Oczyszcza z klątwy. Odkrywa tajemnice człowieka, patrząc na jego pismo. Potrafi odwrócić zły los, bo widzi więcej…
Blok w Gdańsku-Oliwie. Wieje wiatr. Czuć bliskość morza. Na parterze, w mieszkaniu wróżki Kaselli szumi czajnik. Woda na herbatę gotowa. – Może z hibiskusa? – uśmiecha się Kasella, a zza okularów patrzą na mnie łagodne oczy. – No i ciasto lodowe. Nie odmówi pani?
Nie odmówiłam. Kasella działa kojąco na wszystkich.
Jeśli los coś zabiera...
– Do wróżenia podchodzę z wielką pokorą – wyjaśnia. – Nigdy też nie myślę: „Co za głupi problem!”, „Jaka niemądra kobieta!”. Nie mam prawa nikogo oceniać.
Kasella wnikliwie patrzy, uważnie słucha. A później, zerkając w karty, mówi, co w nich widzi. Wróżenie zawdzięcza wróżce Henrietcie z Łodzi. Kiedyś przyszła do niej po… wróżbę.
– To Henrietta pierwsza mi powiedziała: „Dziecko, ty będziesz kiedyś wróżyć, jak ja. Nie uciekaj przed tym. Pamiętaj, że gdy los coś komuś zabiera, daje też coś w zamian”. Miała na myśli moją niepełnosprawność. Widzi pani, że z trudem chodzę? – wskazuje na nogi. – To skutki dziecięcego porażenia mózgowego.
Kasella nie myślała o zawodowym wróżeniu. Jak każda przeciętna dziewczyna wyszła za mąż i urodziła synów. Aż dopadły ją poważne kłopoty. Wtedy odnalazła Henriettę i zadzwoniła, prosząc o wróżbę. Ale… wróżka odmówiła. – Nie rozłożę kart, dopóki nie obiecasz, że zaczniesz wykorzystywać swój fenomenalny dar intuicji.
Kasella poszła za przeznaczeniem. Zgłębiała tajniki grafologii, chiromancji, tarota. Do wróżenia wybrała kilka talli kart, między innymi „lenormandy”, które mówią obrazami oraz autorskie Elli Seleny.
Klątwę zbierz jajkiem
– Wtedy, gdy szukałam pomocy, dręczyły mnie czyjeś złe myśli. Kłuło w oczy to, że jesteśmy z mężem szczęśliwi – opowiada. – Gdybym tego sama nie doznała, nigdy bym nie uwierzyła.
Z tego też powodu poważnie podeszła do metody oczyszczania jajem i woskiem, której nauczyła ją Henrietta. – Po rytualnym oczyszczeniu jajkiem skorupki gniotę i wyrzucam – tłumaczy. – Jajko wlewam do szklanki. Bywa czerwone, usiane białymi kropkami albo zupełnie czarne. Dzięki temu wiem, jakie problemy, choroby czy klątwy ciążą na człowieku.
Podobny rytuał można przeprowadzić woskiem pszczelim. Ten, którym Kasella „zbiera” złe energie, później topi i leje na wodę. – Na kształcie, który powstał, doskonale widać choroby i zagrożenia – zapewnia. – „Wyciągnięte” z człowieka i stopione, trzeba zniszczyć, by faktycznie przestały istnieć.
Kasella sporo wie na temat magicznych rytuałów zdejmujących klątwy. – Przyszła kiedyś kobieta, która nie mogła się pozbierać po zdradzie i odejściu partnera – opowiada. – Ale nie przyznała się do tego. Chciała, bym powiedziała coś o jej związku. W kartach nie widziałam ani miłości, ani przyjaźni. Tylko agresję i ... czarną magię! – Głupstwa pani mówi! – rzuciła się wściekła do wyjścia. Już przy drzwiach rozpłakała się. Okazało się, że targana złością kupiła przez internet klątwę wudu. Rzuciła ją na byłego kochanka i jego nową kobietę.
reklama
– Czy pani wie, że każda klątwa wraca ze zdwojoną siłą? – zapytałam. Nie wiedziała. – Przygotowałam się do obrzędu i odprawiłam rytuał zdejmujący czar – wspomina. Złożoną w czworo kartkę z tekstem klątwy należało spalić. Jej siła była tak ogromna, że przez długi czas papier nie chciał płonąć, tylko się tlił. Dopiero wtedy kobieta zrozumiała siłę tego zła.
