Umieść mnie w takim miejscu na obrazie, żebym dobrze widział nogi tej czarującej pani, a może i coś więcej, instruował Jeana-Honoré Fragonarda baron de Saint-Julien. Tak powstała „Huśtawka", najbardziej subtelny obrazek zdrady.
Baron de Saint-Julien, zamawiając portret swój i kochanki u najmodniejszego paryskiego malarza Jeana-Honoré Fragonarda, bardzo precyzyjnie określił oczekiwania. Malarz usadowił go więc w zaroślach, tak by linia między jego wzrokiem a majtkami metresy w momencie jej szczytowego odchylenia na huśtawce była jak wytyczona przez geometrę.
Miało być pikantnie i zleceniodawca chciał czegoś więcej. Ten zdeklarowany libertyn domagał się jeszcze, by panienka bujana była przez... biskupa. Wysoki rangą duchowny miał wystąpić w roli siły pociągowej! Pachniało skandalem i malarz tej zachcianki już nie spełnił.
Pomysł na wmieszanie biskupa w wiarołomną scenkę w parku zalągł się w głowie barona na Salonie Paryskim, gdzie wystawiano najlepsze dzieła członków Akademii. Furorę w 1767 roku zrobił obraz Gabriela Françoisa Doyena pokazujący świętą Genowefę uwalniającą Paryż od zarazy. Niejednego cynicznego arystokratę na wystawie to malowidło rzuciło na kolana. W prasie i kuluarach toczyły się na jego temat gorące dyskusje, więc baron kuł żelazo, póki gorące. Postanowił wykorzystać autora do swoich celów.
Znamy tę historię z pamiętników Charlesa Cole'a, dramaturga, salonowego plotkarza i zwolennika „okazjonalnej lekkiej pornografii". Według jego słów, baron bezzwłocznie poprosił autora o spotkanie, dość niefortunnie wybierając miejsce. Bo artystę, który ostatnie miesiące spędził w atmosferze wzniosłej i pobożnej, w „towarzystwie" ascetycznej mniszki na własnym płótnie, zaprosił do swego prywatnego domu uciech (u XVIII-wiecznych arystokratów francuskich były one normą). Przedstawił mu swoją kochankę i pomysł na obraz.
reklama
Doyen, dowiedziawszy się, że biskup ma ciągnąć za sznurki huśtawki, a baron patrzeć na nóżki panienki, a nawet „dla ożywienia i na coś więcej", kompletnie zaniemówił. Po chwili zebrał się w sobie i wykrztusił: „Panie, do najistotniejszej idei tego obrazu koniecznie musimy dodać spadający z nogi bucik, który łapać będą amorki". To powiedziawszy, szybko się ze zlecenia wywinął, ale podsunął idealnego wykonawcę pomysłu. Wtedy właśnie na scenę wkroczył Jean-Honoré Fragonard.
Perwersyjne zlecenie barona zaakceptował, trajektornię lotu bucika ślicznie wyznaczył, park oblał słońcem, a drzewo grzechu oplótł bluszczem. Jednak i on zaciął się przy biskupie. Nie wiadomo, jakich sztuczek użył, by duchownego wybić baronowi z głowy, w każdym razie, jakby dla ukojenia jego żądz, umieścił na obrazie postać zdradzanego męża. Męża, który w błogiej nieświadomości i z głupawym uśmieszkiem na twarzy powozi huśtawką i wydaje mu się, że swą małżonkę trzyma w cuglach... A tymczasem ona radośnie wzbija się w górę i w nadymających się od powietrza jedwabiach wdzięcznie rozchyla przed baronem nogi.
W epoce rokoka zabawom, flirtom, cielesnym uciechom nie było końca. Paryż dwie dekady przed Wielką Rewolucją przesiąknięty był duchem rozwiązłości. Zaczytywano się w pismach libertyńskich głoszących swobodę seksualną, szukano całkiem nowych podniet i nowych spełnień. Napuszone przyjęcia dworskie z oratorskimi monologami stały się démodé. Natomiast na fali były kameralne spotkania w salonach arystokratów, konwersacje pełne ciętych ripost, złośliwych aluzyjek, anegdot i błyskotliwych aforyzmów. Wiosną i latem bawiono się w parkach i ogrodach (co utrwalają słynne obrazy fêtes galantes).
Dzieła Fragonarda świetnie oddają rozerotyzowany klimat epoki rokoka. Raczej nigdy nie przekraczają granicy dobrego smaku, a przynajmniej zawsze mają jakieś alibi. Zaglądają za kulisy miłości dyskretnie, figlarnie, jakby przypadkowo. Fragonard był uczniem Françoisa Bouchera, nadwornego malarza Ludwika XV i jego kochanki markizy de Pompadour. Jednak różnice w stylu u obu panów są bardzo wyraźne. Nauczyciel mocniej zaznaczał cielesność swych postaci. Te zaróżowione podnieceniem twarze wyrastające z obfitych ciał, te putta śpiące na nagich biustach i odaliski w pozach... wyrażających chęć przyjęcia lewatywy.
Autor „Huśtawki" inaczej podchodził do spraw płciowych. Bardziej dwuznacznie. Czy w jego „Dziewczynie igrającej z pieskiem" naprawdę chodzi o niewinną zabawę? Czy jej łono przykryte puszystym psim ogonem to nie jest przypadkiem trenowanie nowej przyjemności? Możemy się tylko domyślać, chociaż wiemy na pewno, że zoofilia była bardzo rozpowszechniona wśród francuskiej arystokracji. Niezliczone portrety dam ze swoimi miniaturowymi czworonogami może nie są dowodem w tej sprawie, ale dają do myślenia.
Huśtawka też nie jest wolna od dwuznaczności. Weźmy pozę samego barona – prężąca się i ekstatyczna jak na wizerunkach niektórych świętych, przypomina też pozę Adama w „Stworzeniu Świata" – najsłynniejszym fresku Michała Anioła. Baron w wyciągniętej ręce trzyma czapkę, a jak wiadomo nakrycie głowy w tamtych czasach służyło także do... maskowania erekcji, jeśli okoliczności jej nie sprzyjały.
Kupidyn stojący obok barona na postumencie przykłada palec do ust, jakby chciał powiedzieć: „Ciiiicho, dzieją się tu sprawy niejawne, nie przeszkadzajcie w romansie". Romans, flirt, nic wielkiego. Przecież – jak pisał Chamfort, rówieśnik Fragonarda – „miłość stała się jedynie wymianą dwóch kaprysów i zetknięciem dwóch naskórków".
Beata Majchrowskafot. Wikipedia
dla zalogowanych użytkowników serwisu.