wiele, a najłatwiej odnaleźć je w relacjach z najbliższymi, we własnym domu.
Dla Duńczyków fundamentem i źródłem błogostanu jest dom. To ich strefa komfortu. Toteż po pracy na skrzydłach wracają do swoich ukochanych czterech ścian. Bardzo dużą uwagę przywiązują do budowania domowego ciepła. Dbają, by wnętrza były przytulne, pogodne, przyjazne. Podstawą jest ciepłe oświetlenie lamp i płomieni świec, którymi się na co dzień otaczają.
W domach hygge króluje natura: drewno, płótno, wełna, wiklina, skóra, kamień, metal. Dużo jest zieleni, jeszcze więcej sentymentalnych pamiątek z duszą. Szczęśliwy dom jest eklektyczny, nowoczesny design z miejsca pokocha się w nim ze starociem. A jego sercem jest oczywiście kuchnia – centrum domowej, kulinarnej alchemii, które gromadzi domowników. Zapachy korzennych wypieków zimą z miejsca zadziałają na każdego nerwusa niczym aromaterapia. A kubek gorącej czekolady albo grzańca sączonego w blasku świec, pod miękkim kocykiem? W tej prostocie jest metoda! Spróbujcie ją odkryć. I łapcie te chwile, dzieląc się nimi z bliskimi.
Tekst: Malwina Maj
Fot. Shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.