– Większości z nas wydaje się, że by rzucić na kogoś urok, trzeba prosić o pomoc czarownicę. Tymczasem wystarczy zła intencja wymierzona w określonego człowieka. Na szczęście można się bronić, choćby zwykłą solą wsypaną do kąpieli. Sól ściąga negatywną energię. Podobne jak bursztynowe kadzidła. Palę je regularnie.
Nie jesteśmy samiKasella zajmuje się też grafologią. – Pismo wiele mówi o człowieku – tłumaczy. – Jaki jest i jaki chciałby być, jakie ma przeżycia, relacje, upodobania seksualne, a także jakie kryje tajemnice.
Kasella czasem prosi klienta, by napisał o swoich oczekiwaniach. Pisze nieświadomy, że ona będzie to analizować. To dobrze, bo gdyby wiedział, stałby się nieautentyczny.
– Oceniając grafologicznie próbkę pisma pewnej dziewczyny, odkryłam u niej chorobę serca. Zobaczyłam, że jest w szczęśliwym związku, ale czuje się niedoceniana w pracy. Nie wierzy w siebie, a to ma związek z dzieciństwem. Najbardziej jednak zwróciłam uwagę na zawijasy w jej literach „y”, „g”, „j”. Reprezentują sferę seksualności – u dziewczyny nie do końca spełnioną, bo żaden z ogonków nie był domknięty. Zaniepokoiły mnie także inne litery, lekko wyostrzone, nieco chwiejne, jakby pisała je osoba chora na Parkinsona. Ale inne elementy pisma na to nie wskazywały. Mogło to mieć związek z chorym sercem.
Dziewczyna zdziwiona zapewniała, że nigdy nie miała z nim żadnych kłopotów. Uznała jednak, że nie zaszkodzi się zbadać. Zadzwoniła do mnie kilka tygodni później. Okazało się, że ma poważną wadę prawej komory serca, która nie pozwalała jej cieszyć się seksem. Dziś się leczy i spodziewa się dziecka.
Grafologiczne umiejętności Kaselli uratowały od plajty jednego z gdańskich przedsiębiorców. Przyszedł załamany, bo mimo ciężkiej pracy, wciąż nie mógł wyjść na prostą. Zastosowała oczyszczanie jajkiem.
– Nosił sporo negatywnej energii – wspomina. – Gdy skończyliśmy, poprosiłam, aby coś napisał. Patrząc na kartkę, spytałam, czy ma wspólnika. Miał. Pokazał mi jego odręczny podpis. Ostry, idący w dół. Przyjrzałam się literom. Zobaczyłam oszusta. Biznesmen nie dawał temu wiary, ale zaczął baczniej przyglądać się wspólnikowi, a rok później zerwał z nim stosunki. Dziś interesy idą świetnie!
A gdy wróżba się nie sprawdza?Kasella ma stałe grono wielbicieli. Nigdy się nie wypiera wróżb, które się nie spełniają. – Sprawdzam wszystko, ale jest jeszcze… człowiek – uśmiecha się. – Kiedy mówię, że ktoś dostanie pracę, a on nie pójdzie na rozmowę kwalifikacyjną, to tej pracy nie dostanie. Czasem jednak karty mówią wyraźnie: będzie tak i już!
Tak było z Romualdem z Hamburga. Po tym, jak owdowiał, zaczął szukać dziewczyny z młodości. – Straciłem z nią kontakt 30 lat temu – wspominał. – Czy ona wciąż mieszka we Wrocławiu? Czy jest dla nas szansa na wspólne życie?
Kasella rozłożyła karty i zobaczyła, że wspólny los jest im pisany. A kobieta, również samotna, nadal mieszka we Wrocławiu. – Niech pan szuka kilka ulic dalej – doradziła. – Pyta w urzędzie. Znajdziecie się i… pan się przeprowadzi do Wrocławia!
Romuald tylko się śmiał. To absurdalne, przecież w Hamburgu ma świetną pracę i piękne mieszkanie. Pół roku później znów zadzwonił do Kaselli… zaprosić ją na ślub.
– I co? Już się pan zadomowił we Wrocławiu? – zapytała
– Tak – śmiał się. – Skąd pani wiedziała? – pytał z podziwem.
Tak to już jest, że jeden buduje mosty, drugi latawce, inny zaś skutecznie zagląda w przyszłość. Jak Kasella.
Sonia Ross fot. archiwum prywatne
dla zalogowanych użytkowników serwisu.