Kilka razy zmieniała termin wizyty. Wreszcie w słoneczny, marcowy dzień usiadła przede mną. Smukła blondynka w czarnym golfie miała na imię Anna.
– Przepraszam, że tyle razy przekładałam spotkanie, ale zawsze coś stawało mi na drodze – tłumaczyła się.
– Myślałam nawet, że nie powinnam tu przychodzić, że los tego nie chce. Ale jestem taka samotna... – Głos się jej załamał.
Po chwili milczenia, którego nie przerywałam, zaczęła opowiadać.
– W styczniu skończyłam dwadzieścia dziewięć lat... Odkąd sześć lat temu zerwałam zaręczyny, jestem sama. Z Piotrem spotykałam się cztery lata. Ale oboje czuliśmy, że nasz związek nie ma sensu. Aż w końcu zupełnie przestaliśmy się dogadywać. Wtedy uciekłam do Warszawy. Od tamtej pory jakoś nie potrafię ułożyć sobie życia...
– Proszę zamknąć oczy – powiedziałam. Sama też to zrobiłam... i wtedy znalazłam się na czyimś weselu.
– Wyjdzie pani za mąż. Latem będzie wesele, widzę tańczące pary...
– Ach nie, to nie będzie moje wesele – roześmiała się. – Moja kuzynka, też Ania, wychodzi za mąż w lipcu.
– Ale ja widzę, że pani też wyjdzie za mąż – upierałam się przy swoim. – Pozna pani przystojnego mężczyznę.
– No nie, to brzmi jak bajka – wtrąciła trochę nerwowo.
– W waszej rodzinie szczęścia i nieszczęścia chodzą parami. Czuję, że to wesele kuzynki będzie pierwszą radością, która pociągnie za sobą kolejne. Widzę panią w welonie.
Wczesną jesienią Anna wpadła do mnie ponownie. Promieniała szczęściem. Tak wygląda kobieta zakochana – pomyślałam.
– I co, wesele się udało? – zapytałam.
– Miała pani rację, od tamtego dnia moje życie wygląda zupełnie inaczej. – Uśmiechnęła się. – Złapałam bukiet panny młodej i musiałam zatańczyć z Rafałem, przyjacielem pana młodego, który z kolei złapał jego muszkę. Rafał jest bardzo przystojny i pewny siebie. Pan młody w żartach ostrzegał mnie, że to kobieciarz i uwodziciel. Niezręcznie się czułam, kiedy kuzynka zakładała mi welon. Ale wtedy przypomniałam sobie pani słowa. Pomyślałam: no tak, lato, wesele, welon. Wszystko się zgadza. Tylko ja jestem panną młodą na niby.
– Niech się pani nie martwi, on wróci – zapewniłam.
– Wystraszył się. Musi wszystko przemyśleć... Może nie wierzy, że znalazł tę, której szukał? Proszę mu dać czas do końca października. To będzie decydujący miesiąc.
W swojej wizji znowu zobaczyłam zastawiony stół.
– Jak to się stało, że obie z kuzynką macie na imię Anna?
– To po naszej babci, która młodo zmarła. Podobno była wyjątkowa.
– Ona panią wspiera, jest pani aniołem. Proszę zaufać świętej Annie. Przecież wszystko się zaczęło od wesela, a potem te wasze imieniny...
Na chwilę zrobiło się magiczne. Poczułyśmy obie ogromny spokój i przypływ dobrego nastroju. Anna wychodziła ode mnie uskrzydlona.
Wpadła przed Bożym Narodzeniem złożyć mi życzenia i podzielić się radosnymi nowinami. Rafał wrócił. Okazało się, że w październiku obchodził imieniny, o czym Anna nie wiedziała. I właśnie na nie ją zaprosił. A nie odzywał się tak długo, bo chciał zakończyć poprzedni związek i rozpocząć nowe życie z czystą kartą. Latem tego roku planują z Anną ślub. Pewnie na nim będę. Obiecała, że wpadnie z zaproszeniem.
Aida Kosojan-Przybysz
fot. shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.