Strona 1 z 2
Dopadła cię deprecha? Przegoń ją hormonami szczęścia. Twój mózg znajdzie je na siłowni, gdy pracujesz fizycznie albo... Oto sprawdzone sposoby na poprawę nastroju.
W Stanach Zjednoczonych, królestwie konsumpcji, po sąsiedzku z McDonaldsem i Paris Hilton, mieszkają Amisze. Dla tej niewielkiej społeczności czas zatrzymał się w XVII wieku. Nie używają samochodów, komputerów, elektryczności. Nie znają korporacji ani centrów handlowych. I w ogóle nie interesują się tym, co dzieje się tuż za płotem. Są samowystarczalni. Głównie uprawiają ziemię, sami szyją sobie ubrania, wytwarzają narzędzia. Jedzą to, co daje im praca własnych rąk. Żyją w rytmie natury.
I choć świat w licznych dowcipach kpi z Amiszów, to jednak nie powinno nam być do śmiechu. Ze statystyk wynika bowiem, że coraz więcej ludzi cierpi na różnego rodzaju zaburzenia nastroju. Różnego typu depresje i doły psychiczne dopadają nas szczególnie jesienią. Tymczasem Amisze – znani z pogodnego usposobienia – żyją na luzie, zadowoleni z tego, co mają. Są szczęśliwi. Szukając przyczyn wzrostu liczby przypadków depresji na świecie, specjaliści od zdrowia psychicznego odkryli niedawno to, co medycyna ludowa wie od stuleci. Że życie w zgodzie z naturą, a zwłaszcza praca fizyczna i proste jedzenie to najlepsze sposoby na pozbycie się poczucia bezsensu czy smutku.
reklama
Amerykańska psychiatra prof. Kelly Lambert w książce „Lifting Depression” twierdzi, że wysiłek fizyczny i trochę ruchu na świeżym powietrzu u niektórych osób mogą zdziałać więcej niż najnowsze pigułki na depresję. Zwraca uwagę, że jeszcze sto lat temu choroba ta należała do rzadkości. Czy mamy inne mózgi niż nasze prababcie? Na pewno nie. Jedyne, co się radykalnie zmieniło od tego czasu, to styl życia. Dziś nie pierzemy na tarze, nie ubijamy masła, nie polerujemy godzinami parkietu! Nasza aktywność życiowa ogranicza się głównie do siedzenia – przy komputerze albo biurku. Jesteśmy dumni, jeśli uda nam się zarobić tyle pieniędzy, by domowe sprzątanie czy zakupy zlecić komuś innemu. I właśnie w tym – zdaniem profesor Lambert – tkwi problem. Jak się okazuje, te codzienne fizyczne zmagania były nam do czegoś potrzebne – rozładowywały stresy i dawały poczucie komfortu psychicznego.
Tak, niestety, działa nasz mózg – my wyciskamy z siebie siódme poty, a on w nagrodę zalewa nas hormonami szczęścia. A kiedy pracujemy ciężko umysłowo, z laptopem na kolanach? Nasz mózg uznaje to za zwykłą… bezczynność. Brak bodźców ze strony ciała może dla niego oznaczać zagrożenie życia. Zaczyna więc ratować nas hormonami stresu (np. kortyzolem). Najpierw objawia się to silnym pobudzeniem, uczuciem niepokoju i napięcia, z czasem przechodzi w przygnębienie i depresję.
Sposoby na przygnębienie
Ciężka robota!Czasem warto posłuchać starych porzekadeł. „Kto nic nie robi, popada w melancholię” – mówi jedno z nich. A drugie – „na zły humor wystarczy trochę potu. No i proszę! Naukowcy z Duke University dowiedli, że wystarczy 10 minut intensywnego ruchu, by humor wrócił na prawie 2 godziny. Jak to możliwe? Otóż, kiedy kopiemy w ziemi, odgarniamy śnieg, biegamy czy robimy przysiady, organizm produkuje endorfiny wprawiające nas w dobry nastrój.
Ale nie tylko! Wysiłek fizyczny podnosi także poziom substancji spokrewnionej z amfetaminą, której osoby cierpiące na depresję mają zwykle za mało. Jeśli nie masz ogródka do przekopania albo liści, które trzeba zagrabiać, ruszaj się do siódmych potów, tańcz, ćwicz – choć 20 minut dziennie. Psycholodzy także namawiają do gimnastyki. Ćwicząc regularnie w domu czy na siłowni, mamy przyjemniejsze myśli, odnosimy wrażenie, że panujemy nad swoim życiem. Odczuwamy satysfakcję, że przełamaliśmy własne słabości, realizujemy cele. Wszystko to zwiększa pewność siebie i służy dobremu nastrojowi.
● Jak zacząć ćwiczyć: jeśli dotychczas nie uprawiałaś żadnego sportu, zacznij od półgodzinnego szybkiego spaceru, co najmniej trzy razy w tygodniu. Może uda ci się namówić do wspólnych treningów kogoś jeszcze. We dwójkę raźniej się biega, nie ma czasu na zamykanie się w sobie i czarne myśli. Kiedy mięśnie przywykną już do pracy, zapisz się, np. na aerobik, taniec czy pływanie. Jeśli siłownia nie spełni twoich oczekiwań – zrezygnuj z niej, ale nie z ćwiczeń – codziennie przez 10 minut rób w domu to, co pamiętasz z lekcji wf-u: pajacyki, skłony, przysiady, rowerek.
Coś pysznegoNa zły humor najlepsze jest coś słodkiego... Znasz to? Trafia cię szlag, siegasz po ciastko, gryziesz batona i już jest lepiej. Każdy przecież wie, że pokarmy z cukrem powodują nagły wzrost poziomu serotoniny, co działa przeciwdepresyjnie. Na jesienną chandrę nie ma więc lepszej rzeczy niż porcja węglowodanów. Co zrobić, gdy i tak masz za dużo centymetrów w pasie? Zamiast batona czy ciastka kąśnij trochę ciemnego makaronu, wypieków z mąki pełnoziarnistej, zjedz małe co nieco z fasoli, kaszy czy dzikiego ryżu. A ze słodyczy wybierz gorzką czekoladę – zawiera magnez, którego właśnie jesienią bardzo potrzebujesz. Koniecznie ogranicz alkohol. Zastawia na ciebie pułapkę – najpierw funduje błogostan, a potem – drastyczny spadek formy. Uważaj też, by nie przesadzić z piciem kawy, bo kofeina może pogłębiać stany lękowe i zamiast dobrego nastroju, zafundujesz sobie nerwice.
Łap słońce!Kiedyś w czerwcu odwiedziłam Skandynawię. Trafiłam na słoneczne dni i białe noce. „Prawda, jak pięknie świeci słońce” – stwierdzał oczywistą oczywistość każdy z napotkanych mieszkańców tego kraju. Bo tam lato trwa krótko. I oni się nim ogromnie cieszą. Długą zimową tęsknotę za słońcem na dalekiej Północy często ludzie topią w kieliszku. Podczas polarnej nocy rośnie liczba samobójstw i przypadków depresji. Ratunkiem jest sztuczne oświetlenie, którego sieć jest w Skandynawii doskonale rozwinięta. Bez światła nie moglibyśmy żyć. Każdy przyzna, że wiosną i latem mamy ochotę przenosić góry, flirtować i romansować! To wszystko zasługa właśnie słońca. Poprawia nam nastrój, mobilizuje hormony i pobudza krążenie. A jeśli go brakuje jesienią i zimą?
dla zalogowanych użytkowników serwisu.