Białą damą jest szwedzka księżniczka Anna. Pojawia się na zamku w Golubiu najpewniej po to, by doglądać gospodarstwa. To za jej panowania zamek i całe starostwo przeżyły największy rozkwit.
Po nodze szwedzkiego żołdaka przebiegła mysz. Głośno zaklął i z niechęcią popatrzył w głąb ciasnego i nisko sklepionego pomieszczenia.
Wojska polskie stały już u bram Brodnicy, a on chciał jeszcze sprawdzić komnaty w zamku. – Może znajdę jakiś skarb – rzucił przez ramię do towarzyszy. Wszedł do krypty.
Przez małe okno sączyła się smuga światła, padała na sarkofag z marmuru i alabastru. Oświetlała także wyrytą na nagrobnej płycie inskrypcję: „Najdostojniejsza Księżniczka Anna, Infantka Szwecji. Zrodzona z najdostojniejszych: Jana Króla Szwecji i Katarzyny Jagiellonki, córki Najdostojniejszego Zygmunta I Króla Polski i Wielkiego Księcia Litewskiego, i Bony Sforzy, Księżniczki Mediolanu i Bari, a także Siostry Najdostojniejszego Zygmunta Augusta również Króla Polski, i ta sama Najdostojniejszego i Najpotężniejszego Księcia Pana, Pana Zygmunta III Polski i Szwecji".
Żołnierza nie interesowało, kto leży w sarkofagu. Uniósł jego wieko – było lżejsze, niż się spodziewał. Wewnątrz leżało zmumifikowane ciało kobiety w królewskich szatach. Na przedramieniu lśniła bogato zdobiona bransoleta. Żołnierz zerwał złotą ozdobę, przy okazji wyrywając zmarłej przedramię.
200 tysięcy talarów! Na tak astronomiczną kwotę wyceniono klejnoty polsko-szwedzkiej królewny. Anna Wazówna nie przywiązywała się do precjozów. Postanowiła nawet sprzedać część biżuterii – prawdopodobnie po to, by pomóc najbardziej potrzebującym podwładnym. Akurat trafiła się okazja. W styczniu 1606 roku przyjechał do Krakowa Jan Buczyński, sekretarz cara moskiewskiego Dymitra Samozwańca. Ogłosił, że rosyjski władca, wielki miłośnik klejnotów, zaprasza do Moskwy wszystkich, którzy mają coś do sprzedania.
Annie nie wypadało jechać samej – siostra króla Polski wyprzedająca rodową biżuterię, i to carowi? Wybuchłby skandal. Musiała więc użyć fortelu. Na szefa tajnej misji wyznaczyła Stanisława Niemojewskiego herbu Rola – podstolego wielkiego koronnego, zaufanego króla i poplecznika królewny.
W marcu wyruszył do Moskwy 15-osobowy orszak z Niemojewskim na czele. Klejnoty, w tym niezwykłej urody diamenty, rubiny i perły, przykryte jedwabiem jechały w pomalowanej na zielono skrzyni. Audiencję u władcy Rosji wyznaczono na 26 maja. Car, chcąc lepiej przyjrzeć się biżuterii, poprosił Niemojewskiego, by zostawił ją na noc. Czy kupiłby precjoza? Dziś nie sposób odgadnąć. Historia pisała już inny scenariusz.
reklama
27 maja w Moskwie wybuchło powstanie, na którego czele stał Wasyl Szujski. Car Dymitr stracił życie, a Niemojewski dostał się na dwa lata do niewoli. Z misją odzyskania skarbów ruszył król Zygmunt III Waza. Tak długo pertraktował z carem Rosji, aż ten oddał kosztowności za specjalnym pokwitowaniem. Wolność odzyskał również pechowy wysłannik Anny Wazówny.
Pochowana w Brodnicy księżniczka, luteranka, całe życie związana była ze starostwem golubskim i zamkiem w Golubiu. To ona właśnie w pierwszej połowie XVI wieku rozkazała przebudować górującą nad Drwęcą warownię. Urodzona w szwedzkiej Eskilstunie, Anna Wazówna po skończeniu osiemnastego roku życia przyjechała do Polski. Towarzyszyła starszemu bratu Zygmuntowi, któremu zaproponowano polską koronę.
Dwór nigdy jej nie zaakceptował. Zarzucano Annie, że za bardzo interesuje się polityką, że Zygmunt nie podejmuje żadnych decyzji, jeśli wcześniej się z nią nie skonsultuje. Wróciła więc do Szwecji. Ale nie na długo. Zygmunt jej potrzebował. Dlatego też, ulegając jego prośbom, ponownie przyjechała do ojczyzny swojej matki Katarzyny Jagiellonki.
