O historii z kotem i o Helence opowiedziała mi Iza, moja stała klientka. Przychodziła do mnie cztery razy w roku. Miała udane, szczęśliwe małżeństwo, a mimo to...
Jak każdego dnia, Marta wyszła z domu po zakupy. Miała na nie godzinę. Mimo to wracała szybko, żeby zdążyć przed obudzeniem się Helenki. Córką opiekowała się w tym czasie mieszkająca obok Iza, kiedyś sąsiadka, teraz najbliższa przyjaciółka.
Gdy Marta z Helenką przeżyły tragedię i zostały same, po prostu przyszła do nich i się nimi zajęła. Po roku już tylko doglądała dziewczynki, gdy matka musiała wyjść. Iza była pewna, że któregoś dnia mała, która zapadła się w sobie po tym, jak w wypadku zginął jej ojciec, przemówi i zacznie normalnie żyć.
– Przeczytałam gdzieś – powiedziała na widok przyjaciółki – że jakieś autystyczne dziecko po raz pierwszy wypowiedziało słowo, gdy do domu przyprowadzono psa. Nasza Helenka też kiedyś przemówi.
– Mam sprowadzić psa? – zapytała z lekką ironią Marta.
– Może kota? Mówiłaś, że ona lubiła koty – odpowiedziała Iza.
Jakiś czas później Marta zobaczyła w bramie sąsiedniego domu chłopaka ściskającego pod pachą rudego kota, który próbował się wyrwać.
– Co ty wyprawiasz?! – krzyknęła. – Natychmiast go wypuść!
– Oddam go za pięć dych – bezczelnie odparł chłopak.
Wściekła i bezradna wyjęła pieniądze i uwolniła zwierzaka. On jednak nie uciekł, tylko powędrował za nią. Może Marcie przypomniała się rozmowa z Izą, a może nie chciała zostawiać w mroźny marcowy dzień kota na ulicy, w każdym razie wpuściła go do swego domu. Helenka jednak na rudzielca rasy (chyba?) syberyjskiej nie zareagowała. Patrzyła, jakby go w ogóle nie widziała. Tak jak na wszystko i wszystkich, z wyjątkiem matki, której się czasem przyglądała uważniej.
– Na pewno ktoś go szuka – uznała Marta i rozlepiła w okolicy ogłoszenie ze zdjęciem Rudolfa, jak nazwała kota ze względu na rudą sierść.
O historii z kotem i o Helence opowiedziała mi Iza, moja stała klientka. Przychodziła do mnie cztery razy w roku. Miała udane, szczęśliwe małżeństwo, a mimo to ciągle obawiała się zdrady męża.
Tamtej wiosny przyszła podekscytowana możliwością „magicznego zabezpieczenia się" przed jego niewiernością. I przeczytała mi stosowny kawałek wyrwany z jakiejś gazety: „Są kamienie, które pomagają w miłości. Tej duchowej, ale też
zmysłowej, bo znoszą obojętność kobiet. (...) Zapewniają m a ł ż e ń s k ą w i e r n o ś ć, dają płodność bezdzietnym i odwagę tchórzom".
– Chcę mieć ten kamień na wierność – stwierdziła.
Poradziłam jej, żeby książki o magii kamieni poszukała w internecie.
A potem przyszła do mnie Marta, namówiona przez Izę. Chciała wiedzieć, czy jej dziecko wydobędzie się z traumy. Karty pokazały jednak więcej.
– Helenka przebudzi się – powiedziałam. – A pani postanowi zaufać mężczyźnie i związać z nim swoje życie...
– To wykluczone – zareagowała na tę drugą część wróżby. – Pani mnie nie zna, nie wie, jaka jestem, jaka byłam... Odrzuciłam kiedyś swoją największą miłość, bo bałam się, że się w niej zatracę. Dlatego nie zgodziłam się na małżeństwo, chociaż umierałam z miłości. Zaproponowałam wspólne życie, ale w osobnych domach. On to odrzucił. Dla niego bliskość fizyczna była równie ważna, jak duchowa.
– Ale przecież wyszła pani za mąż... – wtrąciłam.
– Mąż zaakceptował moją potrzebę osobnej przestrzeni w myśl zasady: „Biedny jest ten, kto nie ma w domu miejsca wyłącznie dla siebie, gdzie by się mógł cieszyć własnym towarzystwem". A potem pojawienie się Helenki wszystko zmieniło. Pochłonęła mnie miłość do niej...
– Może to da się połączyć: wyrwanie Helenki z jej świata i otwarcie się pani na świat innego mężczyzny?
Nie chciała kontynuować tego wątku. Wydaje mi się, że przyjęła do wiadomości tylko to, że odzyska córkę. Kiedy wyszła, przypomniało mi się, że jakiś rok wcześniej miałam klienta, samotnego mężczyznę z chorym synkiem. On także chciał wiedzieć, czy jego dziecko kiedyś wyzdrowieje. Na moją wróżbę o pojawieniu się w jego życiu kobiety, z którą połączy go wspólny los, zareagował równie negatywnie jak Marta.
Tymczasem Rudolf zadomowił się u Marty i Helenki. Na ogłoszenie nikt nie odpowiedział. Wtedy Marta postanowiła umieścić informację ze zdjęciem w internecie, na stronie miejskiej. Dwa dni później na jej adres mejlowy przyszła wiadomość: „Od tygodni poszukuję kota mojego synka. To na pewno on. Chłopiec bardzo za nim tęskni".
Tego popołudnia znowu padał śnieg. Helenka wydawała się podenerwowana, chociaż Marta nie powiedziała jej, że muszą pożegnać się z kotem. Była przekonana, że dziewczynka nie przywiązała się do niego, mimo że chodził za nią i domagał się głaskania. Jednak na dźwięk dzwonka do drzwi zareagowała nagłym przygarnięciem zwierzaka, aż żałośnie miauknął. W drzwiach stał mężczyzna z chłopcem nieco tylko młodszym od Helenki. Ten, którego Marta kochała kiedyś jak nikogo na świecie.
– Witaj, Danielu – wykrztusiła po chwili. – A więc to twój kot...
– Wypadł z okna i przestraszony uciekł – wyjaśnił Daniel.
– Rudi jest mój – powiedział mały Maciek.
– Rudolf jest mój – powiedziała nagle Helenka!!!
Rudi-Rudolf został u Marty. Daniel z Maćkiem odwiedzają go niemal codziennie. Może kiedyś Marta i Daniel postanowią połączyć swoje osobne życia, skoro połączył je wspólny los samotnych rodziców chorych dzieci. Może zrobią to, bo... jeszcze jest w nich miłość.
Anna Złotowska
fot. shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.