Pewna mądra i cierpliwa profesorka z Nowego Jorku od ponad 20 lat bada naturę zdradzanych i oszukiwanych kobiet. Phyllis Chesler, bo o niej mowa, ustaliła, że – po pierwsze – najbardziej agresywne i wściekłe są zdradzane Polki (!).
Po drugie zaś – i tu jest nasz narodowy pies pogrzebany! – nasze krajanki dużo, dużo bardziej od rozstania gustują w przyczajonej zemście.
Wolimy walczyć i wyrównywać rachunki, niż wystawić jego walizki za drzwi lub spakować własne. Skoro, jak podaje CBOS, niemal połowa polskich małżeństw nie rozpada się po udowodnionej zdradzie jednego ze współmałżonków (zwykle na jaw wychodzi, że zdrajcą jest mąż... może kobiety są czujniejsze i bardziej spostrzegawcze?), ale nadal wspólnie dryfuje w życiowej zamieci, to znaczy, że profesor Chesler ma rację.
Phyllis Chesler uważa, że cała wściekłość zdradzanej żony kumuluje się w przypadku większości badanych przez nią Polek (a trzeba wiedzieć, że nowojorska badaczka wzięła pod lupę ponad 30 kobiecych nacji) nie na wiarołomcy i zdrajcy. Nie na tym, który zaniedbywał połowicę, a dogadzał obcej flamie. Ale na... tej trzeciej. W swojej pracy badawczej nie może amerykańska profesorka, wyemancypowana i nowoczesna na wskroś pani, nadziwić się, jak bardzo w naszym grajdole kobiety lubią się wściekać, ale... na inne kobiety.
Nie ma mowy ani o damskiej solidarności, ani nawet o próbie obiektywnego myślenia, w ramach którego to nasz domowy bawidamek zdradził, kręcił i uwodził. Nikt go przecież nie zawlókł siłą do cudzego łóżka, a jednak... Winna jest ta złodziejka i dziwka, czyli ta, która uwiodła naszego faceta. Tak myśli większość rodaczek.
Większość z nas, żyjących nad Wisłą, nie potrzebuje 20 lat badań socjologicznych, żeby potwierdzić specyfikę naszego babskiego piekła. Baba babie wilkiem i żmiją, to wie każda z nas. Wie i wielokrotnie poczuła na własnej skórze (wężowej?): w szkole, pracy i życiu osobistym, że solidarność kobieca, tak ważna dla zachodnich feministek (lubię je, żeby sprawa była jasna), u nas się nie przyjmie, bo się społecznie nie opłaca. Po co mam być miła dla innej rodaczki, skoro i tak ona to wykorzysta przeciwko mnie, jeśli tylko poczuje na to chęć?
reklama
Tak już mamy, że dla innej damy nic z siebie nie damy. U nas mściwa plotka i intryga to znak rozpoznawczy damskiej części społeczeństwa. Profesor Chesler tylko na moment stanęła na naszej górze lodowej; my ślizgamy się po niej od pierwszych do ostatnich dni naszego babskiego życia.
Kto nie przeżył w szkole obmowy i nielojalności od dziewczynki, którą traktowałyśmy jak najbliższą przyjaciółkę? I z ręką na sercu: która z nas nie popisała się plotkarskim talentem wobec koleżanki z ławki, żeby przeżyć radość z obmawiania innych? Problem w tym, że już jako dorosłe osobniczki zwykle z tego nie wyrastamy... W świecie dorosłych kobiet metody są bardziej finezyjne i trudniejsze do udowodnienia. Ale nadal intencja jest jak z podstawówki.
Co do wniosku ostatniego pani profesorki: że
Polki wolą zemstę niż rozstanie, jednakże o to chodzi dokładnie, że zdradzona Polka woli boleśnie, dotkliwie i z wielką satysfakcją zemścić się na trzecim, damskim boku trójkąta niż na domowym wiarołomcy. Dlaczego? Skoro po walce wewnętrznej, policzeniu miesięcznego dochodu i konsultacji z mamusią oraz przyjaciółkami postanawia ostatecznie mężowi wybaczyć oraz dać kolejną, nie wiadomo już którą, szansę – to po co niszczyć to, co się ma we własnym domu? Po co kaleczyć własną rodzinę?
Zdecydowanie lepiej obrobić cztery litery konkurentce, obmyślić intrygę, która ją zniszczy lub przynajmniej ośmieszy. Nakablować na nią w jej domu i jej pracy, wziąć za kudły w miejscu publicznym, napisać coś wstrętnego w internecie lub wysłać donosicielskiego, anonimowego esemesa do jej męża oraz maila do jej szefa i wszystkich w jej pracy? Metody zemsty można mnożyć, ważne, żeby inną babę bolało co najmniej tak samo, jak nas bolała zdrada... męża.
Gdyby do wyciągania społecznych wniosków używać narzędzi naukowej obserwacji socjologicznej made in USA, to nasza, polska prawidłowość byłaby taka: same najpierw zdradzamy inne kobiety, a potem one zdradzają nas, sypiając z naszymi facetami.W rzeczywistości nieustającej babskiej walki złodziejka cudzego męża raczej nie pomyśli: „Boże, przecież on ma rodzinę, żonę, dzieci...", raczej uzna, że „Boże, jaki on biedny z tą podłą, złą żoną i wrednymi bachorami...". Mężczyzna może kochance wcisnąć każdy kit na nasz temat, bo ona chętnie w niego uwierzy.
Mężowie to wiedzą. I na zimno to wykorzystują. Przecież ratują własną skórę, prawda? W końcu żyją w naszym świecie od zawsze i wiedzą o nas prawie wszystko. Szansa, że to się zmieni, tkwi w babskiej solidarności...
ZofiaCzy solidarność kobieca w ogóle nie istnieje? Czy mściwa plotka i intryga to naprawdę znak rozpoznawczy babskiej części naszego społeczeństwa? A może twoja historia świadczy o czymś zupełnie innym? Napiszcie koniecznie, czekam. Nasz adres: 02-612 Warszawa, ul. Malczewskiego 19 albo danka@tejot.com.pl
dla zalogowanych użytkowników serwisu.