Tym razem osiadła z dala od królewskiego dworu. Objęła starostwo brodnickie i golubskie, zamieszkała w zamku nad Drwęcą. Nigdy nie wyszła za mąż. Podobno nie grzeszyła urodą. Całe życie cierpiała na rzadką i nie do końca zbadaną chorobę zwaną
impressio basilaris (wgniecenie podstawy czaszki), która swe piętno odciska niemal na całym kośćcu.
Badania antropologiczne szkieletu, przeprowadzone przez Andrzeja Florkowskiego z Zakładu Antropologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu (obecnie księżniczka Anna pochowana jest w dobudowanym w 1626 r. mauzoleum przy kościele Najświętszej Marii Panny w Toruniu), pokazały, że choroba zniekształciła twarz Anny. W dodatku – jak jej dziadek Gustaw I Waza – królewna miała
progenię, czyli dość sporą wadę zgryzu, polegającą na wysunięciu żuchwy do przodu. Silnie zdeformowany kręgosłup Wazówna maskowała sukniami. Utrudniająca chodzenie choroba musiała przysporzyć jej jednak wielu cierpień.
Lud Golubia nigdy nie miał tak dobrej władczyni. Anna dbała o dwórki, mieszczan, a nawet o włościan, których uczyła zasad higieny i pilnowała ich kształcenia. Jej pasją było zielarstwo. Zbierała zioła z okolicznych łąk, hodowała też rośliny ozdobne i lecznicze, a nawet sporządzała lekarstwa. W jednej z komnat golubskiego zamku urządziła laboratorium. Sama też leczyła króla miksturami własnej produkcji.
To ona jako pierwsza w Polsce uprawiała tytoń, którego sadzonkę dostała od tureckiego posła. Sfinansowała także wydanie liczącego 1584 strony ilustrowanego „Zielnika" Szymona Syreńskiego, profesora Akademii Krakowskiej, co dało jej miano Królowej Botaniki Polskiej. Na jej grobowcu wyryto m.in. „Apteka dla Chorych". Tak bowiem mawiano o księżniczce, która nigdy nie przeszła obojętnie obok cierpiącego.
Zamek w Golubiu wzniesiono na przełomie XIII i XIV wieku. W tych czasach Golub i Dobrzyń były niezależnymi miastami rozdzielonymi Drwęcą, naturalną granicą między ówczesnym księstwem dobrzyńskim i państwem zakonnym. Na zamkowy dziedziniec do dziś wiodą szerokie schody zwane końskimi, po których wjeżdżali na rumakach rycerze w pełnym rynsztunku.
Końskie schody do dziś są ważne w golubskim zamczysku. Jak mówi przesąd, kto na nie wejdzie, a nie obejrzy się za siebie, ten w ciągu roku zarży w najmniej odpowiednim momencie i się ośmieszy. To nie żarty! Pewien profesor zapomniał spojrzeć na schodach za siebie i niebawem zarżał podczas ważnego wykładu. Inny zaś osobnik przed swoim ślubem był w golubskim zamku, ale nie wiedział o tej klątwie. Kilka tygodni później, jako pan młody podczas składania przysięgi małżeńskiej w kościele, zamiast odpowiedzieć „tak", zarżał jak koń.
Zamek w Golubiu ma też białą damę. Jest nią oczywiście Anna Wazówna. Miejscowi przysięgają, że widują ją odzianą w białą szatę, przechadzającą się dostojnym krokiem po komnatach. Żeby oddać jej hołd, w kulminacyjnym momencie odbywających się na zamku dorocznych balów sylwestrowych, biała dama wyłania się zza obrazu i bawi się z gośćmi do białego rana. Wprawdzie nie jest to prawdziwy duch, lecz wcielająca się w postać Anny Wazówny aktualna Miss Polonia, ale lepiej po zmroku nie zapuszczać się samotnie do historycznych komnat.
A co się stało z bransoletą ukradzioną przez szwedzkiego żołdaka? Po wielu latach się odnalazła. Ktoś podrzucił klejnot do katedry w Uppsali, w której znajdują się grobowce rodziców Anny. Kto i dlaczego? Nie wiadomo. Może golubska biała dama nie dawała spokoju nieprawemu posiadaczowi skarbu?
Andrzej Gumulakfot. wikipedia
dla zalogowanych użytkowników serwisu.