Gałęzie splecione w miłosnych uściskach przypominają zachowania ludzi. I pokazują, jak świat przyrody podobny jest do naszego – przekonuje dr n.med. Leszek Marek Krześniak oczarowany magią drzew.
Pochodzę z Maciejowic, tych kościuszkowskich. Tu wszyscy interesują się historią, więc od dzieciństwa i ja się nią pasjonowałem. Zresztą tak jest do dzisiaj. Zostałem jednak lekarzem. Może dlatego, że od wczesnych lat czułem niezwykłą bliskość z naturą.
Najpierw pracowałem jako „zwykły" lekarz akademicki. Będąc internistą, zajmowałem się wszystkimi dolegliwościami, z jakimi zazwyczaj zgłaszają się pacjenci do lekarza pierwszego kontaktu. Ale z czasem przestało mi to wystarczać.
Coraz wyraźniej zdawałem sobie sprawę z tego, że leczę objawy, nie istotę choroby. Że medycyna akademicka patrzy na człowieka jednostronnie, a nie całościowo. Powróciłem więc do natury, ale w sposób bardziej naukowy. Zacząłem zgłębiać tajemnice roślin leczniczych, poznawać duszę ziół. Zafascynowało mnie to tak bardzo, że przepisywałem ziołowe kuracje pacjentom. Napisałem także książki „Zielnik lekarski", „Zioła, ziółeczka".
Pod koniec lat 90. pojechałem do Rosji na jakiś kongres medyczny. I tam przypadkiem, chociaż teraz myślę, że to nie był przypadek i los tak zadecydował, trafiłem na targi Nafta-Gaz. Zwiedzając eksponaty, zatrzymałem się przed urządzeniem do chromoterapii, czyli do leczenia kolorami. Doznałem olśnienia. Coś niesamowitego!
To, co zobaczyłem, przekonało mnie, że nie ma znaczenia, czy stosujemy medycynę akademicką, opartą na naukowych podstawach, czy też naturalną, niekonwencjonalną. Ważne jest tylko to, czy jest ona skuteczna. I że każdą chorobę można traktować jak zjawisko odwracalne.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.