Miłości trzeba pomagać

Jak pomóc losowi? Może wystarczy tylko uważniej się rozglądać – w pociągu, sklepie, w parku, by zauważyć miłość swojego życia?

 

Jeżeli ktoś pragnie intymnego, bliskiego kontaktu z drugim człowiekiem, powinien często podróżować koleją. W pociągach zacieśniają się relacje międzyludzkie. Tak było i tym razem, kiedy weszłam do przedziału starego typu, czyli takiego, w którym co prawda jest dusznawo, ale za to można zamknąć drzwi i poczuć się jak w konfesjonale.

Miłości trzeba pomagać

 

Anna otworzyła przed współtowarzyszami podróży swoje serce. Już po drugiej kanapce wiedzieliśmy, że byli z Wiesławem wspaniałym małżeństwem, dopóki nie zaczął chorować i po kilku latach odszedł w zaświaty, zostawiając Annę z dziurą we wdowim sercu. Była jednak na tyle młoda, bo dopiero po pięćdziesiątce, żeby nie spędzać każdej wolnej chwili na cmentarzu, celebrując szeptane monologi do niematerialnego ucha swojego zbyt wcześnie pożegnanego partnera.

– O nie, ani on by tego nie chciał, ani ja nie byłabym w stanie zaakceptować swojej samotności – mówiła nam tonem spokojnym, ale twardym jak cios. – Tuż po skończonej żałobie, kiedy potrafiłam wreszcie wynieść z domu worki z ubraniami po Wiesiu, zrozumiałam, że muszę poszukać sobie mężczyzny. Wiele mogę jeszcze komuś ofiarować, moje dzieci są już dorosłe, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Bo jeśli sama sobie życia nie ułożę, kto to zrobi za mnie?

reklama

Nie wiedzieliśmy. Ani ja, ani pan Roman, trzydziestokilkuletni hydraulik w trakcie podróży za chlebem do Niemiec, ani pani Wiola w delegacji służbowej z komórką – też służbową, wrośniętą w dłoń i ucho. Ani nawet Ewa, studentka ostatniego roku medycyny, która razem ze swoim chłopakiem przejadali słoiki od rodziców… Wszyscy za to widzieliśmy, że pani Ania jest jeszcze wystarczająco atrakcyjna, żeby wierzyć w każde jej słowo.

 

Czy serwisy randkowe są pomocne?

 

Po wizycie konduktora i chwili zadumy nad informacją o planowanym spóźnieniu pociągu nasza atrakcyjna pięćdziesiątka przeszła do szczegółów: – Koleżanki, zwłaszcza te nowiutkie singielki z konieczności lub wyboru, poradziły mi, jak wziąć sprawy w swoje ręce. Internet! To jest cudowny świat pełen samotnych, poszukujących facetów, zbyt nieśmiałych lub pokręconych, żeby skutecznie szukać partnerki w realu. Są portale randkowe dla takich pań jak ja, założyłam więc sobie profil z prawdziwym zdjęciem i już po kilku dniach zaczęłam umawiać się na pierwsze randki...

W przedziale zrobiło się cicho. Nawet Wiola odłożyła telefon do torebki, jakby temat randkowania w sieci nie był jej obcy. Wiedzieliśmy, że z powodu opóźnienia wystarczy czasu na relację z randek pani Anny. I rzeczywiście. Najpierw był pan Przemek (w profilu napisał o sobie „nieśmiały domator, po stracie, ale pełen nadziei na piękną końcówkę życia”), który przyszedł do kawiarni ubrany na czarno i ograniczył zamówienie do szklanki niegazowanej wody.

– Z początku długo milczał, czekał na mój ruch – wspominała Anna. – Potem przyznał się, że spotyka się paniami już od pół roku, na razie bez skutku. Kiedy powiedziałam o śmierci męża, ożywił się i zaczęło się! To był długi monolog o żonie, która go zostawiła. Opowiadał z takimi szczegółami o wspólnym pożyciu, że już po godzinie zrozumiałam, dlaczego go zostawiła. I ja też zniknęłam pod byle pretekstem.

Potem był Artur, nieco młodszy i dużo przystojniejszy. Na pierwszą randkę przyszedł w stroju golfisty, miał świeży manicure i pachniał wodą kolońską. Nie pytał o przeszłość, za to po przestudiowaniu karty dań zamówił sobie drogie danie. A kiedy je zjadł, zapytał bez ogródek: – Idziemy do ciebie czy do mnie? Po mojej minie zrozumiał, że stracił cenny czas i zniknął w toalecie, zostawiając mnie z wysokim rachunkiem. Po Arturze był Jan, artysta multimedialny, chory nieuleczalnie, chyba szukający partnerki na ostatnie tygodnie życia. Kiedy dojeżdżaliśmy wreszcie do celu, nadal nie wiedzieliśmy, czy znalazła tego jedynego.

Tuż przed dworcem stanął w naszych drzwiach konduktor i ciepło powiedział: 

– Aneczko, poczekam na ciebie na peronie.

– Ach tak, to jest Zygmunt, mój mąż – przerwała zdumioną ciszę pani Anna. – Poznałam go podczas podróży do Zakopanego na jedną z randek. Po co wam to wszystko opowiadałam? Wierzę, że trzeba sobie pomagać w poszukiwaniu miłości. Gdyby nie moja kolejna internetowa randka, nie trafiłabym nigdy do tego pociągu. No więc warto było założyć tamten profil. Miłości trzeba pomagać. Też tak uważasz Danusiu?

Twoja Zofia

Coś jest w powiedzeniu, że to kobieta wybiera mężczyznę. Czy to ten jedyny, wyczytać da się tylko, patrząc mu w oczy. To dlatego portale randkowe, choć wabią złudzeniem dużego wyboru, są w istocie do kitu. Roi się w nich od oszustów i poszukiwaczy chwilowych przygód. Więc jak pomóc losowi? Może wystarczy tylko uważniej się rozglądać – w pociągu, sklepie, w parku, by zauważyć miłość swojego życia. A wy co myślicie o randkowaniu w sieci? Gdzie znalazłyście tego jedynego?

Napiszcie, czekamy! Nasz adres: 

02-612 Warszawa, ul. Malczewskiego 19 albo danka@tejot.com.pl 

Źródło: Wróżka nr 7/2017
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl