Co robi mózg, gdy słyszy, że czegoś mu nie wolno? Z przekory łamie zakaz. A gdyby mu powiedzieć, że może wszystko? Ucieszy się i sam sobie odpowie: „Mogę! Ale czy naprawdę... chcę to zjeść?".
Anna Szczypek ma w talii kilkanaście centymetrów mniej niż kilka lat temu. I co najważniejsze – kilogramów nie przybywa, choć słowo „dieta" wyrzuciła ze swojego słownika. Bo hasło jej autorskiej metody to „bez diety i na zawsze". Sprawdziła ją na sobie. Teraz inni to robią w założonych przez nią Grupach Motywacyjnych Klubu Równowagi, bo ich twórczyni twierdzi, że w ciągu dwóch miesięcy mogą schudnąć nawet 9 kilogramów. W dodatku nikt ich nie potępi, że zjedli szarlotkę. Nikt też nie będzie wydziwiał nad kieliszkiem wina albo garścią wysokokalorycznych winogron.
Kocham cię i nienawidzę, pączku!
O co tu chodzi? To biesiada czy batalia o smukłą kibić? Anna otwiera laptop. Pokazuje mi pulchną kobietę. – To ja. Kiedyś. Zanim pojęłam, że odchudzanie nie może polegać na ciągłej walce ze sobą. I to, że kluczem do tajemnicy szczupłej sylwetki jest zrozumienie własnych relacji z jedzeniem. Bo Anna, jak większość ludzi, relacje z jedzeniem miała złe.
Wstydziła się jeść w towarzystwie, bo sądziła, że inni wytykają ją palcami z powodu tuszy. – Potrafiłam zjeść kilka białych bułek naraz – wspomina. – Albo deser od razu po dużym obiedzie. Później czułam się fatalnie, ale nie potrafiłam przestać. Podobne doświadczenia mają inni ludzie. Jedzenie jest dla nich źródłem i przyjemności, i frustracji. Jedzą, bo to kochają. Ale potem nienawidzą siebie za to, że znów ulegli pokusie.
reklama
– Postanowiłam przyjrzeć się dietom, których wypróbowałam setki i żadna się nie sprawdziła – opowiada Anna. – A także samemu procesowi jedzenia. Bo co się dzieje, gdy postanawiamy schudnąć i przychodzimy do gabinetu tradycyjnego dietetyka? Dostajemy rozpiskę produktów dozwolonych i zakazanych. I pory dnia, w jakich należy jeść. To tak nie działa. Bo każdy człowiek jest inny. I tylko sami, dzięki wnikliwej obserwacji, możemy się dowiedzieć, co dla nas dobre.
Swoje odkrycie Anna potwierdza co tydzień, na spotkaniach w Klubie Równowagi. Jedna z dziewczyn mówi na przykład: „Kiedy zjem jogurt, za chwilę jestem potwornie głodna! A po kefirze nie". Druga zapewnia, że ziemniaki nie robią na niej wrażenia, ale kiedy ukroi kromkę chleba, zaraz widzi koniec bochenka. „A ja chleba mogę nie tknąć, ale ziemniaków muszę mieć pół talerza!" – twierdzi trzecia.
To jeden z dowodów na to, że każdy ma odmienny metabolizm, różne potrzeby psychofizyczne, inne bakterie w przewodzie pokarmowym. Tylko zrozumienie tego pozwoli zaprzyjaźnić się z organizmem i osiągnąć sukces. Dzięki temu odkryciu Anna zaczęła tworzyć własną Metodę Równowagi Metabolicznej. – Analizowałam różne diety – tłumaczy. – Uważnie śledziłam trendy w odchudzaniu za granicą. A tam prężnie rozwijały się grupy motywacyjne. W Polsce tego nie było. Ta niedoceniana forma wsparcia daje według badań świetne efekty.
Batonik zamiast miłościKiedy się odchudzamy i nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem, myślimy o sobie źle. Gdy jednak usłyszymy i zobaczymy, że inni mają podobne problemy, zrozumiemy, że wszystko jest z nami w porządku. I właśnie ta myśl daje siłę. Dzięki niej możemy wprowadzać zmiany w nawykach, bo to one zagwarantują sukces. Wcale nie muszą być duże. Zamiana śmietany na jogurt, oliwy w butelce na tę w sprayu i usuwanie skóry z drobiu to początek zdrowej rewolucji.
W metodzie równowagi metabolicznej produkty podzielono na trzy grupy. Pierwsza, nosi nazwę „DoWOLI" i, jak łatwo się domyślić, znajdują się tam składniki, które można jeść bez ograniczeń, a są to głównie warzywa i owoce, chudy nabiał, mięso, ryby, jajka.
Druga – „ZdroweEXTRA" – skupia wyłącznie wartościowe odżywcze jedzenie: kasze, razowe pieczywo i makarony, naturalne soki, orzechy. Tych możemy zjeść dwie porcje dziennie.
