On chciał trwałego związku i rodziny, a ona potrzebowała czasu, czuła się przymuszona, więc zakończyła związek. A teraz zastanawiała się, czy dać szansę byłemu...
– I co się dzieje dalej? – zapytałam.
– Nie wiem. Zawsze budzę się w tym momencie – odpowiedziała.
Rozłożyłam karty. – Nie grozi pani żaden wypadek. Wkrótce uda się pani w drogę, która może doprowadzić do zmian w pani życiu...
– Ja ciągle jestem w drodze... – przerwała mi.
– Ale to nie będzie wyjazd służbowy – wyjaśniłam. – Moja wróżba sprawdzi się, jeśli pani na te zmiany pozwoli – dodałam.
– Czy karty mówią, że jestem już na to gotowa? – zapytała.
– Wkrótce się pani przekona – powiedziałam.
Na szczęście nie zapytała, co to znaczy „wkrótce". Nie umiałabym odpowiedzieć na to pytanie. Zaczynała się zima – może los szykował jej niespodziankę w sylwestra? Okazało się, że wybrał... walentynki!
Przyjaciółka Heleny wpadła na pomysł, żeby w dniu zakochanych zaprosić do swojego domu nad jeziorem znajomych, dokładnie dziewięć osób, które wraz z nią przypomniałyby historie miłosne z „Dekameronu" Boccaccia. Helena natychmiast otworzyła internet, żeby się dowiedzieć, o co z tym „Dekameronem" chodzi. I wyczytała, że to sto opowieści snutych przez dziesięć dni w willi na obrzeżach Florencji przez dziesięć osób, które uciekły przed panującą w mieście zarazą.
Ona wylosowała opowieść dziewiątą z dnia piątego, pt. „Sokół". Młody florencki szlachcic Federigo zakochał się bez pamięci w mężatce o imieniu Giovanna. Na prezenty dla niej i uczty wydał fortunę i wkrótce, nic nie wskórawszy u ukochanej, został bankrutem. Opuścił więc Florencję i udał się do pozostałego mu niewielkiego majątku, gdzie żył z tego, co upolował ze swoim sokołem.
reklama
Tymczasem Giovanna została wdową i przeniosła się z synem do posiadłości sąsiadującej z ziemią dawnego adoratora. Na jednym z polowań szlachcic spotkał chłopca i zaprzyjaźnił się z nim, nie wiedząc, że to syn ukochanej.
Wkrótce chłopiec zapadł na zdrowiu i poprosił matkę, by zdobyła dla niego należącego do sąsiada sokoła, o którym od dawna marzył. Federigo, z braku czego innego, ugościł Giovannę pieczystym z... drogiego jego sercu ptaka. Gdy dowiedział się, po co przyszła ukochana, wpadł w rozpacz. To poświęcenie odmieniło jednak jego los. Giovanna, osamotniona po stracie syna, zgodziła się wyjść za niego, czyniąc go przy okazji bogatym człowiekiem.
– Może specjalnie wybrano dla mnie tę opowieść – zastanawiała się Helena. – Żebym dała szansę mojemu byłemu...
– Twój Filip chciał trwałego związku, rodziny, czy to coś strasznego? – co jakiś czas pytała ją przyjaciółka.
– Mógł poczekać, aż ja tego zapragnę, a nie osaczać mnie swoim uczuciem – broniła się Helena.
W noc poprzedzającą wyjazd na walentynkowy weekend nad jezioro znowu miała straszny sen: ośnieżona pusta szosa, za nią podąża srebrny fiat. Nagle przy drodze widzi autostopowicza. Macha do niej. Ona już ma się zatrzymać, ale przypomina sobie film o mordercy stojącym przy drodze. Wtedy wyprzedza ją ten fiat. Potem we śnie widzi tragiczny wypadek: srebrne auto wbite w czerwoną ciężarówkę! Obudziła się z myślą, że powinna odwołać swój wyjazd, ale nie zrobiła tego, bo uwierzyła... w moją wróżbę.
Wyruszyła po południu. Padał śnieg, droga była pusta. Nagle zobaczyła w lusterku zbliżające się... srebrne auto! A potem dostrzegła dziwnego autostopowicza! Odruchowo zwolniła, ale się nie zatrzymała. Fiat przemknął obok niej. Przerażona i bezradna już wiedziała, co się stanie kilka kilometrów dalej... To ona zawiadomiła pogotowie i policję o wypadku.
– Jestem ostatnia? – zapytała przyjaciółkę, która otworzyła jej bramę.
– Czekamy na jeszcze jednego gościa.
– Opowiem wam niesamowitą historię – powiedziała.
Usiedli przy kominku, by posłuchać opowieści o jej śnie i wypadku. Na twarzach wszystkich malowało się niedowierzanie. Ona sama nie mogła uwierzyć, że sen sprawdził się co do joty. – Uratował mnie ten autostopowicz – zakończyła drżącym głosem. – Gdyby nie on, srebrny fiat by mnie nie wyprzedził, a wtedy to ja...
– Kto o tej porze roku łapie okazje na szosie? – zdziwił się jeden z gości.
– Ja – usłyszeli za plecami. Zmarznięty na sopel lodu stał przed nimi dziesiąty uczestnik walentynkowej imprezy.
– Filip?! – zdziwiła się Helena.
– Nie zatrzymałaś się – powiedział z lekkim wyrzutem.
– Nie poznałam cię. Ta broda, papacha, wojskowy worek na plecach...
Do świtu dziesięć osób snuło zaczerpnięte z „Dekameronu" opowieści o miłości, która jest najwyższą wartością i największą siłą władającą człowiekiem. Gdy Helena kończyła swoją, tę o sokole, już wiedziała, że Filip na szosie nie pojawił się przypadkiem. To miała być romantyczna, walentynkowa niespodzianka dla niej. Nie udała się, ale poświęcenie Filipa nie poszło na marne, bowiem z weekendu z domu nad jeziorem wrócili już... razem.
Anna Złotowskafot. shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.