Gdyby wiek przekładał się na zasobność szarych komórek, powinniśmy być radzi, że nasze społeczeństwo się starzeje. Tymczasem siwizny przybywa, a nic się nie zmienia.
Urwane wystrzałem petardy palce, wystraszone ptaki i inne zwierzęta, w lasach pełno śmieci, w fast foodach długie kolejki, a w schroniskach dla bezdomnych zwierząt pełne klatki i boksy...
Czasem tracę wiarę w to, co robię. Myślę, że nikt nie słucha i nie czyta moich słów. A jeśli nawet, to ich nie rozumie. Gdybym była teoretykiem, gdybym opowiadała wymyślone historie, gdybym kłamała. Lecz nie zmyślam, nie kłamię i odkąd pamiętam, praktykuję miłość do zwierząt niechcianych, odrzuconych, chorych i starych. Zapraszam je do swojego domu i widzę, jak kwitną. Jak odzyskują radość. Wiem, że zanim odejdą na zawsze, zdążą posmakować szczęścia. Cieszę się z nimi i myślę – jak to opowiem ludziom, pobiegną do schronisk i zabiorą wszystkie psie i kocie nieszczęścia. Dlaczego nie biegną? Może źle tłumaczę?
Może mi nie wierzą, że ratowanie innych to najlepszy sposób na każde życie. Że nie ma większej radości niż uśmiech tego, kto stracił już nadzieję. I nie ma znaczenia, czy to pies, kot czy człowiek. Łatwiej ratować psy i koty. Nie mają szczególnych wymagań, a i odwzajemniają miłość chętniej niż ludzie. Mam na to milion dowodów. Jak chociażby Bunia i Michałki.
Bunię adoptowałam kilka miesięcy temu. Malutka, kilkunastoletnia suczka z drobną wadą. Nie chodzi, bo jakaś kanalia zgruchotała jej wszystkie cztery łapy. Ma za sobą schronisko i śmierć ukochanej pani.
Gdy trafiła do mnie, nie wierzyła ludziom. Była jakby nieobecna. Szybko zmieniła swój stosunek do życia, gdy ułożyłam ją w łóżku i nakryłam kołdrą. Rano obudziłam się obok uśmiechniętej foczki z rozmerdanym ogonkiem. Od tamtego ranka Bunia ogłasza światu, że życie jest piękne. Od miesiąca ma ku temu szczególne powody. Michałki.
reklama
Przy moim płocie rosną świerki. Ich rozłożyste gałęzie tworzą coś na kształt szałasów. W jednym z nich zauważyłam czyjeś oczy. Padłam na kolana i cóż widzę – kotka i dwa malutkie kociaki. Patrzyły z dzikim lękiem. Przyniosłam miski z jedzeniem i wsunęłam do „szałasu". W zamian dostałam parę prychnięć tak charakterystycznych dla kociego strachu.
Wróciłam wieczorem. Przy miskach kuliły się dwa małe ciałka. Noc zimna, a matki nie ma. Czekałam, ale nie przyszła. Zabrałam prychające maluchy do domu. Rano, pod świerkiem czekała mama. Przyniosłam dzieci. Nakarmiła, poszła i więcej nie wróciła. Odchodząc, rzuciła: – Teraz twoja kolej.
I tak Michałki trafiły do naszej rodziny. Michałek i Michalinka mieli nie więcej niż cztery tygodnie. Nawet samodzielne siusianie sprawiało im trudność. Jadły i rosły. Po dwóch tygodniach wyszły z „kołyski" i rozproszyły się po domu.
Na ich widok Bunia oszalała. Próbowała wyczołgać się ze swojego legowiska, szczekała jak najprawdziwszy pies na koty. O, ja głupia! Pomyślałam – lepiej dla Michałków, że nie chodzi, bo nie wiem, co mogłaby im zrobić.
Jak się okazało, nie zrozumiałam psich okrzyków, ale Michałki tak. Pierwszy Michał podszedł do rozszczekanej staruszki, a ona oddała mu całą siebie. Umyła uszy, pupę i brzuszek, a potem wypięła pierś jak matka karmiąca. Michał ułożył się obok przybranej matki i tak zostało. Michalinka poszła za przykładem brata i gdy tylko się zmęczy, biegnie do Buni.
Nie ma słów, którymi można opisać szczęście tej trójki. Bunia odnalazła sens życia bez nóg – jest zawsze w jednym miejscu i czeka na swoje maluchy żądne ciepła i matczynej troski. A one wiedzą, że mama nigdzie nie odejdzie.
A ja? Siedzę, patrzę i płaczę ze wzruszenia. Chyba nie muszę nikomu tłumaczyć, że nigdy nie miałabym takiej okazji, gdybym nie zaadoptowała Buni. Nie zajrzała pod świerk i nie podjęła obowiązku niańki kocich niemowląt. Mogłabym powzruszać się przed telewizorem albo w kinie, ale nie mogłabym tego przeżyć. A co najważniejsze, nie miałabym prawa prosić Was: „Nie bądźcie obojętni na zwierzęce tragedie, a dowiecie się, jak smakuje szczęście".
Dorota Sumińskadoktor weterynarii,prowadzi popularne programy o zwierzętach.fot. shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.