Strona 1 z 2
A kiedy przepowiednia się nie sprawdza? – Mówię tylko to, co widzę – zapewnia Ryszard Zawadzki. – A jak ludzie odczytają znaki, zależy tylko od nich.
Kładzie mi karty i nie owija w bawełnę: – Masz problemy, jesteś uzależniona, u ciebie w domu jedna wielka masakra. Konflikty i agresja. Ale karty mówią, że wyjdziesz z tego, staniesz na nogi. Mało tego, będziesz sławna. Jak chcesz, to możesz to napisać w artykule. Nie boję się, że za pół roku postawisz mnie pod ścianą. Skąd to wiem? To nie ja, to karty tak mówią. Twoje karty, twój układ. Ja po prostu czytam i przekazuję ludziom. Choć nie zawsze są to miłe wiadomości.
Podpowiedzi i krzyż życia
Ryszarda Zawadzkiego poznałam 15 lat temu. Tak mnie ujął, że jechałam do Warszawy tylko po to, żeby się z nim zobaczyć na kawie u Bliklego. Żeby postawił mi karty. Trzy godziny spędzone w pociągu Poznań–Warszawa, pół godziny z Rysiem i trzy godziny jazdy z powrotem do domu. Ale było warto. Taki miałam czas w życiu, pilnie potrzebowałam rady. Dobrej rady. Mądrej.
– Do mnie nie przychodzą ludzie, którzy mają wszystko świetnie poukładane – uśmiecha się Ryszard Zawadzki – tylko tacy, którzy szukają pomocy. W różnych sprawach. Sercowych, zawodowych, finansowych.
reklama
Pamiętam, jak przed laty zadzwoniłam do niego z pytaniem, gdzie zapodział się pierścionek z brylantem koleżanki. Siedziała ze mną bez humoru w knajpie i nic jej nie przechodziło przez gardło, bo tak jej było smutno. Ten pierścionek to była jej najcenniejsza pamiątka po tacie. A Rysiu na to: „Przecież sama schowała go w zielonej skrytce, niech poszuka w szafie u siebie w sypialni”. I pierścionek był, schowany w zielonej rękawiczce.
– Widzisz, ludzie oczekują od tarota różnych podpowiedzi – tłumaczy mi Ryszard. – Niektórzy chcą wiedzieć, co ich czeka jutro, inni, kiedy zmieni się ich życie, jeszcze inni, gdzie schowali to czy tamto. Ale każdy człowiek, który przychodzi do mnie, ma jakiś kłopot. I teraz ja muszę mu go uświadomić i pomóc rozwiązać. To nie jest tak, że karty mówią: „Ola, masz jutro udać się do urzędu, bo inaczej będzie problem”. Nie. One mówią: „Jest przed tobą taka a taka droga, pewna możliwość, możesz z niej skorzystać albo nie. Zrobisz, jak będziesz uważała”. Ktoś powie: skąd wiesz, że poradzę sobie z nałogiem? Że będę sławna? Niektóre rzeczy są poza nami. Określa je krzyż życia. Na pewne sprawy nie masz wpływu, a na inne masz.
Co jest w układzie kart?– Ludzie, którzy mnie odwiedzają – mówi Ryszard Zawadzki – nie zawsze są mili. Niektórzy są roszczeniowi, krzyczą, żądają, obrażają się na mnie. „On mnie zdradza? To nie może być prawda” – oburzała się niedawno jedna z klientek. Ale jak ja mam jej powiedzieć, że wszystko będzie super, skoro widzę w kartach, że jej mąż ma od dawna kochankę? I że z tego związku nic nie będzie? Pewne rzeczy mogę przemilczeć, kiedy widzę, że ktoś ze wskazówki i tak nie skorzysta. Nie wolno mi jednak pomijać rzeczy fundamentalnych. Bywam oschły, to prawda, ale to wynika z tego, że staram się być rzeczowy. Nie tracę czasu na pogawędki typu: „Poznasz bruneta wieczorową porą”. Mówię jasno i dobitnie, co jest w układzie kart. A widzę różne rzeczy.
Była u mnie pani, biznesmenka, cała zaaferowana, że wchodzi w poważny związek z fizjoterapeutą. „To przecież taki mezalians, co jej znajomi powiedzą”. Karty powiedziały wyraźnie – to jest twój mężczyzna. Z nim będziesz szczęśliwa. I ja jej to przekazałem. Co ona zrobiła z tą informacją, nie wiem. Ale kłamać nie będę. Jestem tylko przekaźnikiem, nie mam do tego prawa. Wszystko w życiu jest energią. Wymianą energii. I człowiek wybiera sobie karty, a więc też energię, a ja tylko przekazuję tak jakby informację od kosmosu do klienta. To ci jest dane. To ci dane być może. A z tym nic nie zrobisz.
Oswajanie przyszłościJak ze śmiercią. Nie ma na nią rady. – Jeśli widzę w kartach, że umrze komuś bliski człowiek, mówię o tym – wzdycha Ryszard Zawadzki. – Nie dlatego, że jestem paskudny, chcę tylko, żeby miał czas na oswojenie się z tą wiedzą. Miał czas na pobycie z tym bliskim, na pogodzenie się z nim, na podanie mu ręki. Gdybyś na przykład nie wiedziała, że ci dziecko zginie w wypadku samochodowym w ciągu miesiąca i przez ten miesiąc kłóciła się z tym dzieckiem, była wredna i zapalczywa… Daję zatem czas na pogodzenie się z dzieckiem i tragedią, która jest nieunikniona. Co byś wolała? Wypuścić dziecko z domu bez buziaka na drogę czy z buziakiem?
dla zalogowanych użytkowników serwisu.