Strona 1 z 2
Elwira siedziała przed telewizorem, gdy usłyszała o zagrożeniu lawinowym w Tatrach. Wielkie nawisy śnieżne i jeszcze fatalna widoczność. Zaraz rozbolała ją głowa, a serce zaczęło tłuc jak szalone.
Tak było zawsze, gdy Alan szedł w góry. Nienawidziła ich. Choć przecież poznali się na górskich szlakach.
Na studiach Elwira robiła wszystko, żeby broń Boże nie pojechać na święta czy wakacje do domu. Jej ojciec był lekarzem weterynarii. Anielsko dobry dla zwierząt, w domu nieustannie wściekły. Bała się go od najmłodszych lat, studia potraktowała jak wyzwolenie. W liceum uczyła się zażarcie, żeby nie przepuścić takiej okazji. Egzaminy zdała celująco. Została przyjęta. Mogła wreszcie wyjechać do innego miasta. I uciec od ojca.
Na pierwsze wakacje pojechała na obóz w górach. Nie żeby ją jakoś szczególnie pociągały. Ale dwa tygodnie miała zajęte. Mogła zatelefonować do domu i powiedzieć, że nie przyjedzie. Taki obóz to przecież ważna sprawa. Już drugiego dnia szli z Alanem obok siebie. A kiedy obóz się kończył, wyznał, że nie umiałby bez niej żyć.
Elwira napisała do matki, że w górach poznała świetnego chłopaka i że z nim zamieszka. – W górach się zaczęło i w górach się skończy – powiedziała matka. – O czym ty mówisz? – zapytała Elwira. – Nie wiem, skąd mi to przyszło do głowy, musiałam to powiedzieć – oświadczyła matka. Była zła, że córka bez ślubu zamierza mieszkać z mężczyzną, z którym dopiero co się poznała.
reklama
Alan pojechał w Tatry na obóz treningowy przed wyprawą na Kaukaz. W górach spędzał każdy urlop czy długi weekend. Bez tego nie mógł żyć. Ale nie był wybitnym alpinistą. Czasem nawet powtarzał, że góry to jego nieodwzajemniona miłość.
Alan nieraz prosił Elwirę, żeby z nim pojechała. Zawsze wtedy się wymawiała, że ma bardzo pilną rzecz do przetłumaczenia. Była iberystką, świetnie znała język biznesowy, zabierała się za tłumaczenia książek. To była jej miłość: wgryzanie się w zawiłości języka, wyprowadzanie pięknej frazy, jak w muzyce.
Zarabiała głównie ona. Alan miał pięć działek pod miastem, które odziedziczył po zamożnym ojcu aptekarzu. Jego dziadek i pradziadek też byli aptekarzami. Działki, kupione kiedyś na przedmieściach, z biegiem lat znalazły się bliżej centrum. I ich wartość bardzo urosła. Jedną zresztą Alan już sprzedał. Pieniądze poszły na wyprawy w góry.
Góry przykryte pieluchamiElwira zadzwoniła do schroniska. Alan z kolegami wciąż był w górach. Usiadła głębiej w fotelu i usiłowała zapić niepokój mocną herbatą. Zawsze tak było. Dopóki nie zadzwonił, że jest już na dole, czuła dławiący ucisk pod sercem. Nie znosiła gór i żaden diabeł nie zmusiłby ją, żeby tam pojechała.
Córka Milena była akurat na wykładach. Studiowała medycynę. Miała być receptą na góry Alana. Elwira nie miała silnego instynktu macierzyńskiego. Pewnie nigdy nie urodziłaby dziecka, ale liczyła, że może ono odciągnie Alana od tych wypraw. Wyjeżdżał coraz częściej. A Elwira musiała coraz więcej tłumaczyć, żeby starczało na życie. Z pięciu działek po teściu aptekarzu zostały już tylko trzy.
Kiedy dowiedział się, że Elwira jest w ciąży, zrobił jej awanturę. Po co dziecko w ich skomplikowanym życiu? Alpinista nie powinien mieć dzieci, może je przecież osierocić. Wszystko się zmieniło, kiedy zobaczył Milę w szpitalu. Od pierwszej chwili ją pokochał. Jak to on umiał – po wariacku.
Mila była śliczna. Jak z obrazka. Woził ją na spacery, karmił, przewijał. Elwira po raz pierwszy czuła, że naprawdę ma męża. Góry zostały przykryte pieluchami. Ale po roku stał się nerwowy, napięty. Byle co wyprowadzało go z równowagi. Elwira znała ten stan. Tak się objawiał głód wspinaczkowy. Wiedziała, że przed kolejną wyprawą nie powstrzyma go ani ona, ani Mila, ani nic na świecie. Przeklęty, cholerny narkotyk – myślała. Zupełnie tego nie rozumiała. Że można krzyczeć ze szczęścia, gdy dotrze się na szczyt. Spocony, brudny, padający z nóg człowiek, który doznaje euforii na jakiejś skale. Niepojęte.
– Spróbuj pójść ze mną – namawiał Alan. – Choćby na jakąś niewielką górę. Wtedy będziesz wiedziała. – Ty ryzykujesz życie i to wystarczy. Odkąd jest z nami córka, nie mam prawa do takich eksperymentów.
Elwira miała już 43 lata. Ale wciąż była ładna i oglądali się za nią mężczyźni. Zastanawiała się czasem, czy kochała swojego męża. Chyba tak, skoro zgodziła się po dwóch tygodniach, niemal z marszu, z nim zamieszkać. A może to była tylko ucieczka ze strasznego rodzinnego domu. Przywiązała się jednak do Alana i było to uczucie o wiele głębsze niż jakieś porywy serca. Ciągle miała w pamięci dom z zawsze wściekłym ojcem. Na wiele była się więc gotowa zgodzić, żeby utrzymać ten, który dostała od losu.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.