Są takie sytuacje, kiedy – nawet jeśli tego nie chcesz – całe twoje życie staje ci przed oczami. I nie mówię o stanach utraty przytomności albo ostatnich sekundach przed wyzionięciem ducha. Ale o dużo zdrowszych dla ciała i częstszych, niż przypuszczamy, sytuacjach, na przykład o przeprowadzce.
Bo jeśli decydujemy się na zmiany, to musimy najpierw uporządkować nasz dotychczasowy materialny dobrostan. I wtedy… no cóż. Ci, którzy przez to przeszli, wiedzą, co trzeba zrobić. Bierzemy urlop. Wyłączamy telefon. Mamy pod ręką chusteczki i odrobinę dobrego wina. Zasłaniamy okna, ryglujemy drzwi. I zaczynamy.
Nie tylko nasze, ale również tych wszystkich, których ślad utrwalił się w naszym dobytku. Podróż wywoła wspomnienia. Dookoła pojawią się duchy osób bliskich, pamiątki po ludziach, których, być może, nawet nie znaliśmy. Szykujemy się na wielkie spotkanie z przeszłością. Kto tego nie przeżył, ten nie zrozumie.
Bo kiedy otwieramy szuflady, pudła, szafy i skrzynie w piwnicy, to musimy mieć czas, żeby pootwierać także stare rany lub piękne wspomnienia. Sortujemy latami niedotykane przedmioty, znajdujemy albumy ze zdjęciami i zabawki z dzieciństwa naszego, a nawet naszych protoplastów, otwieramy pożółkłe teczki z dokumentami i stare listy. To nie jest zabawa dla kogoś o zbyt słabych nerwach. To zadanie dla twardych osobników, którzy potrafią czasami coś wyrzucić na śmieci…
To doświadczenie dla każdego, kto wie, że można wyciągać wnioski ze zdarzeń dawno omszałych, ledwo tlących się w zakamarkach pamięci. Wywoływanie strzępów zdań, objaśnień naszych babć, rodziców, dawnych przyjaciół, którzy chcieli nam tłumaczyć znaczenie jakiegoś zdjęcia, obrazu lub filiżanki. Jak to teraz spakować, jak dokonać selekcji?
Ostatnio przeżyłam taką podróż do przeszłości. Musiałam spakować dom po kimś bardzo mi bliskim, ale doświadczenie to było dla mnie pakowaniem mojego dzieciństwa. W pudle na szafie w przedpokoju ukrył się wielki brązowo-szary wachlarz ze strusich piór. Babcia, przedwojenna tancerka, ćwiczyła z nim solówkę do przedstawienia maturalnego zwanego wtedy „popisem”. Obok leżał fragment ślubnego welonu, już tylko kawałek lekko nadjedzonej zębem czasu koronki weneckiej.
Ślub dziadków, który miał być spełnieniem ich wielkiej miłości i na zawsze jedyny, nie wystarczył, by wytrzymali ze sobą dłużej niż trzy lata. Babcia, wówczas 17-latka, zdążyła powić mojego tatę i uciekła z rodzinnego Lwowa na studia taneczne do Wiednia. Tam romansem ze znanym ukraińskim poetą definitywnie przekreśliła burzliwe małżeństwo z aplikantem adwokackim, czyli moim dziadkiem. Ciotka pamiętała, jak piękna i młoda babcia wyszła na dworzec, żeby tego poetę, wówczas zaprzyjaźnionego z dziadkami, odprowadzić na pociąg Kolei Lwowsko-Wiedeńskiej. Podobno spojrzała mu w oczy… i wsiadła z nim do wagonu. Miała wtedy 20 lat, milion planów, ale chyba nie mieścił się w nich mój tata. Zostawiła go z wkrótce byłym mężem.
Na zdjęciach w starym albumie tata zawsze siedzi na kolanach swojej babci, bo to ona, matka jego taty, była mu opoką i miłością. Na innym zdjęciu ma głupią minę, być może za sprawą wdzianka z weluru z wielkim krochmalonym kołnierzem przy chudziutkiej szyi. To pewnie w tym okresie wpadł do pokoju, kiedy prababcia z innymi paniami raczyły się herbatką i wrzeszcząc, obwieścił: – Babciu, babciu, wykopali żywą babę!
– Gdzie??? – obruszyło się stateczne towarzystwo.
– Jak to gdzie? W du..ę!!! – zaryczał tatuś. Za ten skandaliczny czyn dostał karę, siedział w pokoju bez książki, co było wtedy równoznaczne z dzisiejszym odcięciem od komputera.
Kiedy piszę do ciebie ten list, Danusiu, dopiero zaczęłam przeglądać te rzeczy. Odezwę się do ciebie, jak skończę, ale wiem na pewno, że nie szybko. Jestem tym, kim jestem, dzięki tym zapomnianym rzeczom. I długa droga do mnie samej przede mną.
Twoja Zofia
Zostają na nich ślady ludzi, którzy je dotykali, ich zapach, słowa, jakaś ważna scena. Cenne skarby na co dzień ukryte wśród starych dokumentów, na najwyższej półce z książkami. I nagle znalezione odkurzamy z rozrzewnieniem i wspominamy jakieś lato czy wiosnę, z którą nam się kojarzą.
Na pewno i wy macie takie przedmioty budzące tęsknotę za jakąś chwilą, która dawno uleciała, człowiekiem, który kiedyś był ważny. Podzielicie się z nami swoimi wspomnieniami związanymi z przedmiotami?
Napiszcie, czekamy. Nasz adres:
02-612 Warszawa, ul. Malczewskiego 19 albo danka@tejot.com.pl
dla zalogowanych użytkowników serwisu.