We śnie oznacza rozprawienie się z przeszłością. Menstruacja jest darem, którego wciąż się wstydzimy.
O ciotce w czerwonym samochodzie usłyszałam po raz pierwszy w wieku 8 lat. Miałam wtedy przyjaciółkę, z którą spędzałam mnóstwo czasu. Kiedyś zapytała, czy wiem, czemu śmietniki mają zapach zepsutej ryby?
Bo tam ląduje wata, której kobiety używają podczas okresu – sama odpowiedziała. Był dość głęboki PRL i zdobycie podpaski, zresztą grubej jak pielucha, graniczyło z cudem. Dowiedziałam się też wtedy, że okres to coś obrzydliwego, że z kobiet od czasu do czasu leje się zepsuta krew.
Słowa „okres" i „miesiączka" dziewczynkom z trudem przechodziły przez gardło, stąd menstruację nazywało się ciotką w czerwonym samochodzie lub barszczykiem. Nie lubimy jej – kojarzy się z czymś wstydliwym, brzydkim, bolesnym. Witamy ją z ulgą, kiedy się opóźnia, i boimy się, że jej brak oznacza niechcianą ciążę.
Menstruacja złości większość naszych partnerów. Jesteś jakaś wyjątkowa, bo twój okres trwa prawie miesiąc – mawiają faceci zbolałym głosem, gdy próbujemy im powiedzieć w sypialni „nie dziś". Zapobiegliwe dziewczęta, planując wyjazd z właśnie poznanym chłopakiem, starają się tak wycelować, żeby nie mieć miesiączki.
Kobiety pozostające w związkach „na dochodzonego" podpatrzyły u sports-menek patent na jej blokowanie. Dawka hormonów wyczynowym pływaczkom czy biegaczkom ściąga z głowy problem z krwawieniem nie w porę. Łykają je, bo nie po to przygotowywały się do igrzysk, żeby medal sprzątnęła im struga krwi.
Jakiś czas temu trafiłam na przyjęcie do eleganckiego domu młodego małżeństwa. On pediatra, ona nauczycielka języka angielskiego nie byli szczodrzy w kwestii przystawek. Pani domu dość szybko się wstawiła.
Pamiętam, jak lekko kiwając się na krześle, wypluwała z siebie, że nie jest w stanie pojąć tego całego równouprawnienia. No bo, jak wykombinowała, są zawody, od których kobiety powinny trzymać się z daleka. Nie chciałaby być na przykład operowana przez chirurga, który ma akurat napięcie przedmiesiączkowe lub jest osłabiony okresem.
Trochę mnie zmroziło, że akurat z ust wykształconej bądź co bądź osoby słyszę coś takiego. Wykluczenie miesiączkujących kobiet to przecież pomysł rodem z praktyk proponowanych przez patriarchalnych oszołomów. Brakowało mi tylko stwierdzenia, że menstruacja i towarzyszące jej bóle to kara dla Ewy za schrupanie zakazanego owocu, a więc i kara dla wszystkich kobiet. Ciekawe, czy ktoś jeszcze tak u nas myśli o okresie?
Pomysły na to, jak przypominać kobietom o ich nieczystym ciele, bywały zaprawdę szaleńcze. W „te dni" nie mogły gotować, jeść ryb, soli, patrzeć na obrządzane mięso, aby go nie popsuć, a nawet dotykać dzieci czy mówić. W średniowieczu piętnowano rudych ludzi, uważając, że są owocem brudnej miłości – seksu w czasie krwawienia kobiety.
Ortodoksyjne Żydówki, kiedy ten czas minie, poddają się oczyszczającej, rytualnej kąpieli w łaźni, by mąż ponownie wskoczył im łaskawie do łóżka. A dziewczynkę, która po raz pierwszy dostała okres, rodzice lekko uderzają w policzek, żeby odpędzić złe duchy i dać jej znak, że już pora pogadać ze swatką i rozglądać się za mężem. U Romów wykluczone jest nawet dotknięcie spódnicy miesiączkującej kobiety, ona zaś nie może dotykać mężczyzn ani przedmiotów mających kontakt z ich mężami czy braćmi.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.