Trzecia nosi nazwę „MałeCoNIECO" i zawiera produkty, których nie proponują dietetycy, bo są kaloryczne i nie zawierają cennych dla organizmu składników. Jednak są potrzebne naszej psychice, a równowaga, do której dążymy, musi być także psychiczna. Poczucie, że żadna potrawa nie jest zakazana, nie rodzi napięcia. A mechanizm nerwowego rozmyślania „czy ja jeszcze mogę uszczknąć czegoś zakazanego" nie działa.
– Od listopada, niemal codziennie jadłam do kawy coś słodkiego! – mówi uradowana Mariola Marzec, która dzięki Metodzie Równowagi schudła już 20 kilogramów. – I wcale się za wiele nie ruszałam. Dziś zdjęłam z córką z pawlacza pudło z letnimi ciuchami. Trzy czwarte cudownie na mnie... wisi! U Ani Przychodzień waga wskazuje 15 kilogramów mniej niż na jesieni. – Jestem szczęśliwą, szczupłą osobą – zapewnia. – I choć na początku podchodziłam do tej metody sceptycznie, dziś jestem już trenerką w Klubie Równowagi. Stworzyłam swoją pierwszą grupę kobiet. To głównie koleżanki z pracy, które z tygodnia na tydzień obserwowały moją metamorfozę.
Wolność? – Tak – kiwa głową Ania – ale świadoma. Tylko osoba, która ma dobrą samoocenę i nie jest szarpana koniecznością liczenia kalorii, jest w stanie zastanowić się, czy rzeczywiście jest głodna. Bo może wcale nie o głód chodzi? Kiedy przestaniemy mechanicznie sięgać po batonik i dokładać porcję sosu, damy sobie szansę wyłuskać myśl, która nami kieruje. I może przyjść olśnienie, że pełnym talerzem tłumimy inne potrzeby. Zajadamy emocje, jemy z nudów, braku miłości, bo lubimy uczucie pełności aż do bólu żołądka.
Dietetyczna burza mózgów– I znów rodzi się pytanie: dlaczego? – Anna Szczypek sugeruje emocjonalną pracę detektywistyczną. – Może chcemy się w ten sposób ukarać? A jeśli tak, to co jest tego przyczyną? Mimo głębokiej analizy problemu nadwagi, na cotygodniowych spotkaniach klubowiczów (bo są i panowie!) nikt nie stosuje psychologicznej wiwisekcji. Trenerka pilnuje, by nikt nikogo nie uraził. Uczestnicy mówią tyle, ile chcą. Nikt też nie daje rad.
– Ale propozycje, co zrobić, jak się zachować w danej sytuacji są mile widziane – zapewnia Anna. – Na przykład dla osób, które gotują dla całej rodziny i nieustannie przy tym podjadają. Albo dla tych, które jedzą od razu za dużo. Ktoś rzuca problem i rozkręca się dyskusja, burza mózgów. Notujemy rady dla podjadaczy: żuj gumę, umyj zęby, nie trzymaj słodyczy w zasięgu wzroku itp. Zainteresowani wybierają sobie z listy coś, co im pasuje. Tydzień później mówią: „Działa!".
Pomysłów, wskazówek i przepisów jest mnóstwo w książkach, które klubowicze dostają na pierwszym spotkaniu. Na bieżąco mogą robić własne notatki w Dzienniku i Tygodniku Żywieniowym. Ich analiza pomaga zrozumieć, gdzie popełnili błąd, co warto rozważyć, by zły nawyk zamienić na lepszy. Anna twierdzi, że choć nawyki to nasza druga natura, nie jesteśmy wobec nich bezradni. Stare przyzwyczajenia można zamienić na nowe. Na tyle mocne, by przejęły prowadzenie.
Warto zaznaczyć, że aby schudnąć, nie musimy zapisywać się do drogiego klubu na zajęcia z trenerem personalnym. Ruch to wszystko, cokolwiek w ciągu dnia robimy i przy czym choć trochę się zmęczyliśmy. Na przykład odkurzanie. Albo dziarski spacer z psem.
Dla klubowiczów Anna wymyśliła symboliczne schodki. Każdy może ocenić, na którym stopniu się znajduje, i czy chce wejść wyżej, czy dobrze mu tu, gdzie jest. – Ruch jest ważny – zapewnia. – Ale często po powrocie z siłowni jesteśmy tak głodni, że rzucamy się na jedzenie rozgrzeszeni, że przecież ćwiczyliśmy do upadłego. I pochłaniamy więcej kalorii, niż udało nam się spalić. W ten sposób tracimy równowagę. A przecież tylko równowaga jest źródłem dobrego samopoczucia, wyglądu i szczęścia.
Sonia Rossfot. shutterstockAnna Szczypek, psychodietetyk, twórczyni metody Równowagi Metabolicznej, założycielka Klubu Równowagi, który otrzymał dotację z Unii Europejskiej. Więcej na: www.klubrownowagi.pl
dla zalogowanych użytkowników serwisu.