Obudziłam się o trzeciej nad ranem zlana potem. Było upalnie. Ale w moim rodzinnym Batumi taka pogoda w lipcu to normalne.
Staram się każdego roku je odwiedzać, żeby moje córki miały kontakt ze swoją gruzińską rodziną. Zatrzymałam się w mieszkaniu rodziców na dziewiątym piętrze bloku. Latem miasto jest pełne turystów. Młodzież bawi się do białego rana.
Wyszłam na balkon, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Było głośno jak w dzień. Co chwila rozlegały się klaksony samochodów, z okolicznych knajpek dobiegała muzyka. Długo patrzyłam na rozświetlane brzaskiem góry Kaukazu Małego, u stóp których leży Batumi. I na jarzące się w dole tysiącami świateł miasto. Tu się urodziłam i dorastałam.
Tego dnia miała się zebrać cała moja rodzina oraz przyjaciele z okazji pierwszej rocznicy śmierci mojej babci Anny. Dożyła dziewięćdziesiątki, uwielbiała gości, całe życie była otoczona ludźmi. Jako znany w okolicy jasnowidz uczestniczyła w radościach i dramatach swoich sąsiadów. Przychodzili do niej po poradę. I teraz, chociaż z zaświatów, znowu zebrała nas wszystkich.
Wśród gości spotkałam Nargizę, sąsiadkę babci Anny. Pamiętam, że jako dziecko bawiłam się na jej weselu. Nasze rodziny bardzo się lubiły. Kilkanaście lat temu, kiedy przyleciałam do Batumi na urodziny mojego taty, Nargiza zadzwoniła, mówiąc, że chce się ze mną spotkać. Przyszła smutna, miała duży problem z bratem.
– Mam szczęście, że tu jesteś – zaczęła.
– Zawsze proszę o poradę twoją babcię, ale ona wyjechała do rodziny do Rosji. A ja nie wiem, jak sobie poradzić z problemami, które się na mnie zwaliły.
Niestety, kiedy spojrzałam na zdjęcie jej brata, nie miałam dla niej pocieszających wiadomości. Ale Nargiza była przygotowana na to, co usłyszała na jego temat. Kiedy pokazała mi zdjęcia swoich dzieci, moją uwagę przykuła fotografia małej dziewczynki.
reklama
– To moja córeczka Miranda. Widziałaś ją maleńką. A teraz zobacz, jak urosła! Już chodzi do szkoły.
Nargiza urodziła ją późno. Miała dwóch dorastających synów. Dziewczynka była nieplanowana. Rodzice traktowali ją jak prezent od Boga. Patrzyłam na zdjęcie Mirandy i ogarnął mnie wielki niepokój. Czułam, że mała jest chora...
– Czy ona skarży się na ból głowy – zapytałam.
Nargiza zaprzeczyła zdziwiona. – Uważaj na jej głowę – powiedziałam. – Widzę jakieś dziwne smugi po jej prawej stronie.
– Do tej pory nie miałam z Mirandą żadnych problemów, rozwija się prawidłowo – mówiła Nargiza. – Jest bardzo ruchliwa, więc będę na nią bardziej uważała.
Kilka miesięcy później zatelefonowała moja mama, przerażona. Powiedziała, że córeczka Nargizy wypadła z balkonu, z pierwszego piętra, na głowę. Jest nieprzytomna
i walczy o życie! – Będzie żyła, módlcie się o cud – powiedziałam w pierwszym odruchu i odłożyłam słuchawkę. Czułam się fatalnie, widziałam, że jej życie jest zagrożone.
Okazało się, że Miranda wymaga natychmiastowej operacji, zabieg miał być bardzo skomplikowany. Niestety, nie nadawała się do przewiezienia do renomowanego szpitala w Tbilisi, więc rodzina postanowiła sprowadzić lekarza do Batumi. Na szczęście okazało się, że właśnie w mieście przebywa wybitny neurochirurg z Sankt Petersburga. Jeszcze tego samego dnia zoperował Mirandę. Po zabiegu poprosił Nargizę do gabinetu. Uspokoił ją, że wszystko przebiegło pomyślnie,
że chociaż stan dziecka jest ciężki, to jednak stabilny.
– Pani córeczka dziś narodziła się po raz drugi – dodał. – Wypadek był tak naprawdę jej szczęściem. Dzięki niemu wykryliśmy tykającą bombę, czyli guza w jej mózgu. Jego rozrost groził pełnym paraliżem dziecka.
– Nie mogłam w to uwierzyć – opowiadała mi Nargiza kilka dni po operacji. – Nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy jeszcze bardziej się bać. Przypomniałam sobie to, co mi wtedy powiedziałaś, patrząc na zdjęcie Mirandy. I zrozumiałam, że o tego guza chodziło.
Nowotwór okazał się niezłośliwy. Ale dziewczynka musiała się uczyć wszystkiego od nowa, chodzić, mówić... Powoli wracała do zdrowia. Rehabilitacja trwała kilka lat.
– Chciałabym przyjść do ciebie z Mirandą – powiedziała Nargiza podczas przyjęcia.
– Spotkam się z nią z wielką radością – odrzekłam.
Wpadły obie na kawę kilka dni później. Zobaczyłam smukłą szatynkę z włosami aż do pasa. „Jak ten czas szybko leci", pomyślałam. Przecież wydaje się, że jeszcze nie tak dawno oglądałam ją na kasecie wideo, którą przysłała mi Nargiza. Na niej Miranda była jeszcze dzieckiem. A teraz stała przede mną 21-letnia gruzińska piękność. Zobaczyłam przy niej wielką miłość i bezpieczną przyszłość. Byłam szczęśliwa, że tym razem mogę z jej mamą oczekiwać na spełnienie się tych pomyślnych wizji.
Aida Kosojan-Przybysz fot. shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.